Dziś w czołówce tematów na portalach informacyjnych, obok nieśmiertelnego od jakiegoś czasu tematu imigrantów, informacja o śmierci pewnej australijskiej studentki, która spadła ze skały w Norwegii, gdy próbowała sobie zrobić zdjęcie. Zginęła na miejscu – poleciała około 200 metrów w dół. W komentarzach – masakra dziewczyny, propozycje przyznania nagrody Darwina za 2015, równanie z ziemią za głupotę, i oczywiście wytykanie, jaki to dzisiejszy świat jest kretyński, jak się zabijają przy robieniu selfie, że tylko komputery im w głowie, kiedyś tak nie było.

Otóż moi drodzy – kiedyś nie zabijali się przy robieniu selfie, bo nie było jak robić selfie. Śmierć z powodu chęci zaimponowania innym również była na porządku dziennym, zakładam, że nie rzadziej, niż dziś. Bo czym innym może być chęć zrobienia sobie zdjęcia w pięknym miejscu i wrzucenia go od razu na Instagram/Facebooka, jak nie chęcią zaimponowania innym? Żeby dali like, share? Dziś tak mierzymy poklask i sławę. Kliknięciami.

Podobno na osławioną skałę wejść bardzo trudno. Wędrówka tam trwa kilka godzin, na miejscu nie ma żadnych barierek ani lin. Co dziwnego w tym, że raz na jakiś czas zdarzy się tam wypadek? Normalne, prawda? Nie robimy szumu ze śmierci pod kołami samochodu, czy wypadku na autostradzie, a o pechowej dziewczynie trąbi cała Polska. A we wszystkich tych przypadkach najbardziej prawdopodobnym powodem zakończenia żywota było po prostu zmęczenie. Ktoś zasnął za kierownicą, dziewczyna zmęczona po kilkugodzinnej wędrówce potknęła się o kamień. Akurat w tym nieszczęśliwym miejscu.

Dziś ludzie umierają, robiąc selfie. Ale umierają również gotując, piorąc, jedząc, biorąc prysznic, więc naprawdę nie rozumiem, skąd na nagonka na biedną studentkę. Kiedyś ludzie również umierali przy najprostszych i najbardziej pospolitych czynnościach – nic pod tym względem się nie zmieniło. Jeżeli wszyscy wykonujemy codziennie jakąś czynność, to na te miliardy ludzi musi się zdarzyć, że ktoś przypadkiem na tym zarobi, a ktoś umrze.

Skąd tyle jadu?

Dziwię się, skąd tyle nienawiści w ludziach, którzy pisali komentarze pod artykułami na temat śmierci Australijki. Ta dziewczyna postanowiła odwiedzić malownicze miejsce i na pamiątkę zrobić sobie na miejscu zdjęcie – coś, co robimy wszyscy, gdy jedziemy odpocząć, na wakacje, jesteśmy w jakimś szczególnie ładnym miejscu.

Też czasem pośmieję się z cudzego nieszczęścia, gdy ktoś zrobi coś wybitnie głupiego, wybitnie kretyńskiego. Lubię czarny humor. Ale szydzenie z czyjejś śmierci tylko dlatego, że ktoś się potknął, to znacząca przesada. Dlaczego w takim razie nie śmiać się z himalaistów, którzy zakończyli życie w górach?Oni też chcieli tylko spełnić jakąś swoją fanaberię. Może lekko bardziej wymagającą, do której potrzebne jest odpowiednie przygotowanie, ale to wciąż tylko i wyłącznie fanaberia, jak zdjęcie na Instagrama – nikt ich tam siłą nie zaciąga, nikt nie przykłada lufy broni do skroni.

Rozdmuchany temat

Tak naprawdę ta wiadomość powinna przemknąć bez żadnego echa – w końcu to śmierć, jakich w tym samym dniu nastąpiło tysiące. Nie z powodu przewlekłej choroby, starości czy biedy. Przypadkowa, niespodziewana – ogromny cios dla rodziny, dla bliskich. W samej Polsce, jeśli chodzi tylko o wypadki samochodowe, mamy ponad 3000 osób rocznie. Dlaczego nie robi się takiego szumu wokół każdej z tych śmierci, a powyższa wzbudza takie emocje?

Bo samochód możemy prosto skojarzyć ze śmiercią. Media co rusz karmią nas obrazkami roztrzaskanych samochodów, przestrzegają przed pijanymi kierowcami. Artykuły na ten temat są tak bzdurne, że aż szkoda gadać. Nie umarła, bo się potknęła. Najważniejsze, że szła tam robić zdjęcie, że się cofała, że robiła selfie – selfie jest na topie, Instagram, Facebook to gorące tematy. Więc wzbudza emocje.

Więcej chłodnej analizy, mniej emocji.