Niedziela niehandlowa, więc wszystko zamknięte, ale skryłem się w galerii koło dworca, bo zostało mi parę minut do autobusu, a na dworze zimno i wiało niemiłosiernie. Rozejrzałem się po galerii – dziwnie wygląda, gdy jest otwarta, a jednocześnie wszystkie sklepy w środku pozamykane, za kratami. Moją uwagę zwróciła wystawka biura podróży. Z ciekawości rzuciłem okiem na oferty – rozbawiła mnie chociażby „Przygoda z szejkiem”. Ale najbardziej zaintrygowała mnie wycieczka do Tajlandii.

9 dni w hotelu trzygwiazdkowym, wylot z Warszawy, w cenie przelot, noclegi i śniadania. 4200 zł.

Cholernie dużo. Albo inaczej – za normalną cenę dostajesz… praktycznie nic. Trzygwiazdkowy hotel? Słabo. Przeloty? Maksymalnie połowa ceny. No i same śniadania. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem z powrotem na przystanek. Uśmiechnąłem się, bo za 6 tygodni podróży po Azji zapłaciłem… niewiele więcej. Ile dokładnie? Sprawdźmy po kolei!

Zaczęło się od przelotów…

A konkretnie siedziałem sobie z komputerem na kolanach, gdy za oknem rozpoczynała swe szaleństwa islandzka zima. Z ciekawości, jak zdarza mi się co jakiś czas, przeglądałem przeróżne loty na różnych kierunkach. Na początku moją uwagę zwrócił dość egzotyczny kierunek Wizz Aira – bardzo odstający na mapie lotów tego przewoźnika Kazachstan. Okazało się, że zimą z Budapesztu Wizz ma świetne ceny biletów do mroźnej Astany – około stówki za kilka tysięcy kilometrów, gdy w stolicy Kazachstanu panują mrozy po -20 a nawet -30 stopni. Nie planowałem żadnego dłuższego wypadu, ale skoro do tej pory przez Budapeszt tylko przejeżdżałem, a wielki i całkowicie nieznany mi Kazachstan w połączeniu z mroźną zimą wydał się bardzo kuszący, pomyślałem – czemu nie wyskoczyć choćby na tydzień?

Trochę podumałem, pomyślałem, i wyszło, że to świetny pomysł. Ale coś mnie tknęło, i postanowiłem sprawdzić sobie loty z Astany. A nuż trafi się jakaś perełka? Po jakimś czasie znalazłem. Bangkok. Przez Nowosybirsk. Za 600 złotych. Idealnie!

Planowałem zostać w Astanie, potem zostać w Nowosybirsku, i dolecieć do Bangkoku, a tam już myśleć, co dalej. Potem plan trochę zweryfikowałem, i uznałem, że nie opłaca mi się wyrabiać rosyjskiej wizy tylko dla kilku dni na Syberii, więc wybrałem opcję z przelotem z Astany do Bangkoku z przesiadką w Rosji, gdzie bez opuszczania lotniska nie potrzebowałem wizy do zmiany samolotu. Po jakimś czasie znalazłem sobie bardzo okazyjny powrót z Azji do Europy, a potem dokupiłem jeszcze kilka lotów na miejscu.

Uwaga – poniższe ceny dotyczą dwóch osób. Wszystko trzeba dzielić na dwa, by otrzymać koszt na głowę!

Tak wyglądały wszystkie podróże drogą powietrzną (plus jeden autobus)

02.02.2018 – Wrocław – Budapeszt, PolskiBus – 101 zł
04.02.2018 
– Budapeszt – Astana, Wizz Air – 394,93 zł
06.02.2018 
– Astana – Nowosybirsk – Bangkok, S7 Airlines – 1221,78 zł
26.02-03.03.2018 
– Kuala Lumpur – Bali (Denpasar) – Kuala Lumpur, Air Asia – 570,02 zł
05.03-11.03.2018 
– Kuala Lumpur – Kuching – Kuala Lumpur, Malindo Air – 349,19 zł
13.03.2018 
– Singapur – Londyn, Norwegian – 1296,56 zł
16.03.2018 
– Londyn – Wrocław, Wizz Air – 141,99 zł

Kilka słów o biletach

Te bilety zakupiłem sobie przed wyjazdem. I tu uwaga – ostatecznie zdecydowałem się na podróż z naprawdę małym plecakiem, czyli miałem ze sobą de facto tylko bagaż podręczny. Na przelot do Astany wykupiłem bagaż rejestrowany – stąd wyższa cena, z którego ostatecznie nie skorzystałem. Bilet do Bangkoku zawierał bagaż w cenie, tak samo loty na Borneo i z powrotem. Jeśli chciałbyś polecieć z większym bagażem, trzeba by go dokupić na przelot do Londynu, do Wrocławia i na Bali, czyli cena nieznacznie/znacznie by wzrosła.

Ile wyszło w sumie? Za podróż do Azji i z powrotem, 3156,26 zł, czyli 1578,13 zł za osobę. W miarę okazyjna cena, ale spokojnie za stówkę – dwie więcej można trafić przelot z Polski do Tajlandii naprawdę dobrymi liniami lotniczymi jak choćby Qatar Airways. Szału nie ma, ale nie nastawiałem się tutaj na jak najtańszy przelot, a spodobała mi się po prostu trasa – choć fakt tanich biletów też miał znaczenie.

Do tego przeloty na miejscu – trochę pojeździłem pociągami, ale na Bali za daleko, a na Borneo można dostać się tylko i wyłącznie drogą powietrzną. 459,61 zł – to dodatkowe koszty za połączenie lotnicze z rajskim Bali i dzikim Borneo. W sumie za przeloty – 2037,74 zł. A w cenie Budapeszt, Astana, Bali, Borneo, Tajlandia, Malezja i Singapur. Nieźle 🙂

…a później były wydatki na miejscu

Do zapisywania wydatków domu korzystam z dużej aplikacji na komputerze, ale w podróży byłoby to bardzo niepraktyczne. Postanowiłem poszukać jakiegoś fajnego narzędzia na telefon, i po chwili znalazłem – świetna aplikacja Tripcoin. Niestety, na razie dostępna jest tylko na iOS, ale w planach ponoć jest stworzenie również apki na Androida. Wszystkie wykresy w tym wpisie pochodzą właśnie z tej aplikacji – sprawdziła się w podróży naprawdę dobrze.

Cała podróż na miejscu kosztowała mnie 6427,04 zł za dwie osoby.

Noclegi, przejazdy, jedzenie, karty SIM – słowem wszystko, oprócz biletów, które zakupiłem przed wyjazdem.

Jak widać, najwięcej kosztowało jedzenie, trochę z powodu mojego lenistwa. Każda wizyta w sklepie spożywczym była wrzucana do apki jako jeden paragon, trafiający do kategorii „Jedzenie”, więc mamy tu małe przekłamanie, ale chyba jakoś to można przeboleć. To pierwsza sprawa. Druga sprawa jest taka, że nie płaciłem za noclegi na Bali, dlatego nie wpisałem ich do aplikacji. 7 noclegów kosztowałoby mnie 430 złotych, i taką kwotę należałoby dodać do powyższych wyliczeń.

Dlaczego nie płaciłem za nocleg w Indonezji? Z prostego powodu. Pamiętasz może mój wpis o Airbnb, gdzie tłumaczyłem, jak korzystać z tego portalu i umieściłem link, dzięki któremu po rejestracji otrzymasz zniżkę 100 zł na pierwszą podróż, a ja dostanę w zamian 50 zł za każdego nowego użytkownika. Kilkanaście osób odebrało już swój rabat, dzięki czemu ja także mogłem skorzystać ze sporego rabatu – polecajcie się wzajemnie, to działa.

Który kraj był najdroższy?

Najwięcej wydałem w Tajlandii, oczywiście dlatego, że byłem tam najdłużej:

wydatki są oczywiście w złotówkach, niech nie zmyli Cię znak dolara przy kwotach 🙂

Ale jeśli wziąć pod uwagę średnie wydatki na dzień, to Tajlandia spada na drugie miejsce. Pierwsze oczywiście zajmuje kraj z Europy, czyli Węgry:

Było to dla mnie lekkie zaskoczenie, porównując ceny chociażby w Tajlandii i Singapurze. Dziwiło mnie, że wydałem tam sporo więcej, niż choćby w Malezji. Ale w Tajlandii dużo jeździłem i odwiedzałem najbardziej turystyczne miejsca, jak rajskie wyspy Koh Samui i Koh Phangan. Niska średnia wyszła w Indonezji – ze względu na brak cen noclegów w zestawieniu. Mimo to Indonezja wydała mi się najtańszym krajem w podróży. A Rosja? 8 godzin czekania na przesiadkę, stąd te wydatki 😉

Trochę o noclegach i innych wydatkach

Jak widać, średnio nocleg kosztował mnie prawie 60 zł za noc. Za pokój dwuosobowy. Czy to dużo? Wydaje się, że bardzo mało, ale na azjatyckie standardy – wcale nie. Przy szukaniu noclegów miałem pewne wymagania, poniżej których nie chciałem zejść, i tego się trzymałem – cena była na drugim miejscu. Chodziło o:

  • ocenę na booking.com przynajmniej 8,0,
  • prywatną łazienkę,
  • klimatyzację w pokoju (choć tutaj nie raz odpuściłem – nie zależy mi na klimie tak bardzo)
Na ocenach z bookingu chyba jeszcze się nie zawiodłem 🙂

Standard może nie zawsze był na poziomie hoteli europejskich, ale zawsze było czysto, przyjemnie i przede wszystkim – zgodnie z opisem i zdjęciami. A często lepiej. Poleganie na opiniach z booking.com jeszcze mnie nie zawiodło, i szczerze polecam ten sposób wyszukiwania noclegu.

Co więcej? Jedzenie na miejscu było bardzo tanie, z tego właśnie słynie cała Azja Południowo – Wschodnia. Obiad za 4-5 zł w Tajlandii czy Indonezji to standard, ale za piątkę zjesz również pyszne, syte danie w cholernie drogim Singapurze! Często kupowałem owoce na targu, mniejsze zakupy robiłem zazwyczaj w małych sklepach z popularnej sieci 7-eleven, gęsto występujących w całej Azji. O cenach będzie jeszcze osobny, obszerny wpis.

A inne wydatki? Średnio 33 złote za transport – oczywiście za dwie osoby. Tutaj głównie chodzi o bilety na pociąg, dodatkowo bilety na jeden samolot, które kupowałem na miejscu – lot Kuala Lumpur – Singapur, jak i taksówki i autobusy na miejscu. Do kategorii różne (miscellaneous) wrzuciłem tylko jeden wydatek za 27 zł i nie pamiętam, co to było, a nie mam siły przegrzebywać całego programu. Travel i Activities to jakieś bilety wstępu i inne pierdoły, Internet i Mobile Phone – karty SIM i doładowania do nich, a Laundry to rzecz jasna pranie, czyli wybawienie. Średnio 3-5 zł kosztuje kilogram prania, które otrzymasz wyprasowane i pięknie poskładane.

Nieprzewidziane wydatki i zmiana planów

Po drodze musiałem trochę zmienić plany. Chciałem odwiedzić jeszcze północ i zachód Tajlandii, ale… wyszłoby z tego pewnie za dużo jeżdżenia i ostatecznie padło na dłuższe byczenie się na Koh Phangan. Muszę też przyznać, że trochę zaskoczyły mnie niektóre ceny transportu na miejscu. Tak, jak taksówki w Bangkoku są naprawdę tanie, działa Uber, Grab i do tego są tuk tuki, tak w pewnych miejscach masz tylko jeden wybór – cholernie droga taksówka, skuter, albo własne nogi. Kilka razy się naciąłem i musiałem wydać więcej, niż planowałem. Warto zawsze mieć trochę zapasu w planowanym budżecie – właśnie na takie nie dające się przewidzieć wydatki.

To jak wyszło – tanio, czy drogo?

Cały wyjazd od A do Z kosztował ostatecznie 5251,26 zł za osobę. Za przeloty, noclegi, przejazdy, jedzenie, pranie, karty SIM i wszystko, co tylko było potrzebne – po każdym wydatku łapałem telefon w dłoń i notowałem, żeby nic nie uciekło. Kwota pokrywa się też z bilansem na kontach bankowych 🙂

Czy to dużo, czy mało? Ciężko powiedzieć, nie ma dwóch takich samych wyjazdów. Ktoś pojedzie również na 6 tygodni, ale podwyższy lekko standard noclegów, pojedzie na zorganizowane wycieczki, zamiast zorganizować je samemu, i częściej będzie jadał w europejskich restauracjach, niż miejscowych, i kwota śmiało może się podwoić. Czy można wyjechać taniej? Pewnie, że tak. Można wziąć namiot, jeździć stopem i żyć za kilka zł dziennie.

Ja na tym wyjeździe starałem się przede wszystkim znaleźć równowagę. Znaleźć przyjemny, czysty i komfortowy nocleg, ale nie przepłacić za niego kilkakrotnie. Pojechać w fajne miejsca, ale częściej wyjazd zorganizować samemu, niż zapłacić 4x tyle innej firmie, która nie zrobi nic, czego nie mógłbym zrobić sam. Zdarzyło mi się wypić kawę droższą niż w Polsce, zapłacić za droższe atrakcje, ale częściej jednak stołowałem się jak miejscowi i wolałem lokalny autobus od klimatyzowanej taksówki. Jeśli odpowiada Ci taki sposób zwiedzania – to wyliczenie może Ci pomóc zaplanować swój własny wyjazd. Jeśli szukasz czegoś bardziej lub mniej komfortowego – zawsze to jakiś punkt odniesienia.

Ale patrząc na powyższe i ofertę z biura podróży – wydaje mi się, że te 9 noclegów w trzech gwiazdkach ze śniadaniami za ponad 4 tysiące są sporo przepłacone.