Próbowałem kiedyś wypłacić pieniądze z bankomatu w Argentynie. Nie udało się, a kilka godzin później czekała na mnie niespodzianka – próba wypłaty kilkuset dolarów w Chicago. Gdyby nie szybka reakcja banku i blokada karty, miałbym pewnie duży problem – skończyło się na szczęście na strachu i drżeniu o jedyną pozostałą w kieszeni kartę płatniczą, by sytuacja się nie powtórzyła.

Od tej sytuacji minęło sporo czasu, niejedno miejsce odwiedziłem, zebrałem trochę doświadczenia i dużo lepiej troszczę się o środki finansowe w podróży i przede wszystkim o ich zabezpieczenie w ten sposób, by żadne skimmery nie przyprawiały mnie o drżenie rąk i bardzo szybkie bicie serca.

Jak rozplanować finanse w podróży? Ile zabrać gotówki, a ile zostawić na koncie? Jak nie dać się oszukać przy wymianie pieniędzy? Szczęśliwie do tej pory jeszcze nikt w podróży mnie nie okradł (z gotówki czy pieniędzy na koncie – za to straciłem plecak), nieraz pewnie dzięki zwykłemu szczęściu. Dziś dzielę się z Tobą moimi sposobami na zadbanie o pieniądze w podróży.

Nie tylko jedna karta. Jak zadbać o karty płatnicze?

To podstawa. Grunt, to mieć ze sobą zdecydowanie więcej, niż jedną kartę płatniczą, z kilku względów:

Po pierwsze, różne karty nie są często akceptowane w różnych państwach. Jeśli dobrze pamiętam, to kilka lat temu ciężko było znaleźć mi sklep w Holandii, w którym mógłbym zapłacić Visą. Warto przeszperać internet, jak jest z akceptacją danej karty w naszym kraju docelowym, i na wszelki wypadek i tak mieć ze sobą zarówno Visę, jak i MasterCard. I pamiętać, że Maestro nie równa się MasterCard, i czasem tam gdzie działa ta ostatnia, to Maestro może nie zadziałać.

Po drugie, bank może zablokować nam kartę. Z różnych względów – może to być pomyłka, bo skorzystanie z karty po kilkunastu godzinach na drugim końcu świata może algorytmowi wydać się podejrzane. Może też zrobić to właściwie, i uratować Cię przed utratą sporej ilości kasy – na przykład w momencie, gdy Twoja karta, tak, jak kiedyś moja, została zeskanowana, i tysiące kilometrów dalej ktoś próbuje wypłacić z niej pieniądze. W tym drugim wypadku plastik nie nadaje się już do niczego, a jeśli nie masz innej karty – wszystko staje się utrudnione. Można kombinować z kartami wirtualnymi i wiele spraw załatwić, ale czasem gotówka bywa niezastąpiona.

Limity i konta

Kolejna kwestia, to odpowiednie limity na kartach. Jeśli już coś się stanie, ukradną Ci kartę razem z PIN-em, a Ty nie masz jej jak zablokować, co wtedy? Luz, jeśli masz limit wypłat 100 złotych, i zablokowane płatności online. Jeśli o to nie zadbasz, może być krucho. Tutaj szczególnie polecam Revoluta (pisałem trochę o tej usłudze we wpisie Revolut – nowa jakość, rewolucja, czy nic specjalnego?), ponieważ kilkoma kliknięciami w aplikacji zmieniamy limity, włączamy/wyłączamy możliwość wypłat z bankomatów itd. Bardzo łatwy w dostosowaniu do swoich potrzeb. Ja często w egzotycznych krajach po prostu wyłączam wszystkie funkcje karty, a jak idę do bankomatu, to chwilowo zmieniam limity i włączam możliwość wyjmowania pieniędzy z konta.

Warto też pieniądze trzymać na osobnym koncie. Na przykład oszczędnościowym, albo osobnym rachunku, do którego nie jest podpięta żadna karta, ale znajduje się w tym samym banku. Wtedy nawet, gdy stracisz kartę, i zapomnisz o limitach, dużo nie stracisz. A w momencie, gdy potrzebujesz wypłacić pieniądze, robisz szybki przelew i po sprawie.

W miarę możliwości – płać kartą

Staram się płacić kartą w każdym miejscu, w którym jest taka możliwość, i nie wygląda za bardzo podejrzanie. A przede wszystkim przez internet – za hotele, bilety autobusowe czy lotnicze, itp. itd. Powodów jest kilka – wygoda, szybkość, fakt, że tego typu płatności można dokonać praktycznie wszędzie. Ale główny jest jeden – usługa chargeback. Jeśli jeszcze jej nie znasz, to tak na szybko pisząc, pozwala na odzyskanie pieniędzy praktycznie w każdym przypadku, gdy ktoś nie wywiąże się z usługi, za którą zapłacisz, albo np. naliczy podwójnie płatność. Bardzo przydatna i dobrze działająca usługa, o której sam dowiedziałem się dość niedawno.

Zawsze miej ze sobą trochę gotówki

Gdy lecę do jakiegokolwiek kraju, zawsze staram się zorganizować choć trochę gotówki w miejscowej walucie. Nawet, jeśli mam sporo przepłacić, bo nie ma innej opcji, biorę ze sobą parę miejscowych banknotów. Dlaczego, skoro się nie opłaca?

Proste – wolę zapłacić na miejscu w Polsce parę groszy więcej, żeby zdjąć z siebie presję szybkiej wymiany pieniędzy bądź wypłaty z bankomatu na miejscu. Z doświadczenia niektórym bankomatom nie ufam, do tego w niektórych krajach wypłata pieniędzy oprócz kosztów przewalutowania itp. wiąże się z dodatkową prowizją, zazwyczaj w przedziale od 20 do 30 złotych (tak jest choćby w Brazylii, Argentynie czy Tajlandii). Nie chcę też wymieniać żadnych pieniędzy na miejscu od razu, bo ciężko na starcie połapać się w kursach, i łatwo jest przepłacić sporo więcej. A najgorzej chyba jest być zmuszonym do zapłacenia za na przykład taksówkę w dolarach, wtedy na pewno stracimy jeszcze więcej.

Zawsze mam ze sobą również ukrytą kwotę na czarną godzinę. Jest to 100 dolarów, w dwóch pięćdziesięciodolarówkach, w dwóch różnych miejscach. Kwota absolutnie nie do ruszenia i całkowicie zapasowa – na wypadek, gdybym został goły i wesoły. Na szczęście nigdy nie musiałem nawet pomyśleć o skorzystaniu z tych pieniędzy.

Wymiana waluty na miejscu

Biorąc pod uwagę wysokie prowizje w bankomatach i czasem kiepskie kursy z podwójnym przewalutowaniem, czasem opłaca się zabrać ze sobą trochę gotówki z Polski – w innej walucie. W zależności od miejsca docelowego do wymiany najlepiej nadawać się będą albo dolary amerykańskie, albo euro. Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że w niektórych krajach, zwraca się uwagę na nominały banknotów, ich stan a nawet rok wydania – im lepsze i większe, tym wyższy otrzymamy przelicznik. Przed wyjazdem wystarczy poszukać w internecie informacji o wymianie pieniędzy w danym kraju.

Pieniądze na miejscu staram się wymieniać tylko w bankach. Z prostego powodu – by nie zostać oszukanym. Czytałem kiedyś historię chłopaka, który wymienił pieniądze na ulicy w którymś z krajów Ameryki Południowej i otrzymał w zamian odpowiednią kwotę, po bardzo dobrym kursie. Okazało się tylko, że dostał banknoty chyba sprzed denominacji, w każdym razie takie, które już dawno wyszły z użytku – były po prostu bezużyteczne. Jest także mnóstwo podejrzanych lokali zwących się kantorami, ja wolę unikać rozczarowania i nerwów i iść do oficjalnej placówki (choć czasem nie ma wyjścia – zdarzało mi się wymieniać kasę w ciemnych spelunkach).

Asertywność to podstawa

Jeszcze tylko tak na koniec – już nie do końca o oszustwach, choć łatwo można stracić sporo pieniędzy. Mowa o nachalnych sprzedawcach, przede wszystkim tych, którzy uderzają w nas od razu na lotnisku, czy w każdym nowym miejscu. Naskakują na turystów, wykorzystują ich brak asertywności, pierwszą wizytę w nowym miejscu, nieznajomość nowego świata, cen… słowem atakują wściekle, czasem przymilnie, czasem podstępnie, tylko po to, by naciągnąć Cię na jak największe pieniądze. Oferują fenomenalną cenę za taksówkę, która zaraz będzie nieaktualna, choć po przejściu kilkuset metrów dostaniesz cenę kilkukrotnie niższą. Gwarantują świetną wycieczkę w świetnej cenie – przepłacasz tylko 4 razy! Obiecują świetną jakość tej pięknej sukienki – po kilku praniach jest do wyrzucenia.

Niestety, takich sprzedawców w różnych częściach świata jest mnóstwo – zwłaszcza w krajach arabskich i w Azji Południowo-Wschodniej. Sporo się już naoglądałem, sporo przepłaciłem, ale nauka nie poszła w las. Teraz wiem, że kto zazwyczaj najgłośniej krzyczy i nalega, oferuje najgorsze badziewie i gwarantuje kilkukrotną przebitkę. Trzeba nauczyć się mówić nie, i nie ulegać presji, a nasz portfel będzie nam naprawdę wdzięczny. Lepiej nie podejmować żadnych decyzji na gorąco, zwłaszcza w nowym miejscu, a spokojnie ustalić wszystko wcześniej, albo przemyśleć dokładnie już na miejscu.

Wszystkie porady opieram tutaj przede wszystkim na własnym doświadczeniu. Zeskanowali mi kartę w Argentynie, bo wjechałem do tego kraju bez ani jednego peso. Przepłacałem, bo nie miałem lokalnej waluty, dawałem się naciągać różnym krzykaczom, bo za mało razy potrafiłem powiedzieć stanowczo „nie”.

Grunt to wyciągać wnioski i uczyć się na błędach – Ty naucz się na moich, a zobaczysz, że ogarnięcie wszystkich spraw bankowych jest proste, jak się dobrze przygotujesz, a asertywność… to kwestia wprawy.

I sporo pieniędzy zostanie w kieszeni – na przyjemne rzeczy!