Listopad 2016 roku, przemierzam jedno z identycznych, małych miasteczek położonych przy Ruta Nacional 16 w Argentynie. Jest dokładnie 39 stopni w cieniu, a na niebie ani jednej chmurki. Za mną dwa kilometry, do przejścia kolejne cztery. Nie brzmi strasznie, prawda? Nie byłoby, gdyby nie jeden szczegół. Słońce, upał – to wszystko można przeboleć. Najgorsze było ponad 20 kilogramów na moich plecach. Wielki plecak, masa ciuchów, ogromny namiot, śpiwór – była to moja pierwsza wyprawa tak daleko na kilka tygodni, i przy pakowaniu popełniłem masę błędów.

Kupując bilety do Azji nie brałem w ogóle pod uwagę innej opcji, niż kolejna podróż z dużym plecakiem. Od razu przy bukowaniu biletów dokoptowałem do rachunku bagaż rejestrowany. Kilka, czy kilkanaście dni później mnie olśniło… „Chłopie, co ty robisz! Bierz mały plecak!” trafiło jak piorun w moją głowę i nie chciało jej opuścić. Na początku zacząłem dopuszczać w ogóle taką myśl, po to, by później ładnie ją zaplanować i w końcu… teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieć ze sobą większy bagaż, niż miałem, a jeszcze sporo bym go odchudził.

Podróżowanie na lekko jest zdecydowanie przyjemniejsze, a większości rzeczy, które wydają nam się niezbędne, na wyjeździe po prostu nie ruszymy. Co zabrać? Jak się spakować? Co rzeczywiście może się przydać, a co jest zbędne w dłuższej podróży? Wszystko na przykładzie mojej ostatniej dłuższej podróży – a zaliczałem miejsca po +35 stopni, ale również takie po -25…

Ciepło i zimno – w dżunglę przez Kazachstan – ubiór

Skompletowanie ciuchów na tak zróżnicowaną trasę przyprawiło mi na początku trochę kłopotów. Wyjeżdżałem z Polski do Budapesztu, gdzie panowała zima – był początek lutego. Stamtąd leciałem na dwa dni do Kazachstanu, który był świeżo po ataku syberyjskich mrozów (tydzień przed moim przyjazdem do Astany zanotowano tam -56 stopni!). Potem czekał mnie lot do Bangkoku przez Nowosybirsk. W Bangkoku – wiadomo, cieplutko, jak w praktycznie całej Azji Południowo-Wschodniej. Mimo to nie miałem do końca zaplanowanej podróży – a jest tam trochę miejsc, w których temperatury znacząco spadają. Co zabrałem?

  • kurtkę puchową – najlepsze rozwiązanie, sprawdziła się w podróży przez Europę, wystarczyła na Kazachstan. Do tego nieraz ratowała życie w Azji – przede wszystkim podczas oczekiwania na lotniskach i w samolotach. Jakoś tak to działa, że w tropikach ludzie lubują się w ustawianiu klimy na minimum. Tak było w Brazylii, Argentynie, Chile, i teraz w krajach azjatyckich. Puchówka do tego po zwinięciu zajmuje bardzo mało miejsca i mało waży – obowiązkowy element.
  • bieliznę termoaktywną – świetnie sprawdziła się jako pierwsza warstwa w Kazachstanie, do tego pomagała nieraz w dżungli. Wtedy, gdy było ciepło, a człowiek chciał ochronić się dodatkowo przed komarami. Zakładałem krótkie spodenki na termoaktywne legginsy i po krzyku.
  • buty trekkingowe – w sam raz na europejską zimę i do spacerów w Astanie. W Azji przydawały się mniej, ale na pewno były numerem jeden na wycieczki po dżungli.

Oprócz tego kilka t-shirtów, parę bokserek i par skarpetek, i, obowiązkowo, japonki. Nic lepszego nie możesz zabrać do ciepłych rejonów Azji do spacerowania.

Tutaj małe wtrącenie – dużo daje mi pakowanie ubrań według znalezionego kiedyś w internecie sposobu. Pozwala mi zaoszczędzić sporo miejsca, a przy okazji dodaje dużo do wygody – wszystko jest elegancko uporządkowane. Wszystko wyjaśni poniższy filmik:

Błąd popełniłem przy wyborze spodenek – zabrałem dwie pary jeansowych szortów i tylko jedne materiałowe – powinienem zrobić odwrotnie. Do tego jedna para długich spodni i koniec trudów odzieżowych – naprawdę nie potrzeba nic więcej!

Puchowa kurtka sprawdziła się świetnie w Kazachstanie, ale również na wyziębionych, azjatyckich lotniskach

Mycie i plażowanie – kosmetyki i ręczniki

Ręcznik to prosta sprawa – zabrałem ze sobą jeden, szybkoschnący. Ma dużo zalet – zajmuje mało miejsca, bardzo szybko schnie, nie trzeba go aż tak często prać. Na minus (bardzo subiektywny) – nie mogę przyzwyczaić się do uczucia przy wycieraniu się takim ręcznikiem, zdecydowanie wolę taki duży i puchaty – ale taki detal przegrywa z zaletami noszenia małego zawiniątka, zamiast wielkiego ręcznika.

A jak ma się sprawa z kosmetykami? W końcu zdecydowałem się na bagaż podręczny, więc nie mogłem przewozić opakowań o większej pojemności, niż 100 ml. Wziąłem tylko małe perfumy (a co!), dezodorant i pastę do zębów, a takie rzeczy jak żel pod prysznic kupowałem na miejscu. Zawsze zabieram ze sobą tylko awaryjną buteleczkę 100 ml, na wypadek, gdybym nie znalazł sklepu z chemią. Dobrym rozwiązaniem jest też zabranie ze sobą mydła w kostce – jego nie dotyczą restrykcje takie, jak płynów, więc na podróż może to być niezłe rozwiązanie.

Zdrowie najważniejsze – co z apteczką?

Na ten temat pisałem już we wpisie po podróży po Ameryce Południowej – Plecak moim domem. Poniżej akapit dotyczący apteczki:

Uważam, że trzeba ją mieć ze sobą na każdym wyjeździe, zwłaszcza, jeśli planujemy jakiekolwiek noclegi na dziko, poza miastem, z dala od domu. Zawsze może trafić się nam jakaś mało przyjemna sytuacja, która może przerodzić się w sytuację bardzo nieprzyjemną, a można by jej było zaradzić zwykłą wodą utlenioną, czy plastrem. Wożę ze sobą: wodę utlenioną, wapno, antybiotyk, plastry, gazę, bandaż, rękawiczki, sól fizjologiczną, stoperan/węgiel, maść na stłuczenia, ibuprofen/paracetamol. Do tego oczywiście folia NRC.

A co z komarami?

Nauczyłem się, że świetnie na komary działają przede wszystkim środki z wysoką zawartością DEET-u. W tropiki wożę ze sobą repelent firmy Mugga o pięćdziesięcioprocentowej zawartości tego środka, i zazwyczaj mam spokój. Polecam gorąco – nie miałem nigdy nic bardziej skutecznego w walce z tymi bzyczącymi potworkami.

źródło: https://www.mugga.com.pl/na-komary-tropikalne-mugga-tropical-50-deet-spray-75ml-skuteczny-na-komary-tropikalne-muga-strong-nowa-p-10.html

Plecak i rzeczy biwakowe

Tym razem nie zabierałem ze sobą żadnego sprzętu biwakowego. Pierwszy raz od lat nie wziąłem ani namiotu, ani śpiworu, karimaty i innych przyborów potrzebnych do nocowania w terenie – noclegi w Azji po prostu są bardzo tanie, a ja nie planowałem jakichś dłuższych eksploracji dzikich terenów.

Jeśli chodzi o plecak – spakowałem się do plecaka z Decathlonu o pojemności 20 litrów. Taka pojemność wystarczyła mi idealnie, choć miałem ze sobą dodatkowy, mały plecaczek, do którego czasem chowałem elektronikę i książkę.

Elektronika

No i tutaj jest już bardzo indywidualnie – każdemu będzie potrzebne coś zupełnie innego. Ja zabieram sporo, ale do największych maniaków i tak mi daleko – brak w mojej kolekcji chociażby drona. W podróż biorę ze sobą małego laptopa – mam 13-calowego della, bardzo cienkiego, w pakiecie zabieram tylko myszkę i zasilacz. Kolejny punkt to mała kamerka sportowa – tutaj akurat towarzyszy mi bardziej budżetowy sprzęt, Xiaomi YI.

Jeśli chodzi o aparat fotograficzny – wożę ze sobą od jakiegoś czasu prostą lustrzankę, Nikona D3300 w zestawie z podstawowym obiektywem 18-55, ale rozważam teraz dwie opcje:

  • rozbudowanie zestawu – dokupienie dwóch obiektywów (krajobrazowego i jakiegoś teleobiektywu), albo
  • przerzucenie się w podróży z dużej i ciężkiej lustrzanki na jakiś bezlusterkowiec.

Na razie cały czas temat ten mieli mi się w głowie, i pewnie sporo czasu minie, zanim rozwiążę ten dylemat – chętnie posłucham rad bardziej doświadczonych z fotografią podróżniczą użytkowników.

Do każdego sprzętu oczywiście ładowarki i zasilacze, do tego obowiązkowo powerbank. W podróży mam też zawsze ze sobą telefon komórkowy. Jak dbam o to, by nie stracić gotowego materiału (zdjęcia, filmy) w trakcie podróży? W miarę możliwości, gdy tylko dopadnę wi-fi, przerzucam wszystko na Dropboxa. Wykupiłem tam sobie jakiś podstawowy pakiet premium i za 10€ miesięcznie mam do dyspozycji 1TB przestrzeni – na razie zapełniłem 1/3, więc wystarczy na jeszcze długi czas.

Dodatkowy niezbędnik

Dwa niezbędne podpunkty z poprzedniego wpisu, które pozostały w całości aktualne w mojej ostatniej podróży:

Latarka – tutaj chyba za bardzo wyjaśniać nie trzeba – nie raz i nie dwa znalazłem się w sytuacji, że noc zastała mnie w nieoczekiwanym miejscu/czasie. I nie chodzi o latarkę w telefonie – koniecznie zwykła latarka + komplet zapasowych baterii. Oprócz możliwości uniknięcia na przykład zwichnięcia kostki, pozwala również uniknąć czasem trochę strachu.

Kopie dokumentów + trochę gotówki – niezależnie od tego, czy jestem w Polsce, czy za granicą, zawsze wożę ze sobą dodatkowo kserówki dokumentów i ubezpieczenia, na wypadek zgubienia czy kradzieży oryginałów. W razie nieszczęścia pozwala to znacząco przyspieszyć część formalności. Do tego zawsze mam ze sobą trochę gotówki, nawet, jeśli zwykle płacę kartą (zwłaszcza za granicą) – płatności elektroniczne często lubią płatać figla w najmniej oczekiwanych momentach, i warto awaryjnie mieć żywy pieniądz na czarną godzinę.

To, co dorzuciłem do tego zestawu, to karta Revolut. Pisałem już o niej we wpisie Revolut – nowa jakość, rewolucja, czy nic specjalnego? i muszę przyznać, że w Azji sprawił się świetnie. Ani razu nie zapłaciłem dodatkowej prowizji za nic (oprócz tego, co wyświetlał i pobierał czasem sam bankomat), przeliczniki były świetne – wszystko tak, jak powinno być.

Mniej bagażu – większa wygoda

Wiele się zmieniło przez te 18 miesięcy w kwestii mojego stosunku do bagażu. Wtedy uważałem, że trzeba mieć ze sobą jak najwięcej przydatnych rzeczy i być gotowym na każdą ewentualność. Teraz wydaje mi się, że lepiej wszystkie te zawsze potrzebne rzeczy, których zazwyczaj i tak nie używamy, zastąpić otwartą głową i pomysłowością – a na plecach dźwigać jak najmniej. Bagaż do Brazylii ważył dwadzieścia kilogramów na 3 tygodnie – teraz na 6 tygodni, biorąc dodatkowo ciuchy zimowe, spakowałem się w 20 litrów i zmieściłem spokojnie w dziesięciu kilogramach. Trzeba też pamiętać o tym, że zazwyczaj nie jeździmy w całkowicie odcięte od cywilizacji miejsca, i prawie wszędzie kupisz to, co w Polsce.

Teraz jestem bardzo ciekaw, jak będzie wyglądał mój plecak za kolejnych 18 miesięcy. A może o czymś zapomniałem? Co Ty zabierasz ze sobą obowiązkowo?