Snæfellsnes. To jedno słowo z trudną pisownią i ciężką wymową – to rzecz wspólna dla wszystkich postaci wymienionych w tytule. To na tym islandzkim półwyspie nakręcono masę ujęć do filmu „Sekretne życie Waltera Mitty”, z szaleńczym biegiem do odlatującego helikoptera na czele. Od wulkanu Snæfellsjökull zaczynała się przygoda bohaterów „Podróży do wnętrza Ziemi” Juliusza Verne’a – to ten wygasły olbrzym miał być bramą do środka naszej planety. Góra Kirkjufell pojawiała się niejednokrotnie w 6 i 7 sezonie Gry o Tron.

Gdy ruszałem samochodem z Keflaviku, pogoda była świetna. We wspaniałej aurze przedostałem się przez stolicę Islandii, Reykjavik, i ruszyłem dalej na północ. Drogę umilał piękny krajobraz, potężne góry majaczące tuż nad Oceanem Atlantyckim, który poprzez majestatyczne fiordy wbija się w brzegi Islandii. W końcu w małym miasteczku Borgarnes zjechałem z głównej krajowej drogi numer jeden i znalazłem się na półwyspie Snæfellsnes.

Po chwili całe niebo pokryły chmury, a im więcej pokonywałem kilometrów, tym opadały niżej. Droga wznosiła się i opadała, aż w końcu odważnie ruszyła pomiędzy wysokie góry, osnute gęstą mgłą. Widoczność 50 metrów, wszystko szare, do tego mocny deszcz i kompletna pustka na drodze. Do tego po chwili zaczyna się stromy zjazd, a asfaltowa droga… staje się żwirową. Na jedyne kilka kilometrów. Witajcie na zachodzie!

Portowe miasteczka jak z bajki. Ólafsvik

Gdy pierwszy raz odwiedziłem Skandynawię, byłem zachwycony architekturą. Poza Oslo praktycznie wszędzie spotykałem się z ładnymi, kolorowymi, drewnianymi domkami, na których malowaniu zresztą niejeden rodak dorobił się sporych pieniędzy. Islandię wyobrażałem sobie podobnie – niestety, oglądając Reykjavik i południową część kraju, naprawdę się rozczarowałem. Wszystko jest tam po prostu nijakie.

Gdy trafiłem do Ólafsviku, naprawdę szczerze się uśmiechnąłem mimo tego, że aura w ogóle nie nie sprzyjała uśmiechom. To właśnie na półwyspie Snæfellsnes znalazłem masę małych, portowych miasteczek, gdzie wszystko jest schludne, kolorowe i eleganckie. Same miejscowości na półwyspie to głównie porty, a mieszkańcy, oprócz turystyki, zajmują się rybołówstwem.

Pogoda była bardzo ponura, ale nadawała całej podróży naprawdę fajnego klimatu

Snæfellsjökull – skąd ruszyć do samego wnętrza Ziemi?

– Zwróć uwagę na zachodnie wybrzeże Islandii. Czy widzisz stolicę Reykjavik? Doskonale. Posuwaj się teraz w górę, wzdłuż niezliczonych fiordów poszarpanego przez morze wybrzeża, i zatrzymaj się nieco poniżej sześćdziesiątego piątego stopnia szerokości geograficznej. Co tam widzisz?
– Rodzaj półwyspu przypominającego ogryzioną kość, zakończoną olbrzymią rzepką.
– Trafne porównanie. A czy nic nie widzisz na tej rzepce?
– Owszem, górę, która zdaje się wyrastać z morza.
– To właśnie Sneffels.
– Sneffels?
– Tak jest góra wysoka na pięć tysięcy stóp, jedna z największych na wyspie i niewątpliwie najbardziej godna podziwu na całym świecie, skoro krater jej sięga aż do środka kuli ziemskiej.
– Ależ to niemożliwe! – zawołałem (…)

Taki fragment znajdziemy w bardzo znanej książce – Wyprawy do wnętrza Ziemi napisanej przez Juliusza Verne’a. Czytałem ją dwukrotnie, pierwszy raz, gdy byłem bardzo młody i drugi raz jakiś rok czy dwa przed wyjazdem na Islandię. Nie podejrzewałem jeszcze wtedy, że już niedługo będę stał u stóp wulkanu, poprzez którego krater bohaterowie książki zaczęli podróż wprost do środka naszej planety.

Samego szczytu nie udało mi się zobaczyć – gęsto otaczały go chmury:

Spowity w chmurach wulkan Snæfellsjökull

Góra nie należy do najwyższych na wyspie, wznosi się na wysokość ponad 1400 metrów. Za to wejście na szczyt nie należy do najbezpieczniejszych – górna część pokryta jest przez lodowiec, więc zdobywać go jest najlepiej w grupie z doświadczeniem, lub z wynajętym przewodnikiem.

Wiele atrakcji skrywa również otaczający górę Park Narodowy:

Djúpalónssandur

Klimatyczna, czarna plaża, do której można dojechać samochodem (parking znajduje się jakieś 40 metrów od punktu widokowego). Plaża jest bardzo ładna, zazwyczaj jest tam mało ludzi, do tego często występujące chmury nadają miejscu świetnego klimatu. W okolicy znajduje się też kilka krótszych lub dłuższych szlaków trekkingowych (do 2 godzin).

Krater Saxhólar

Mały, bardzo łatwy do zdobycia krater wulkaniczny, który powstał około 3-4 tysiące lat temu. Na jego szczyt prowadzą metalowe schodki. Wygląda ciekawie, wejście na górę trwa kilka minut, a stamtąd jest przesympatyczny widok na okolicę.

Najbardziej rozpoznawalna góra Islandii – Kirkjufell

Jechałem dalej, chmury wciąż były nisko, przykrywały większość okolicznych gór, a deszcz padał w najlepsze. Nawigacja pokazywała, że jestem minutę jazdy od Kirkjufell, ale bardzo dobrze pamiętałem, jak wygląda, a nigdzie w pobliżu nie mogłem jej dostrzec. Zaparkowałem samochód, rozejrzałem się… i jest. Ikona Islandii wygląda tak, jak na wszystkich zdjęciach, tylko z jednej perspektywy. Odejdziesz kawałek dalej, spojrzysz z innego miejsca – zupełnie inne miejsce! W 2006 roku jeden z Islandzkich fotografów zrobił zdjęcie góry wraz z okolicznym małym wodospadem, i od tej pory wszyscy odwiedzający muszą zrobić zdjęcie z tego miejsca:

Kirkjufell z najbardziej rozpoznawalnego ujęcia
Ja chciałem tylko jak najszybciej stamtąd uciekać – góra wcale mnie nie urzekła, a pogoda wcale nie sprzyjała staniu i czekaniu, aż będzie można cyknąć zdjęcie bez dziesiątek turystów w kadrze

Góra jest ładna, ale wydaje mi się, że w przeciwieństwie do wielu atrakcji Islandii, ta jedna lepiej wygląda na zdjęciach, niż na żywo. Widoczny na zdjęciu wodospad to Kirkjufellsfoss. Zdjęcie zrobione, czas ruszać dalej!

Walter Mitty, Grenlandia i fiordy zachodnie. Miasteczko Stykkishólmur

Po pół godziny jazdy i szybkim minięciu miasteczka Grundarfjörður trafiłem do chyba najbardziej wysuniętej na północ mieścinki na półwyspie. Stykkishólmur. Znajomy Islandczyk powiedział mi, że to jego ulubione miejsce, najfajniejsi ludzie w kraju, weseli, zawsze chętni do imprezowania, zawsze uśmiechnięci. Gdy tam dojechałem, nawet pogoda poprawiła się jakby na potwierdzenie jego słów – pierwszy raz tego dnia przestało padać.

Stykkishólmur jest przede wszystkim dla wielu osób punktem wypadowym na fiordy zachodnie – właśnie stąd wypływają promy.

Ale nie tylko!

Tutaj kręcono sceny do filmu Sekretne życie Waltera Mitty, to właśnie to małe miasteczko grało Grenlandię, tutaj Walter siedział w barze i wybiegał w kierunku startującego helikoptera przy dźwiękach Space Oddity:

A tak prezentuje się porównanie sceny z filmu ze zdjęciem na miejscu. Trochę się zmieniło, ale nie tak bardzo – jak widać Islandia bardzo dobrze potrafi udawać Grenlandię:

Na Stykkishólmur skończyła się moja przygoda z półwyspem Snæfellsnes. Po dwóch godzinach sennego bujania się po miasteczku ruszyłem leniwie w drogę powrotną, i gdy tylko zjechałem z półwyspu, od razu przywitało mnie słońce. Czy to przypadek? Bardzo możliwie, ale tak właśnie zapamiętam tę specyficzną część Islandii – przepiękne, górskie i wulkaniczne krajobrazy, ciężka, pochmurna pogoda, masa atrakcji i piękne, małe i kolorowe, portowe miasteczka. Pierwszy raz od dłuższego czasu wyrwałem się poza dobrze znane mi części tej wyspy, i były to naprawdę udane dwa dni – niezależnie od pogody, Snæfellsnes zachwyca. A deszcz, wbrew pozorom, tylko dodaje mu uroku.