Na skrzynkę przychodzi Ci e-mail z newslettera, którego zasubskrybowałeś, by wyłapać fajną okazję na wczasy. „ERROR FARE! Loty z Europy do Brazylii za 840 PLN”, grzmi tytuł. Marzyłeś o Brazylii, Amazonia to kraina, do której co chwilę wracasz myślami. Masz pieniądze na koncie, a na ten moment czekałeś ostatnich kilka miesięcy – wszak loty do Brazylii zwykle kosztują kilka razy więcej. Właśnie dla takiego momentu zapisywałeś się do tych wszystkich newsletterów i codziennie przekopywałeś przez tonę maili o treści, która zupełnie Cię nie interesuje. Okazja – marzenie!

Minęła pierwsza godzina, druga, trzecia. W końcu minął cały dzień, a Ty odpuszczasz. Nie kupiłeś biletu, a oferta właśnie przestała być aktualna – cena wróciła do normalności, 3500 zł. Zjadły Cię wątpliwości, a może strach przed nieznanym? Za dużo ale, za dużo nie wiem.

Ze skrajności w skrajność

Temat wbrew pozorom nie jest taki łatwy, bo nie sztuką jest rzucać się na każdą okazję, olewać wszelkie zobowiązania, budżet i ruszać ku przygodzie. Często spotykam się z dwoma skrajnościami – ludzie, którzy łapią każdą promocję, nie przejmując się niczym, i ludzie, którzy przejmują się za bardzo, i wiele świetnych możliwości w swoim życiu wypuszczają z rąk, przez nadmiar wątpliwości. Sam należałem chyba do obydwu tych grup w różnych momentach mojego życia.

Jaki jest problem naszego bohatera?

Ma kasę. Ma czas. Ma świetną okazję. Ale nie ma pewności. Po prostu się boi – wątpliwości go zjadają, zaczyna wynajdować sobie wymówki – czy tam na pewno będzie bezpiecznie? Czy na pewno mogę sobie na to pozwolić?

Wszystkie te pytania trzeba sobie zadać, ale…

…trzeba je sobie zadać wcześniej. I w momencie, w którym trzeba podjąć decyzję, być już przygotowanym. Często pękamy w ostatnim momencie – sam nieraz zostałem wystawiony przez moich niedoszłych kompanów w podróży w ostatniej chwili. Nawet 20 minut przed wyjściem z domu. Bo lekarz, bo to, bo tamto. Najczęściej zaciskałem zęby i ruszałem sam, a przygoda okazywała się jeszcze lepsza.

Gdy marzymy o podróży w jakieś miejsce, zrobieniu czegoś niesamowitego, wszystko wydaje się idealne. Piękna plaża, złocisty piasek, wysoki szczyt czy najpiękniejszy kanion. Nie widzimy żadnych przeszkód, bo marzy się łatwo. Idealizujemy. Ale gdy nagle wszystko staje się realne, możliwe do zrobienia – zaczynają nam w głowach piętrzyć się trudności.

Nie takie Tatry straszne

Pamiętam, gdy pierwszy raz od lat chciałem wyruszyć w Tatry, byłem cholernie podekscytowany, w końcu pójdę w góry! Zaplanowałem trasę, na pierwszy ogień postanowiłem wejść na Świnicę (jeden z wyższych szczytów ze szlakiem turystycznym). Szlak 3/5 w skali trudności, co może pójść źle? Odpaliłem więc filmiki ze szlaku, żeby przygotować się jak najlepiej do tego, co mnie czeka. I zdębiałem – byłem pewien, że nie dam rady, sparaliżuje mnie strach, albo w pewnym miejscu po prostu spadnę i się zabiję.

Wynajdowałem powoli wymówki. Że może to nie dla mnie na początek, że może powinienem wejść najpierw na Kasprowy, czy gdziekolwiek indziej. Ale kiedyś byłem już na Kasprowym, i to spacer dla dziadków – podpowiadała druga strona. Postanowiłem w końcu pójść, i najwyżej zawrócić, gdy zacznę pękać. Oczywiście na miejscu okazało się, że ten szlak to zabawa, z kilkoma miejscami, w których trzeba być po prostu trochę ostrożniejszym, kamera wyolbrzymia wszystko kilkukrotnie, a mnie duża ekspozycja za bardzo nie przeraża. Wszedłem, zszedłem, bez strachu, za to z dużą radością.

Zawsze mam wątpliwości. Przy kupnie jakiegokolwiek biletu – zazwyczaj jest to po prostu decyzja nieodwracalna, i wiąże się z przepadnięciem pieniędzy w przypadku zmiany planów, co może nie ma większego znaczenia w przypadku lotów po Europie za grosze, ale już lot do Indonezji czy Australii to niemały wydatek. Wątpliwości i rozterki to normalna sprawa, tak samo jak strach i obawa – ważne, żeby poukładać sobie wszystko w głowie wcześniej, i wtedy, gdy trzeba działać, decyzję mieć dawno podjętą.

A gdy się wahasz i żaden argument nie przechyla szali – kup ten bilet. Będzie z głowy i zajmiesz się przygotowaniami.

Wróćmy do naszego bohatera.

Byłem w dokładnie tej samej sytuacji co on – w maju 2016 roku w końcu trafiłem na świetne bilety do Brazylii, a Ameryka Południowa była moim marzeniem. Wahałem się. Miotałem. Ale jednak trochę krócej – bilety kupiłem.

Na szczęście.

Pół roku później przeżyłem największą do tej pory przygodę mojego życia.