Zgasiłem latarkę. Nawet po czasie, po którym normalnie oczy w miarę przyzwyczajają się do ciemności, nie widziałem nic, oprócz kilku punkcików na niebie przebijających się przez szczelny sufit złożony z koron drzew. Była północ, środek nocy. Wsłuchiwałem się w odgłosy. Pohukiwanie, mruczenie, krzyki, piski – tysiące przeróżnych dźwięków nadchodzących z każdej strony. Dżungla nocą jest dużo głośniejsza, niż za dnia.

Witaj w Parku Narodowym Bako!

To tutaj spotkasz Nosacza Sundajskiego

Jednym z mieszkańców Bako jest Nosacz Sundajski, tak ostatnio popularny w naszym kraju. Ale oglądać go przyjeżdża cały świat. Te sympatyczne i zagrożone wyginięciem małpy żyją tylko i wyłącznie na Borneo – w tym około 150 sztuk właśnie tutaj. Miałem szczęście spotkać fotografa, który przyjeżdża do tego Parku już od 25 lat. Gdy pierwszy raz odwiedził wyspę, nie udało mu się spotkać Nosaczy – stroniły od ludzi, bały się i pojawiały bardzo rzadko. Dziś jest to o wiele prostsze, a sympatyczne małpki pojawiają się naprawdę blisko ludzi i wydaje się, że bardzo chętnie pozują do zdjęć. Choć wciąż z pewnym dystansem – wciąż są to zwierzęta żyjące dziko, więc stronią od naprawdę bliskiego kontaktu.

Ja w ciągu trzydniowego pobytu głównych bohaterów Bako spotkałem kilkukrotnie. Za pierwszym razem obserwowałem Nosacze buszujące na drzewach ze sporego dystansu, i myślałem, że miałem wielkiego farta i nic lepszego mi się już na miejscu nie przytrafi. Kilka godzin później… siedziały na drzewie dwa metry nade mną i zajadały się w najlepsze liśćmi.

 

Nosacz Sundajski na Borneo

Następnego dnia usłyszałem tylko, jak coś lekko uderza o dach mojego bungalowu. „Liść” przemknęło mi tylko szybko przez głowę, i wyszedłem na zewnątrz z aparatem. Nie myliłem się – trzy Nosacze przeskakiwały między drzewami i aktualnie posilały się w najlepsze tuż nad moim tymczasowym dachem. Park zamieszkują również przeróżne inne małpy. Kiedyś widywano tutaj Orangutany, ale dowiedziałem się, że specjalnie pod turystów na miejscu posadzono palmy. Żeby były palmy, trzeba było prowadzić również opryski, co poskutkowało wyniesieniem się tych wielkich małp na inne tereny. Na miejscu roi się za to od makaków – te są czasem naprawdę bezczelne i bardzo sprytne, a ich głównym celem jest okradnięcie turystów z każdego jedzenia. Musisz uważać na szeleszczące reklamówki, pilnować jedzenia na stole, a także każdej sztuki bagażu.

Co czeka Cię na miejscu?

Żeby dostać się do Parku, musisz dojechać do malutkiej przystani położonej (taksówką lub miejskim autobusem numer 6 – koszt 3,5 RM) ok. 20 km na północ od malezyjskiego miasta Kuching. Stamtąd jedynym środkiem transportu do Bako jest łódź – trzeba przepłynąć kilkanaście kilometrów po Morzu Południowochińskim, by zacumować na plaży już w środku Parku. Koszt łodzi to 40 RM w dwie strony, kursują od 8 do 17 (w zależności od dnia), do tego trzeba jeszcze doliczyć 20 RM opłaty jednorazowej za wstęp na teren Parku Narodowego (informacje dodatkowe po angielsku). Od razu zaznaczę – lepiej nie przyjeżdżać na kilka godzin, tylko zostać w Parku choć jedną noc. Atrakcji na miejscu jest naprawdę sporo, a w kilka godzin jesteśmy zbyt uzależnieni od pogody i tak naprawdę możemy nie zobaczyć nic, jeśli wszystkie zwierzaki się pochowają.

W Morzu obowiązuje zakaz kąpieli – jest pełne krokodyli

Noclegi można zabukować tutaj, ja płaciłem 50 RM za noc za pokój dwuosobowy w Bungalowie z prywatną łazienką. Warunki są… typowo dżunglowe – szału nie ma, ale jest łóżko, czysta pościel, moskitiery i bieżąca woda, czyli wystarczy. Na miejscu jest też jedzenie – taki szwedzki stół, często zimne, ale w przystępnych cenach. Tyle ze spraw organizacyjnych.

Trekkingi w Bako

Park bogaty jest w ścieżki trekkingowe, na samym początku każdy turysta otrzymuje mapę wraz z opisem szlaków. Informują o długości trasy, czego można się spodziewać na miejscu, i ile mniej więcej zajmuje podróż w jedną stronę. Po dżungli zwykle chodzi się ciężko – jest cholernie duszno, wilgotno, po kilku minutach wszystko się lepi i klei, włącznie z powietrzem. Wydaje Ci się, że oddychając połykasz jednocześnie wodę. Do tego dochodzi duża górzystość terenu, ale… widoki na miejscu wynagradzają wszystko. Spotkasz po drodze największe mrówki na świecie (ok 3 cm!), wykąpiesz się w czarnym jeziorze pod wodospadem, wypatrzysz węża czy pięknego żółwia. Rewelacja.

Czarne jeziorko po kilkukilometrowym spacerze. Idealne do kąpieli
Miejscami chodzimy po eleganckich drewnianych kładkach, ale większość szlaków to po prostu droga przez gęsty las deszczowy

Nocny spacer po dżungli

Jedna z atrakcji, która jest dostępna na miejscu, to nocne spacerowanie po dżungli. Na początek wybrałem opcję z przewodnikiem – w grupie taki prawie dwugodzinny wypad kosztuje jedynie 10 RM. Warto ubrać się w dłuższe ciuchy i obficie spryskać DEET-em – komary po zmroku tną niemiłosiernie. Przewodnicy ciekawie opowiadają o nocnym życiu zwierząt i intensywnie pracują nad tym, by pokazać Ci jak najwięcej nocnego życia. Główną atrakcją są wszelkiego rodzaju małe stworzenia (choć tak naprawdę są ogromne w porównaniu do naszych odpowiedników) – patyczaki, pająki, różnego rodzaju robactwo, skorpiony. Spotkamy też masę przeuroczych małych żabek.

Po spacerze z przewodnikiem wybrałem się na przechadzkę raz jeszcze, tym razem całkiem sam. Co chwilę gasiłem światło, wpatrywałem we wszechobecną czerń i wsłuchiwałem w ogromny hałas… bo dżungla nocą jest strasznie głośna. Wiesz, że wokół jest mnóstwo stworzeń, co chwilę słyszysz szelesty i pohukiwania, a jednak bardzo ciężko jest dojrzeć jakiekolwiek stworzonko. Mi z większych stworzeń udało się dojrzeć latającego lemura, dzikiego kota, a także trochę śpiących ptaków.

***

Zapaliłem latarkę, ruszyłem dalej. Schowałem aparat do futerału i zacząłem wracać – na dziś wystarczy już zdjęć, jutro znów wyruszę przed wschodem słońca, by wycisnąć z czasu spędzonego w tym miejscu jak najwięcej.

Jako dziecko marzyłem o dżungli, zaczytując się w książkach Cejrowskiego o puszczy Amazońskiej. Wtedy nawet nie śniłem o odwiedzeniu takich miejsc osobiście – krążyłem po nich myślami i do tego się ograniczałem. Po pewnym czasie zacząłem podróże, małymi krokami odwiedzałem coraz odleglejsze miejsca. Byłem nawet w Brazylii, ale do Amazonii wciąż było mi daleko. W końcu kupiłem bilety do Azji Południowo-Wschodniej i wtedy już wiedziałem, że moja noga musi stanąć na Borneo.

Tak się stało – właśnie Park Narodowy Bako był moimi drzwiami do świata dżungli, lasów deszczowych, tropikalnej puszczy. I choć jest to miejsce trochę na pograniczu światów, bo jednak dużo w nim cywilizacji – to na pierwszy krok idealne.

Jeśli marzysz o gęstej puszczy, egzotycznych zwierzętach w naturalnym środowisku – Bako Cię nie zawiedzie.