Bilety kupione, wyjazd mniej więcej zaplanowany, wiesz, co gdzie i jak chcesz zobaczyć. Czasem nawet kilka miesięcy wcześniej, czasem jedziesz całkowicie spontanicznie – z biletami last minute, ale zazwyczaj przynajmniej jedna rzecz zostaje na ostatnią chwilę – pakowanie. Można pakować się do walizek, toreb, można też do plecaka – wszystko zależy od formy i typu wyjazdu, na który się wybieramy. Ja teraz opowiem Wam, jak wygląda mój plecak na dłuższy, turystyczny wyjazd (choć często też podobnie na wyjazdy krótkie, tylko ilość ubrań się różni) – przykładem będzie ostatni wyjazd do Ameryki Południowej.

Postanowiłem podzielić zawartość plecaka na trzy kategorie – niezbędne, potrzebne i zbędne, ale wygodne. Są różne style pakowania – ja zazwyczaj wolę wziąć parę rzeczy więcej i mieć dodatkowy kilogram na plecach, ale za to większą wygodę na miejscu.

Sam plecak – zwykły, turystyczny, o pojemności 70 + 15l. Po zapakowaniu go do pełna ważył 18 kg – taka waga jest dla mnie jeszcze spokojnie znośna, i mogę przejść niemało kilometrów z takim ciężarem, choć ideałem by było, gdyby ważył te 3 kilogramy mniej.

Rzeczy niezbędne

Apteczka – uważam, że trzeba ją mieć ze sobą na każdym wyjeździe, zwłaszcza, jeśli planujemy jakiekolwiek noclegi na dziko, poza miastem, z dala od domu. Zawsze może trafić się nam jakaś mało przyjemna sytuacja, która może przerodzić się w sytuację bardzo nieprzyjemną, a można by jej było zaradzić zwykłą wodą utlenioną, czy plastrem. Wożę ze sobą: wodę utlenioną, wapno, antybiotyk, plastry, gazę, bandaż, rękawiczki, sól fizjologiczną, stoperan/węgiel, maść na stłuczenia, ibuprofen/paracetamol.

Folia NRC – zazwyczaj mam ją w apteczce, ale zdecydowanie należy jej się dodatkowy podpunkty. Zwykły koc ratunkowy, do kupienia za parę złotych w aptece, a służy jako: karimata, śpiwór, namiot, osłona przeciwdeszczowa, może uratować życie. Na ostatni wyjazd wziąłem ze sobą śpiwór typowo letni, a przyszło mi spać w Andach w namiocie, gdzie w nocy temperatura spadała do siedmiu stopni – po okryciu się dodatkowo folią NRC było mi już zdecydowanie za ciepło. Obowiązkowy element.

Nóż i sznurek – niezbędny zestaw, za pomocą którego można sklecić prawie wszystko. Zapomniałeś śledzi do namiotu? Wystrugasz. Chcesz powiesić pranie? Sznurek. Rozwalił się plecak? Awaryjnie zwiążesz, chwilę wytrzyma. Brak namiotu, a trzeba spać pod chmurką? Sznurek + folia NRC, sklecisz prowizoryczne schronienie. Ja mam nóż Mora Companion, niedrogi, turystyczny, a na biwaki świetny. Do zestawu dołączam jeszcze dwie zapalniczki – ogień również bardzo się przydaje.

Tak wygląda mój nóż biwakowy - zdjęcie ze strony www.militaria.pl.
Tak wygląda mój nóż biwakowy – zdjęcie ze strony www.militaria.pl.

Latarka – tutaj chyba za bardzo wyjaśniać nie trzeba – nie raz i nie dwa znalazłem się w sytuacji, że noc zastała mnie w nieoczekiwanym miejscu/czasie. I nie chodzi o latarkę w telefonie – koniecznie zwykła latarka + komplet zapasowych baterii. Oprócz możliwości uniknięcia na przykład zwichnięcia kostki, pozwala również uniknąć czasem trochę strachu.

Kopie dokumentów + trochę gotówki – niezależnie od tego, czy jestem w Polsce, czy za granicą, zawsze wożę ze sobą dodatkowo kserówki dokumentów i ubezpieczenia, na wypadek zgubienia czy kradzieży oryginałów. W razie nieszczęścia pozwala to znacząco przyspieszyć część formalności. Do tego zawsze mam ze sobą trochę gotówki, nawet, jeśli zwykle płacę kartą (zwłaszcza za granicą) – płatności elektroniczne często lubią płatać figla w najmniej oczekiwanych momentach, i warto awaryjnie mieć żywy pieniądz na czarną godzinę.

Kosmetyczka – nienawidzę być brudny – czy nocleg na dziko, czy w wypasionym hotelu, wykąpać rano się trzeba, i tak samo umyć zęby. Oprócz standardowych przyborów kosmetycznych, zawsze wożę ze sobą również szare mydło – w razie potrzeby kąpieli na łonie natury, spokojnie można używać szarego mydła, jest neutralne dla środowiska (a szkodzić zdecydowanie nie chcemy!).

Rzeczy potrzebne

Namiot, śpiwór, karimata – tutaj oczywiście wszystko zależy od typu wyjazdu, na który się udajesz, ale każdy wyjazd, który zawiera w sobie elementy jeżdżenia stopem, dłuższych trekkingów, czy podobnych, powinien być ubezpieczony powyższym zestawem – chyba, że spanie pod gołym niebem jest naprawdę mało prawdopodobne, a dodatkowo w nocy na dworze panuje przyjemna temperatura 20 stopni. Ja namiot zabieram ze sobą często, i wolę podźwigać większy, ale spać wygodnie i nie bać się deszczu (na wyprawę dwuosobową zabieram namiot trzyosobowy, zazwyczaj z tropikiem). Śpiwór i karimata – dobrze jak są, ale temat wyboru powyższych to temat na co najmniej długi artykuł.

Ręcznik z mikrofibry – jeżeli zabierasz ze sobą ręcznik, to koniecznie taki, a nie zwykły. Po pierwsze, zajmuje jakoś osiem razy mniej miejsca. Po drugie – schnie jakieś sto osiem razy szybciej. Przy codziennych przenosinach prawie nie ma szans, żeby zwykły ręcznik zdążył Ci wyschnąć po użyciu, taki z mikrofibry potrzebuje naprawdę chwili.

Papier + długopis – nie są niezbędne, ale przydatne – czyste kartki i coś do pisania. W razie nudy można je wykorzystać w jakiś konstruktywny sposób, choćby grając w państwa-miasta, ktoś może narysować nam na nich mapę, gdy się zgubimy, za granicą bardzo mogą pomóc w dogadaniu się, jeśli nie znamy lokalnego języka. Zawsze zabieram.

Kurtka przeciwdeszczowa – jeśli jedziemy w ciepłe miejsce i ma nie padać, to i tak warto wziąć ze sobą chociaż najprostszą kurtkę z Decathlonu, czy te „krasnale” przeciwdeszczowe z folii. Prawie w ogóle nie zajmują miejsca, a mogą uratować przed godzinami suszenia ciuchów (zwłaszcza, gdy przemoknie również plecak).

Słownik / miejscowe rozmówki + mapa – warto wziąć, jeśli jedziemy do kraju, którego języka nie znamy. Chociaż podstawowe zwroty bardzo ułatwią nam komunikację, a i miejscowi będą patrzyli na nas dużo przychylniej i chętniej pomagali, gdy zobaczą, że staramy się porozumieć za pomocą ich języka. Sprawdzone! Mapę papierową zabieram na wypadek rozładowania telefonu – łatwo czasem zgubić się w nieznanym miejscu.

Czasem trzeba dźwigać dużo. I dłuuuugo..
Czasem trzeba dźwigać dużo. I dłuuuugo..

Zbędne, ale wygodne

Zapasowe buty – wiadomo, zazwyczaj w razie awarii zawsze można nowe buty kupić, chociażby trampki na bazarze. Mimo wszystko, zapasowe obuwie przydaje się na przykład, gdy poprzednie nam przemoknie, a nie jesteśmy aż tak zdesperowani, by kupować nowe. Warto wziąć chociaż japonki.

Poduszka, materac – jeśli ktoś naprawdę potrzebuje takich luksusów do spania (biorąc pod uwagę oczywiście sen w namiocie), to będzie nosił takie rzeczy ze sobą. Ja nawet gdy planuję cały wyjazd spać pod namiotem, nigdy nie wożę ze sobą takich rzeczy.

Ubrania – dużo, czy mało?

Nigdy nie pakuję więcej, niż kilka zestawów codziennych (bokserki, koszulka, skarpetki – zwijam je razem i mam oddzielne zestawy na każdy dzień), dodatkowo spodnie, dłuższe rękawy i cieplejsze rzeczy w zależności od klimatu miejsca docelowego.

Staram się, żeby objętościowo ubrania nie zajmowały więcej, niż 40-50% plecaka.

Starałem się napisać tak, jak tylko uniwersalnie da się to zrobić – wiadomo, że na każdy wyjazd pakowanie się wygląda zawsze trochę inaczej, i masa czynników wpływa na to, co spakujemy do plecaka. Powyższe elementy ja jednak pakuję zawsze, niezależnie od okoliczności – to mój mały niezbędnik, nawet, gdy jadę tylko na weekend.

Jeśli pomogę Ci w pakowaniu – super, po to napisałem ten mini poradnik – jeśli uważasz, że zapomniałem o jakimś wyjazdowym must-have, albo coś po prostu mogło by ułatwić życie w podróży – daj znać!