Latam dzisiaj po mieście, zabiegany, dzwoni telefon. Nieznany mi numer, odbieram. Słyszę „Dzień dobry, dzwonię od operatora sieci P4…”

– …ta rozmowa jest nagrywana i podlega tajemnicy telekomunikacyjnej. Jest pan użytkownikiem naszej sieci już dłuższy czas, dlatego może pan skorzystać z bardzo korzystnej oferty. Czy ma pan chwilę, aby na ten temat porozmawiać?

Generalnie jestem miły dla telemarketerów. Miałem okazję pracować trochę przy telefonie, może nie do końca sprzedając produkty przez słuchawkę, ale musiałem próbować umawiać spotkania z obcymi ludźmi, więc zdaję sobie doskonale sprawę, jak bardzo ciężką i niewdzięczną pracą jest telemarketing. Ja po kilku godzinach przy słuchawce miałem dość, byłem totalnie wypruty, a każdą kolejną osobę miałem ochotę zamordować, jak była irytująca. Dlatego jestem zawsze uprzejmy, chwilę porozmawiam, nie przedłużam zbytnio, żeby ktoś po drugiej stronie nie miał nadziei na sprzedaż, ale jednocześnie, żeby nie czuł się pogardzany.

Teraz się spieszyłem, w dodatku pani miała jakiś taki dziwny ton głosu, no i się nie przedstawiła. No trudno. Odpowiadam:

– Dziękuję bardzo, ale jestem zadowolony z mojej aktualnej taryfy i chętnie pozostanę przy ofercie na kartę.

Na to pani z obsługi odpowiedziała bardzo, ale to bardzoooo oburzonym głosem:
.
– ALE KTO MÓWI O ABONAMENCIE?

Ja – szok. Nie ogarniam. Zaczęła się na mnie napinać, bo śmiałem wspomnieć o abonamencie. A co chciałaś mi wcisnąć? Zaproponować nowy, tańszy pakiet internetu, bo za aktualny trochę przepłacam? Czy może nową taryfę na kartę, żebym na rozmowy do wszystkich wydał miesięcznie kilka złotych mniej?

Jasne, że abonament. Albo mix. Chociaż nie wiem, czym różni się mix od abonamentu, oprócz tego, że doładowujesz saldo kartą zakupioną w kiosku, a nie robisz przelew na konto operatora. Może tyle, że w miksie masz jakiś limit – nie wydzwonisz więcej, niż chcesz, ale taki sam limit możesz sobie ustawić również przy usłudze abonamentowej.

Tak czy inaczej – szanowna pani chciała wcisnąć mi jakąś ofertę wiążącą mnie na smyczy z Play zapewne na co najmniej dwa lata, w której nie dostałbym praktycznie nic lepszego niż to, co mam na kartę. A nawet jakbym dostał, to i tak wolę nie być uwiązany, tylko zapłacić kilka złotych więcej, i doładowywać konto, kiedy tylko mi się to żywnie podoba. Ale cóż, trudno. Kontynuuję, dalej jestem w miarę miły.

– Rozumiem, nie interesuje mnie w tym momencie ani abonament, ani mix, ani nowa taryfa w ofe… piii – piii – piii…

No i sygnał, pani mnie olała. Kurwa, po prostu się uniosła honorem i odłożyła słuchawkę, bo nie chciałem nic od niej kupić. Nie wiem, droga pani, jak to wyglądało, zanim zadzwoniłaś do mnie.

Może pomyślałaś sobie „Fuck, od dwóch dni nic nie sprzedałam, a ten gościu widzę że doładowuje regularnie, za tę samą kwotę – na bank weźmie mixa, jak dorzucę mu galaxy s 18 i giga netu”.

Może założyłaś się z koleżankami z Call Center, że sprzedasz coś w 50 rozmowach, i ta była ostatnia.

A może po prostu miałaś kurewsko zły dzień. Na przyszłość – nie wyładowuj się na klientach. Oni też ludzie. Prawie wszyscy.