W marcu 2017 roku nic nie układało się po mojej myśli. Kilka miesięcy wcześniej kupiłem bilety w jedną stronę na Islandię, ale nie zapowiadało się, bym miał z nich skorzystać. Szukanie pracy na miejscu nie wypaliło, miałem kilka opcji, ale dostępnych dopiero kilka miesięcy później. Był początek miesiąca, potencjalny wylot za kilka tygodni, a możliwości zero, zacząłem więc powoli odpuszczać. Znalazłem wtedy bilety do Wietnamu na ponad miesiąc za… 600 złotych. Po dłuższej analizie sytuacji zdecydowałem się na zakup, a pomysł miałem jeden – wolontariat w Wietnamie. Ostatecznie wszystko się pozmieniało, i nie poleciałem wtedy do Azji, a jednak na Islandię (więcej pisałem na ten temat w tym wpisie), ale opcja wolontariatu za granicą została gdzieś z tyłu głowy… by zrealizować się w końcu w ostatnich tygodniach na drugim końcu świata, w Australii!

Na czym to polega – czym jest Workaway?

Wolontariat kojarzy Ci się jedynie z pracą w spartańskich warunkach w zbombardowanej wiosce na końcu świata, albo z gromadką biednych, uśmiechniętych dzieci w środku dżungli? Ja tak właśnie to sobie wyobrażałem do momentu, gdy odkryłem stronę Workaway (www.workaway.info). Okazało się, że wolontariat to nie tylko praca z umierającymi zwierzętami czy biednymi, żyjącymi w paskudnych warunkach ludźmi, a również doskonała opcja na budżetowe i dogłębne poznanie każdego zakątka na świecie.

W skrócie wszystko polega na tym, że na stronie wybierasz sobie kraj i region, które Cię interesują, i możesz przeglądać dostępne opcje. Zazwyczaj ogłoszenia pochodzą od prywatnych osób, które oferują nocleg, wyżywienie i inne udogodnienia, w zamian za kilkanaście godzin pracy tygodniowo (zazwyczaj takie pół etatu, 20h w tygodniu). Rodzajów zleceń jest multum – możesz pracować w ogrodzie, hostelu, stworzyć stronę internetową, opiekować się psem, uczyć dzieci w szkole, możesz też pracować więcej i zarobić dodatkowo pieniądze.

Oprócz oszczędności Workaway ma jedną, główną zaletę – zazwyczaj nie żyjesz w hotelu, odizolowany od kraju, w którym jesteś, a masz możliwość poznania prawdziwego życia mieszkańców, jak mieszkają, co jedzą, jak żyją. Dadzą Ci dodatkowe wskazówki, pokażą miejsca, których nie ma w przewodnikach.

I co najważniejsze – oferty są naprawdę z całego świata. Możesz znaleźć wolontariat niedaleko swojego domu, gdzie ktoś potrzebuje pomocy z nauką angielskiego i opieką nad końmi, ale również możesz zostać konserwatorem w hotelu na Polinezji Francuskiej i żyć w najpiękniejszych miejscach na Ziemi. Bez kosztów.

Pracować za darmo, kiedy można zarobić? Bez sensu!

Rzeczywiście, taki punkt widzenia ma sens. Zwłaszcza, jeśli w danym kraju za godzinę pracy można sporo zarobić, może się wydawać, że sprzedajemy się za grosze.

Ale nie o to do końca chodzi w Workawayu. Z mojego doświadczenia praca na wolontariacie jest sporo luźniejsza i mniej wymagająca od tej, za którą nam płacą. Do tego wolontariat jest znaleźć dużo łatwiej, jest też bardzo elastyczny. Przyjeżdżasz na tydzień? Spoko. Miesiąc? Nie ma sprawy. Nie spodoba Ci się na miejscu i chcesz zawinąć po dwóch dniach? Nikt Cię nie trzyma na siłę.

Ja zdecydowałem się na wolontariat w Australii, ponieważ chciałem tam zostać trochę dłużej, a jest to kraj dość kosztowny. Do tego nie można tam legalnie pracować bez specjalnej wizy. Spodobała mi się również idea poznania australijskiego życia od środka – zarówno tego w metropolii, w Perth, jak i na prawdziwej prowincji.

Moja słodko-gorzka przygoda z Workaway w Australii

Wolontariaty w Australii zaliczyłem dwa.

Najpierw przez kilkanaście dni mieszkałem w Perth, kilkanaście minut spacerem od plaży. Trochę popracowałem w ogrodzie, trochę pomogłem z budową strony internetowej. Było świetnie – duży dom, codzienne wieczory wypełnione opowieściami z każdego zakątka świata, masa przewodników i australijskich ciekawostek.

15 minut w miejskiej kolejce i już byłem wśród kangurów 🙂
Przepiękne plaże nad Oceanem Indyjskim w zasięgu ręki

Drugi epizod był dużo mniej udany. Pewnie dlatego, że drugiego wolontariatu szukałem w pośpiechu, będąc już na miejscu. Trafiłem jakieś 150 kilometrów na wschód od Perth, na farmę, która była położona z dala od wszystkiego. Do sklepu 30 kilometrów, do sąsiada też ciężko dojść pieszo, jedna droga asfaltowa, reszta szutrowe. Samo to wszystko było arcyciekawe. Tak jak pobliskie miasteczka, które wyglądały, jakby je żywcem przeniesiono z dalekiej przeszłości. Droga, przez którą przeskakują kangury i przebiegają strusie emu. A moje miejsce do życia wyglądało… tak:

Miejsce było autentycznym złomowiskiem, dom zbudowany był całkowicie z materiałów z rozbiórek innych domów… i wszystko to mogłoby być pewnie świetną przygodą – gdybyśmy dogadywali się dobrze z właścicielami. Niestety, chemii nie było nic a nic, także nasza wspólna przygoda dość szybko się skończyła.

Ale wszechobecne stada wielkich, kolorowych papug zapamiętam na zawsze 🙂

Workaway – raczej nie dla wszystkich. Czy warto?

Ta forma zwiedzania świata zdecydowanie nie jest dla każdego. Przede wszystkim, musisz mieć sporo czasu. Część tego, co normalnie przeznacza się na zwiedzanie, tutaj jednak będzie trzeba poświęcić na pracę. Wolontariat na pewno wydaje się świetną opcją, jeśli masz sporo więcej czasu, niż pieniędzy. Twoja jedyna inwestycja to transport na miejsce i opłata za korzystanie ze strony Workaway – 38 USD dla pojedynczej osoby, i 48 USD jeśli szukacie wolontariatu jako para czy dwójka znajomych.

Wystarczy wejść na stronę, założyć konto, zapłacić, wypełnić dobrze profil (fajnie dobrze opisać siebie i dodać parę zdjęć) – w końcu nieraz ktoś musi zdecydować się na to, że zostawi Ci pod opieką cały swój dobytek.

Z drugiej strony wydaje mi się, że każdy powinien spróbować czegoś podobnego choć raz, by zasmakować zupełnie innego stylu podróżowania. Przejrzeć dostępne opcje, wybrać coś, co Cię interesuje, albo ciekawi, i rzucić się w wir obcej kultury. Sam pewnie jeszcze spróbuję Workawaya, ale raczej nie w bogatych, bliskich mi kulturowo krajach, jak europejskie bogate państwa, czy choćby właśnie Australia. Następnym razem pewnie skuszę się na zabawę i naukę z małymi Azjatyckimi dzieciakami na końcu świata, pomoc przy budowie domu w sercu amazońskiej puszczy czy coś równie pokręconego w środku Afryki.