Najpierw za 13 kilometrów jazdy Uberem zapłaciłem równowartość 13 złotych. Później za 1,5 godziny jazdy autobusem miejskim – złotówkę. Smażony makaron na ulicy z budki? Proszę, trzy pięćdziesiąt. I tak dalej…
To były moje pierwsze wrażenia z Tajlandii – czytałem, że ceny są fajne, ale co innego czytać artykuły, a jeść na mieście za grosze, mało płacić za nocleg, przejazdów nie odczuwać w kieszeni prawie w ogóle. Azja Południowo-Wschodnia na pewno bardzo miło przyjęła mnie pod względem cen – wspaniale było płacić za kokosa 2-3 złote, a nie 15 jak w Brazylii. Pomiędzy Ameryką Południową a rejonami azjatyckimi różnica jest ogromna. Przez to wszystko nieraz wpadłem w pułapkę niskich cen – pamiętając, jak musiałem czasem zacisnąć zęby w Brazylii czy Argentynie, tutaj pozwalałem sobie czasem na dużo większą swobodę, przez co… wydawałem tyle samo kasy. Ale to kwestia dyscypliny. Czas na przegląd cen w tropikalnych rejonach Azji!
Kraj wiecznego uśmiechu – ceny w Tajlandii
Od tego państwa zaczęła się moja przygoda z ciepłymi rejonami Azji. Wylądowałem na lotnisku w Bangkoku, zaliczyłem na szybko wizytę w sklepie 7eleven i poleciałem na Ubera, by szybko dojechać do hotelu i pójść spać. W Tajlandii walutą są Bahty – 10 Bahtów to lekko ponad złotówka, więc z małym zaokrągleniem wszystko bardzo wygodnie można przeliczać na bieżąco. Za przejazd 13 kilometrów Uberem zapłaciłem około 130 Bahtów, puszka Coli kosztowała mnie około 20 bahtów.
Zacznijmy od jedzenia na mieście. To bardzo popularna forma stołowania się w Tajlandii, i przybiera różnorakie formy. Możesz zjeść biorąc porcję na wynos od gościa z jednym tylko małym wózeczkiem, przez siedzenie w małych miejscowych knajpkach, na widok których pracownicy sanepidu dostaliby udaru, po eleganckie restauracje na poziomie europejskim. Po pierwsze – jedzenie jest świetne. Kuchnia tajska bardzo przypadła mi do gustu, a opiera się przede wszystkim na ryżu i makaronie ryżowym, z przeróżnymi dodatkami (głównie kurczak, owoce morza). Świetne są również ceny. Pad thai, czyli ikonę kuchni tajskiej (smażony makaron) z warzywami, dostaniemy na ulicy już od 3-3,50 zł za porcję. Ceny wzrastają razem z dodatkami – owoce morza lub kurczak podwyższą cenę o złotówkę lub dwie.
Noclegi w Tajlandii
Jeśli chodzi o ceny noclegów, to też jest dobrze, choć tutaj wszystko zależy już od standardu, na jaki się zdecydujesz. Pokój dwuosobowy z prywatną łazienką w Bangkoku można dostać już od około 40 zł – te najtańsze są w okolicy Khao San Road, czyli w samym centrum, co jest plusem, ale minusem jest panujący do późnych godzin nocnych hałas. Więcej oczywiście zapłacimy w miejscach takich jak Koh Samui czy inne miejsca przeznaczone w całości pod turystów. Choć i tak nie jest źle – na wyspach płaciłem za nocleg około 55-60 zł za pokój dwuosobowy z klimatyzacją i prywatną łazienką (i oceną >8.0 na booking.com). Tutaj oczywiście sufitu nie ma – można płacić setki jak i tysiące złotych za noc w zależności od oczekiwanego standardu, bo drogich resortów w Tajlandii też jest cała masa. Na północ Tajlandii ostatecznie się nie zdecydowałem (wolę poświęcić jej więcej czasu), ale widziałem, że noclegi są lekko tańsze.
Transport w Tajlandii – busy, pociągi, tuk-tuki, taksówki…
Co z transportem? Ceny pociągów są odrobinę niższe niż w Polsce, ale standard jest naprawdę fajny. Wagony nie są najnowsze, ale bardzo wygodne, każdy ma przypisane miejsce (od II klasy – niższą nie jechałem), a w nocnych wagonach otrzymujemy w pakiecie świeżą pościel. Do tego w pięciogodzinnej podróży za dnia dostałem do przejazdu… obiad, posiłek jak w samolocie. Przemiła sprawa. O taksówkach już było, jeszcze tańsze są tuk-tuki, ale tutaj każdą cenę trzeba negocjować indywidualnie.
Za to uwaga na transport w miejscach stricte turystycznych, jak właśnie wspominana już wyspa Koh Samui – przejazd z dworca PKP kosztowałby mnie masę pieniędzy, gdybym się wręcz nie oburzył na podane przez kierowcę warunki (sprawdzałem wcześniej ceny w internecie), a taksówki na wyspach to zupełnie inna bajka, niż w Bangkoku. Jest monopol, do tego brak Ubera, targowanie zdecydowanie wskazane. Jako przykład: Kierowca za przejechanie czterech kilometrów zażyczył sobie… ponad 40 złotych. Grzecznie podziękowałem. Ten nawet nie zainteresował się zaproponowaniem mi niższej ceny, co pokazuje, że mimo naprawdę wysokich cen, kierowcom taksówek na wyspach żyje się bardzo dobrze.
Najtańszy transport – autobus czy samolot?
Jedną z najtańszych form transportu w Tajlandii są za to autobusy. Zarówno te miejskie w Bangkoku, jak i długodystansowe pomiędzy większymi miastami. Jeśli nie zależy Ci w ogóle na czasie, a chcesz jak najtaniej przedostać się pomiędzy różnymi miejscami, wybierz autobus. Choć w Bangkoku ciężko było mi się dogadać co do kierunku i ceny, to ludzie są bardzo pomocni, a do wyszukiwania dłuższych tras gorąco polecam stronę http://12go.asia/, gdzie można wytyczyć praktycznie każdą trasę.
Ostatnia forma transportu w Tajlandii to samoloty. Co ciekawe, mogą okazać się najtańszą formą transportu, jeśli będziesz rezerwować bilety z dużym wyprzedzeniem. Przykładowo bilet z Bangkoku do Krabi kupisz już za 60 złotych, transport busem i promem to minimum 70-80 zł, do tego taka podróż zajmuje około… 15 godzin. Przy rezerwacji połączeń lotniczych polecam sprawdzać popularne wyszukiwarki, ale również strony takie jak https://www.cheaptickets.co.th/en, jak i innych przewoźników azjatyckich, których często największe wyszukiwarki nie obejmują. Dobrą rozpiskę firm latających po Tajlandii znajdziesz tutaj w języku angielskim.
Kolejną, bardzo popularną formą poruszania się po Tajlandii jest wypożyczenie skutera. Nie chcę za dużo pisać na ten temat, bo sam nie mam doświadczenia, ale przykładowo na Koh Samui taka przyjemność kosztuje od 25 zł za dobę (paliwo – jakieś 4 zł za litr). Muszę tylko zaznaczyć, by pamiętać o skorzystaniu ze sprawdzonej wypożyczalni – niektóre służą tylko po to, by kopiować paszporty turystów. Niestety, ta forma „biznesu” jest w Tajlandii bardzo popularna.
Co jeszcze?
Za taką przyjemność, jak tajski masaż w jego ojczyźnie zapłacisz jakieś 15-20 zł za godzinę. We Wrocławiu – od 120 do 200, więc na pewno warto spróbować. Bardzo popularną przekąską są świeże owoce – melony, arbuzy, ananasy, już pokrojone i zapakowane w foliowy woreczek wraz z patyczkiem do wybierania kawałków. Możesz przejść się na galę boksu tajskiego – wstęp od jakichś 60 zł za osobę. Na ulicy będzie gonił Cię niski Taj ze śmiesznym akcentem i oferował „original Guci t-shirt” za grosze, ale możesz również wejść do galerii handlowej w Bangkoku i bujać się po sklepach Gucci czy Louis Vuitton.
Na koniec wspomnę jeszcze o jednym, ciekawym aspekcie pobytu w Tajlandii, mianowicie o alkoholu i jego zakupie. Otóż procentowe trunki są trochę droższe, niż w Polsce – piwo o pojemności trochę większej, niż pół litra, kosztuje w sklepach 7/11 około 6 złotych. Alkohole o większej mocy są również lekko droższe, ale spokojnie zakupisz wszystko, czego potrzebujesz. Chyba, że przyjdziesz w nieodpowiednich godzinach – w Tajlandii każdego dnia obowiązuje niepełna prohibicja. Otóż sprzedaż alkoholu zabroniona jest w godzinach 00-11 oraz 14-17. Ale w Tajlandii, jak w Tajlandii – każdy zakaz jak najbardziej jest po to, by go obejść.
W Tajlandii jest tanio. Ale nie spodziewaj się cudów
Biorąc pod uwagę wszystko powyższe – Tajlandia jest tanim krajem. Nie aż tak tanim, jak czasem ludzie sobie wyobrażają – że za 10 złotych dziennie zostaniesz panem życia. Na pewno jest tu sporo drożej, niż u sąsiadów – choćby Wietnamu czy Kambodży. Jednocześnie nie na tyle drogim, by zrównać się z państwami Europy – do tego daleka droga. Powyższy wpis napisałem, mając w głowie jedną sytuację. Dwa tygodnie temu przechodziłem obok biura podróży, i standardowo przystanąłem na chwilę, by rzucić okiem na oferty. Wśród nich znalazła się taka perełka: 9 dni w Tajlandii, z wylotem z Warszawy, w hotelu trzygwiazdkowym ze śniadaniami. Za jedyne… 4500 zł. Biorąc pod uwagę fakt, że cena biletów do Tajlandii to 1600-2000 zł mam nadzieję, że ten wpis pomoże Ci podjąć decyzję, czy lepiej pojechać z biurem podróży, czy zorganizować taki wyjazd samemu 😉