Borys Spasski ma dość. Trwa właśnie przerwa w dwudziestym pierwszym meczu o Mistrzostwo Świata w szachach, ale panujący jeszcze mistrz postanowił nie kontynuować pojedynku i poddał partię. Jest ostatni dzień sierpnia 1972 roku w Reykjaviku i właśnie tutaj, w stolicy Islandii, dość zaskakującym miejscu, Bobby Fischer pokonał swojego przeciwnika 12,5-8,5 i sięgnął po tytuł szachowego mistrza świata. Osiągnął to, o czym marzył od momentu, gdy jako sześcioletni chłopiec zaczął uczyć się gry w szachy analizując instrukcję na odwrocie pudełka z bierkami. Niekwestionowany geniusz, który strącił z piedestału zawodników ZSRR, którzy wymieniali się między sobą mistrzowskim tytułem od ponad trzydziestu lat. Prezydent FIDE, Max Euwe, wręcza Bobby’emu czek i gratuluje wygranej. Fischer w swoim stylu najpierw rozrywa kopertę, sprawdza, czy suma na czeku się zgadza, i dopiero ściska wyciągniętą rękę byłego Mistrza. Cały Bobby.

Bobby Fischer

Po raz szósty w ciągu ostatnich czterech lat wita mnie port lotniczy w Keflaviku. To jedyne międzynarodowe lotnisko na Islandii, położone około 40 kilometrów od stolicy. To tutaj lądowali zarówno Bobby Fischer jak i Borys Spasski w 1972 roku, przybywając na mecz stulecia. Islandia wydaje się krajem pod pewnymi względami nieprzyjaznym – samotna wyspa położona na Oceanie Atlantyckim, tuż pod kołem podbiegunowym, dość często staje na drodze huraganom i sztormom toczącym się po wielkiej wodzie. Klimat jest tu bardzo surowy, temperatury niskie, a bardzo silne wiatry na porządku dziennym. Mimo to z uśmiechem na ustach żyje tu około trzystu tysięcy Islandczyków, potomków norweskich wikingów, którzy przybyli na wyspę w 874 roku.

Tak, w szachach jest zbyt dużo Żydów. Obniżają klasę tej gry. Wiesz, nie ubierają się dobrze. Nie lubię tego.
Bobby Fischer o Żydach, 1962

Po chwili oczekiwania zbieram bagaże, ładuję je do samochodu i ruszam w kierunku stolicy. Tym razem nie zatrzymuję się w Reykjaviku – wjeżdżam jedynie na obwodnicę i ruszam dalej na wschód. Po niecałej godzinie dojeżdżam do Selfoss i wchodzę do małego muzeum poświęconego pamięci wielkiego mistrza. Amerykanin ostatnie lata życia spędził na Islandii, krążąc bez celu po mieście autobusem miejskim, pogrążając się powoli coraz bardziej w swoich obsesjach. Kazał usunąć sobie z zębów wszystkie plomby, by uniknąć elektronicznej inwigilacji. W swoim islandzkim domu wszystkie okna wyposażył w kuloodporne szyby. Nie kupuje niczego, co zostało wyprodukowane w Izraelu. Nie ufa nikomu, nawet garstce najbliższych znajomych, którzy mu jeszcze pozostali, gdy choruje, nie pozwala się leczyć, do tego stopnia, że najbliżsi potajemnie dodawali mu do jedzenia morfinę, by choć trochę ulżyć mu w bólu. Ostatecznie umiera 17 stycznia 2008 roku, w wieku 64 lat.

Co sprawiło, że jeden z najlepszych szachistów w historii skończył zapomniany na dalekiej północy, rozgrywając jedynie kilkanaście oficjalnych partii przez ostatnich 30 lat życia?

Najmłodszy arcymistrz. Największy awanturnik

Młody Robert mieszkał w Nowym Jorku, gdy jako sześcioletnie dziecko znalazł pudełko szachów z dołączoną instrukcją. Szybko przyswaja zasady gry, przegrywa z siostrą kilka pierwszych partii, ale po chwili role się odwracają. Dla Bobby’ego szachy stają się wszystkim. Gra sam ze sobą, aż trafia do klubu na Brooklynie, gdzie przez następne lata powoli szlifuje swój talent. Szybko okazuje się, że jest dzieckiem ponadprzeciętnym – w wieku 13 lat wygrywa Mistrzostwa USA juniorów, dwa lata później zdobywa pierwsze Mistrzostwo USA i tytuł mistrza międzynarodowego, a chwilę później najwyższe szachowe odznaczenie – tytuł arcymistrza. Wydaje się, że kiepsko znosi nieliczne porażki, które odnosi, ale po każdej wraca i jest jeszcze mocniejszy. Bobby Fischer z przebojem wchodzi do czołówki światowych szachów, walczy jak równy z najlepszymi zawodnikami i otwarcie mówi, że już niedługo zostanie Mistrzem Świata.

Przede wszystkim musimy zrozumieć, czym jest komunizm. Dla mnie prawdziwy komunizm, komunizm sowiecki, jest w zasadzie maską dla bolszewizmu, która jest maską dla judaizmu.
Bobby Fischer o komunistach, 1992

Po drodze jednak wielokrotnie ujawnia się arcytrudny charakter młodego zawodnika. Fischer o wszystko się wykłóca, wszystko mu przeszkadza, wszędzie widzi spiski. Przeszkadzają mu przede wszystkim Żydzi i komuniści. W każdym turnieju walczy o jak najwyższe honorarium, a zarabianie pieniędzy wydaje się być drugim, obok szachów, sensem życia Fischera mimo, że niechętnie je wydaje. Nawet u schyłku życia, gdy mieszkał w Reykjaviku, nie jeździł taksówkami, bo uważał to za marnowanie pieniędzy, mimo posiadania milionów dolarów na koncie. Zrezygnował z udziału w niejednym atrakcyjnym turnieju, ponieważ nie zadowalała go wypłata. W trakcie niejednych zawodów stawiał organizatorom listę żądań z kilkudziesięcioma podpunktami, takimi jak wymiana oświetlenia, bierek, odsunięcie trybun od zawodników, usunięcie kamer z sali.

W 1967 roku w Tunezji odbywał się turniej międzystrefowy – przedostatni krok do meczu o mistrzostwo świata, który był głównym celem Fischera. Po siedmiu rundach Bobby miał na koncie sześć punktów i zdecydowane prowadzenie i wydawało się, że nikt nie może odebrać mu zwycięstwa i awansu – nikt, oprócz niego samego. Zaczęło mu przeszkadzać wszystko – nieodpowiednia klimatyzacja, fotograf i masa innych rzeczy, które spowodowały, że postanowił nie pojawić się na kolejnych partiach. Otrzymał jednego i drugiego walkowera, wycofał się z turnieju, później znów się pojawił, wygrał partię upokarzając swojego największego przeciwnika z USA, Samuela Reshevsky’ego, a następnie po raz kolejny zignorował turniej – aż otrzymał trzeciego walkowera i został z niego usunięty. I choć Fischer uznawany był za utrapienie, zwłaszcza organizatorów (na niejeden turniej postanowiono go nigdy więcej nie zapraszać, ze względu na fochy i wymagania), to szachiści przyznają, że czasem warunki gry były paskudne, nagrody mizerne, a to właśnie Bobby walczył o szacunek, profesjonalizm i zawodowstwo. Po latach Garri Kasparow przyznał, że najprawdopodobniej nigdy szachy nie były tak popularne, jak w 1972 roku, właśnie za sprawą Fischera. Ani wcześniej, ani później.

Mecz Stulecia w Reykjaviku

Robię przejażdżkę po Reykjaviku. Mijam lokalne lotnisko i hotel, w którym mieszkał Fischer w 1972 roku. W drodze powrotnej z centrum przejeżdżam obok największej lokalnej hali sportowej – Laugardalshöll. Obiekt ten został otwarty w 1965 roku, odbywa się tu mnóstwo koncertów, w 1995 roku rozegrano tu finał MŚ w piłce ręcznej. Dwadzieścia trzy lata wcześniej arena była świadkiem jeszcze jednego meczu o mistrzostwo świata – szachowego pojedynku pomiędzy Bobbym Fischerem i Borysem Spasskim, meczu, do którego o mały włos by nie doszło – za sprawą Amerykanina oczywiście.

To zakłamane dranie. W całej swojej historii Żydzi zawsze byli kłamcami. Są brudnymi, brudnymi, obrzydliwymi, podłymi przestępcami.
o Żydach, 1999

Datę rozpoczęcia meczu wyznaczono na 1 lipca 1972, ale kilka dni przed rozpoczęciem zmagań Fischer postanowił anulować swój bilet do Islandii i postawił organizatorom całą listę wymagań. Z finansowymi na czele. Problem pieniędzy rozwiązuje jeden z angielskich milionerów, który z własnych środków pokrywa dodatkowe 50 tysięcy funtów, które trafiają do puli nagród. Mimo to Fischera brakuje zarówno na uroczystej ceremonii otwarcia 1 lipca, jak i oficjalnym losowaniu następnego dnia. Nikt nie wie, czy Bobby w ogóle pojawi się na Islandii, ale prezes FIDE przesuwa termin rozpoczęcia meczu o dwa dni. Ostatecznie Fischer przylatuje 4 lipca i mecz rozpoczyna się tydzień później.

Pierwszy mecz Fischer przegrywa po swoim błędzie.

Drugi przegrywa, otrzymując walkowera, gdy nie stawił się na drugą partię, rozwijając listę swoich wymagań.

W końcu nadchodzi trzecia partia, w której Bobby po raz pierwszy w życiu pokonuje Spasskiego, po raz pierwszy od 1960 roku, gdy zagrali pierwszą partię. W meczu jest 2-1 dla radzieckiego Mistrza, ale z kolejnych siedmiu partii Amerykanin wygrywa 4 i remisuje 3, co daje mu olbrzymią przewagę. W sumie rozegrano 21 partii, a rywalizacja zakończyła się wynikiem 12,5-8,5 dla pretendenta.

Bobby Fischer został Mistrzem Świata, sięgnął po upragnioną koronę.

Powolny upadek

Są podludźmi. To szumowiny. Kiedy mówisz o Żydach, drapiesz dno beczki ludzkości.
o Żydach, 1999

Przez kolejne trzy lata Fischer gra coraz mniej. Odrzuca sporo ofert, nawet tych niesamowicie lukratywnych finansowo, co trochę dziwi. Apogeum jego braku aktywności jest jego decyzja o nieprzystąpieniu do obrony tytułu mistrzowskiego w 1975 roku, przez co Mistrzem Świata zostaje radziecki zawodnik Anatolij Karpow. Fischer rusza w podróż po świecie, odwiedza Filipiny, Indonezję i Indie i w końcu znika, pojawiając się na chwilę to tu, to tam. Cały zarośnięty zostaje zatrzymany przez policję w Kalifornii i trafia do aresztu. W sumie aż do 1992 roku zostaje praktycznie nieuchwytny, gdy pojawia się w Jugosławii, by na dwudziestolecie pojedynku ze Spasskim zagrać rewanż. Mecz kończy się wynikiem 10-5 dla Bobby’ego, ale Fischer krytykowany jest za średni poziom rozgrywanych partii i dodatkowo staje się ścigany w USA przez wjazd do Jugosławii, na którą ONZ nałożyło sankcje. Przez kolejne lata Bobby pomieszkuje trochę na Węgrzech, Filipinach i w Japonii. W końcu nadchodzi rok 2001 i pamiętny atak terrorystyczny na World Trade Center, po którym Fischer powiedział w wywiadzie dla filipińskiej stacji radiowej:

To świetna wiadomość. Popieram ten atak. USA oraz Izrael mordowali i rabowali Palestyńczyków przez lata i nikogo to nie obchodziło. Teraz Amerykanie dostali za swoje. Chciałbym, żeby USA zostało zmazane z powierzchni ziemi. (…) Ostatecznie biały człowiek powinien opuścić Stany Zjednoczone i czarni ludzie powinni wrócić do Afryki. Biali powinni wrócić do Europy, a kraj powinien zostać zwrócony amerykańskim Indianom. (…) Śmierć USA!

Chwilę później amerykański związek szachowy skreśla Fischera z listy członków, a dwa lata później ambasada USA unieważnia jego paszport. W 2004 roku próbuje wylecieć z Tokio na Filipiny, ale tam zostaje aresztowany i rozpoczęta zostaje procedura jego deportacji do USA. Bobby i jego przyjaciele próbują wszystkiego, by uratować go od powrotu do USA – zrzeka się obywatelstwa, występuje o obywatelstwo niemieckie, wielkie postacie jak Spassky piszą do prezydenta USA listy z prośbą o ułaskawienie. Wszystko na nic.

Do momentu, gdy do gry wchodzą Islandczycy.

Mały naród decyduje się nadać Fischerowi obywatelstwo Islandii i wysyła do niego ambasadora z paszportem. Po dziewięciu miesiącach aresztu szachista jest uratowany i odlatuje do Reykjaviku. Tutaj przez 3 lata żyje w spokoju, jeździ autobusami po mieście, słucha muzyki, czyta i, niestety, choruje. Odwiedzają go Borys Spasski, Viswanathan Anand, jego japońska żona Miyoko Watai. Ostatecznie umiera w szpitalu w Reykjaviku 17 stycznia 2008 roku, a jego ostatnim życzeniem było spojrzenie ostatni raz na portret zmarłej już matki.

Wychodzę z muzeum w Selfoss. Budynek jest mały, otwarty tylko trzy godziny dziennie i na dodatek latem, ale pełen doskonałych pamiątek po Fischerze, z którego Islandczycy są dumni. Zbaczam z głównej drogi i po dziesięciu minutach trafiam w okolice małego kościoła. Po chwili staję przed jasną płytą.

Robert James
Fischer
F. 9 mars 1943
D. 17 januar 2008

Płyta jest marmurowa, wcześniej stał tu tylko drewniany krzyż z tabliczką, na której dodatkowo napisane było hvíldu í friði, co po islandzku znaczy spoczywaj w pokoju. Tutaj, na Islandii, Fischer świętował największy sukces. Pokonał mistrza świata, był na ustach wszystkich, zdobił okładki gazet, to właśnie wtedy, 31 sierpnia 1972 roku szachy były popularne jak nigdy wcześniej i później, a Bobby osiągnął swój cel i spełnił największe marzenie. Wiele razy powtarzał, że jest najlepszym szachistą na świecie, i właśnie w Reykjaviku udowodnił to w stu procentach. Ponad trzydzieści lat później, pełnych tułaczki, dziwnych, niezrozumianych zachowań to właśnie tutaj, w Reykjaviku, Bobby odnalazł swój spokój. W stolicy i na cmentarzu w Selfoss. Tuż przed śmiercią, w szpitalu, wypowiedział ostatnie słowa:

Nic tak nie uzdrawia, jak dotyk człowieka.


Robert James Fischer był postacią zdecydowanie tragiczną. Od dziecka towarzyszyły mu fobie matki, która była śledzona przez FBI, brak ojca, a jego geniusz jedynie umacniał w nim poczucie nieomylności. Wszyscy z otoczenia Bobby’ego wiedzieli, że nie wszystko jest z nim w porządku, a najwięcej wyrozumiałości miał dla niego największy przeciwnik i jednocześnie przyjaciel – Borys Spasski, który był z Robertem w stałym kontakcie i odwiedził go również na Islandii. Wielki geniusz, który wyprzedzał swe czasy, ale jednocześnie bardzo cierpiał, pełny fobii i obsesji. Do powyższego wpisu zainspirowały mnie wizyta w Selfossie, obok którego aktualnie mieszkam, ale również lektura książki „Bobby Fischer – obsesje geniusza” Stefana Gawlikowskiego, którą polecam z całego serca.