Kolejny dzień i kolejne okropne wieści z południowej części Polski. Wiosna i lato w pełni przyszły do kraju już jakiś czas temu, ale nie do końca w góry – w wyższych partiach wciąż panują przynajmniej częściowo zimowe warunki. Efekt? Co chwilę docierają informacje o kolejnych śmiertelnych wypadkach w drodze na Rysy.

Od czego zacząć zimowe poczynania w Tatrach? Przede wszystkim, jeśli myślisz o czymś więcej, niż spacery nad Morskie Oko czy Halę Gąsienicową, to polecam zacząć od kursu. Prawdziwego, kilkudniowego kursu zimowej turystyki, który nauczy Cię odpowiednio posługiwać się zimowym sprzętem i podstawowych zachowań w górach zimą (już pisałem na ten temat – Jak zacząć turystykę zimową w górach?).

Załóżmy, że pierwszy etap szkolenia masz za sobą, umiesz posłużyć się sprzętem, wiesz, jak zahamować upadek czekanem i zastanawiasz się, gdzie ruszyć w góry, by było fajnie, niekoniecznie nudno, ale jednocześnie na początek – w miarę bezpiecznie. Świnica? Rysy? Kościelec? A co powiesz na szczyt mniej popularny, ale w miarę wysoki, z bezpiecznym podejściem i fantastycznym widokiem?

I to w dodatku leżący na trasie słynnej Orlej Perci?

Wchodzimy na najwyższy z trzech – Zadni Granat!

Na początek – podejście do Hali Gąsienicowej

Chyba mój ulubiony punkt odpoczynku w Tatrach – Hala Gąsienicowa. Z tutejszego schroniska bardzo szybko i łatwo można dojść na wiele pobliskich wysokich szczytów, tylko pół godziny spaceru dzieli Cię od pięknego Czarnego Stawu Gąsienicowego:

Taki widok oczywiście latem. Zimą wygląda to trochę inaczej, ale równie fajnie – wszędzie jest biało, ale jedna rzecz sprawia niesamowitą frajdę. Po tafli jeziora śmiało można spacerować!

Tak czy inaczej, na Halę Gąsienicową dojście jest bardzo proste i zazwyczaj bez przygód, choć zimą potrafi być wesoło, mocno wiać, i być bardzo ślisko – raz, gdy już wracałem do Kuźnic, na samym dole kamienna droga była w całości oblepiona cieniutką warstwą lodu. Ani nie pomogłyby tu raki, w samych butach też szło średnio, więc trzeba było po prostu znacząco zwolnić tempo, uważać i podpierać się kijkami.

Jedna uwaga – jeśli idziesz z Kuźnic, wybierz niebieski szlak, a nie żółty. Żółty zagrożony jest lawinami!

Przy sprzyjających warunkach po 1,5-2 godzinach znajdziesz się w Murowańcu, by móc zagrzać się w klimatycznej sali, wypić kawę albo zjeść pyszny obiad. A najpierw pewnie staniecie na chwilę, by nacieszyć oko takim widokiem:

Zimowe wejście na Zadni Granat

Taka eskapada była moją pierwszą poważniejszą zimową przygodą bez kursu czy przewodnika. Mogę śmiało powiedzieć, że jeśli wiesz już, o co chodzi w obsłudze czekana i raków, a jednocześnie wybierasz się z równie niedoświadczonymi znajomymi, przy dobrych warunkach Zadni Granat na początek będzie idealny.

Szlak jest raczej bezpieczny lawinowo. Po drodze nie ma jakichś szczególnych trudności technicznych. Nagrodą za wejście na szczyt – fenomenalne widoki wprost z Orlej Perci!

Trasa jest dość prosta i ciężko się w niej pogubić – ruszamy na Czarny Staw Gąsienicowy. Stamtąd najlepiej ruszyć środkiem jeziorka w kierunku Zmarzłego Stawu i dalej żółtym szlakiem w kierunku Koziej Dolinki. Odrobinkę dalej odbijamy w lewo – już w kierunku Zadniego, do szczytu zostało kilkaset metrów.

Uśmiech to podstawa 🙂
Momentami jest trochę stromo…
Ale trasa jest bardzo majestatyczna
Ze szczytu – piękne widoki na Orlą Perć
I na piękne Tatry!

Trasa generalnie nie powinna sprawiać większych kłopotów, podejście na początku od Koziej Dolinki może być trochę strome, potem można odbić lekko na lewo, by znaleźć się pośród skał. Widoki z Zadniego Granatu są fantastyczne. Trasa idealna na zdobywanie doświadczenia i zaspokojenie potrzeb estetycznych.

Co więcej?

Następnego dnia po zdobyciu najwyższego z Granatów planem było podejście na przełęcz Krzyżne. Po godzinie marszu jednak warunki zrobiły się kiepskie, do tego zbliżały się fatalne chmury, postawiliśmy więc na odwrót do schroniska. Tam spokojna kawa, lekki obiad i pomysł – podejdziemy sobie na przełęcz Karb pod Kościelcem, od strony Zielonego Stawu. Dużo chmur, ale trekking bardzo przyjemny. I gdy tak doszliśmy na przełęcz, rzuciliśmy okiem na Kościelec, który właśnie wyłaniał się z chmur…

Kusił, oj kusił…

Tyle, że czytałem wcześniej, że potrafi być niebezpieczny.

Ostatni ludzie już schodzili, choć do zachodu słońca zostały jeszcze co najmniej dwie godziny. Wszyscy powtarzali, że warunki na górze świetne. Mimo to nie chciałem za bardzo ryzykować. Zostałem sam z Asią, wokół nie było już nikogo – wszyscy zeszli w dół.

Zacząłem zakładać raki, rzuciłem tylko krótkie „chętnie ruszyłbym w górę, jakby był z nami ktoś bardziej doświadczony”, zapinając drugiego raka.

– W sumie to możemy działać! – rozległo się gdzieś z tyłu. Kto? Co? Jak?

Tak poznałem Piotra, który w czasie, gdy zajmowałem się sprzętem, wyłonił się z drugiej strony przełęczy, od Czarnego Stawu. Doświadczony kolega był, odpowiedni sprzęt był, idealne warunki – były, do tego mocne postanowienie, że jak tylko coś nam nie podpasuje, to po prostu się wycofujemy. Ruszyliśmy w górę.

35 minut i byliśmy na szczycie.

Kościelec cały w chmurach…
Które po chwili całkiem się rozeszły
W tym samym czasie kilkaset metrów niżej przemykał Adam Bielecki – niestety, nie udało się go spotkać 😉

Do znudzenia – grunt to rozwaga

Czy wejście na Kościelec zimą jest dobre na początek? Jest to zazwyczaj opcja zapasowa do nauki asekuracji lotnej na kursach zimowych, więc trudnością pewnie bliżej mu do Świnicy, niż Zadniego Granatu. Na Kościelcu z tego co wiem, wszystko rozbija się o warunki, a ja pod koniec marca miałem je idealne. Śnieg był dobrze zbity, od jakiegoś czasu nie padało, zagrożenie lawinowe najniższe z możliwych, do tego dobra pogoda, zero wiatru… W innych warunkach i bez bardziej doświadczonej osoby u boku pewnie bym się nie porwał na tę górę tak szybko, ale obyło się bez kłopotów, a byłem również gotowy na wycofanie się w każdym momencie.

Góry zimą są fantastyczne, to zupełnie inne doświadczenie, niż letnie warunki.

Faktem jest, że najlepiej wyruszać z osobami bardziej doświadczonymi i zdobywać nowe umiejętności. Ale też przecież nie zawsze będziemy szukać kogoś lepszego od nas. Czasem chcemy po prostu pójść w góry, wiedzieć, że nasze umiejętności są wystarczające na daną trasę, i po prostu cieszyć się zdobywaniem wysokości.

Stąd moja propozycja Zadniego Granatu. Technicznie nie jest trudno, bezpiecznie, a widoki wspaniałe.

I gdy już zaczniesz wracać do domu, umęczony, po kilku dniach tatrzańskich wędrówek, to możliwe, że góry pożegnają Cię takimi widokami…