Okolice 2014 roku. Oglądam po raz pierwszy film The Way z Martinem Sheenem w roli głównej. Pierwszy raz spotykam się z tematem Camino i pieszych szlaków długodystansowych. W 2015 roku długa, piesza wędrówka zafascynuje mnie po raz kolejny – tym razem za sprawą filmu Wild z Reese Witherspoon. W 2016 zaczynam planować Camino, w 2017 po kilku godzinach spacerowania przez Lanzarote mam już bilet do kontynentalnej Hiszpanii i chcę ruszyć drogą świętego Jakuba. Ten pomysł upadł, zanim zacząłem go realizować – kontuzja kolana wykluczyła jakiekolwiek chodzenie bez utykania.
W lipcu 2018, po pokonaniu kilku jednodniowych szlaków na Islandii, planuję sierpień. Po kilku miesiącach w klimacie subarktycznym mam ochotę na słońce, plażę, upał. Moją uwagę zwraca połączenie lotnicze Wrocław – Porto, po chwili decyzja jest podjęta. Jadę na Camino!
Ponad tysiąc lat tradycji
Ponad tysiąc lat temu pierwszy udokumentowany pielgrzym, biskup Le Puy Godescalco, wyruszył w drogę do Santiago de Compostela. W tym miejscu spocząć miało ciało jednego z dwunastu Apostołów, świętego Jakuba, który po głoszeniu Dobrej Nowiny na półwyspie Iberyjskim wrócił do Jerozolimy, gdzie podczas Pierwszego Prześladowania Chrześcijan został skazany na śmierć i zginął śmiercią męczeńską. Legenda głosi, że w VII wieku jego szczątki powróciły łodzią do Hiszpanii i zostały pochowane w miejscu, w którym stoi dziś katedra w Santiago de Compostela.
Z biegiem czasu szlak pielgrzymkowy nabierał coraz większego znaczenia, hiszpańska miejscowość stała się trzecim najważniejszym miejscem chrześcijaństwa po Rzymie i Jerozolimie. W XIV wieku rocznie Camino było pokonywane przez ponad milion osób!
Później następował powolny spadek popularności pielgrzymowania, do tego stopnia, że w 1978 roku w Santiago de Compostela zameldowało się… 13 pielgrzymów. 13 osób, przez cały rok, średnio jedna osoba miesięcznie! Nie do pomyślenia przy dzisiejszym tłoku. Od kilkudziesięciu lat liczba piechurów docierających do Santiago systematycznie rośnie, do tego stopnia, że w 2017 roku przekroczyła trzysta tysięcy. Do wyników z XIV wieku jeszcze trochę brakuje, ale liczba osób, które decydują się na co najmniej stukilometrową, pieszą wędrówkę zdecydowanie robi wrażenie.
Jaką trasę wybrać, i dlaczego Camino Portugues, czyli Camino Portugalskie?
Pierwszą wytyczoną drogą świętego Jakuba była Camino Primitivo (Droga Pierwotna). Najpopularniejszym wariantem jest zdecydowanie Camino Frances, licząca sobie ponad 700 kilometrów droga francuska, wiodąca głównie przez północną Hiszpanię (to właśnie tą drogę przemierzał Martin Sheen w The Way). Za to wśród Polaków prym wiedzie droga portugalska – w najpopularniejszym wariancie liczący ponad 200 kilometrów odcinek z Porto do Santiago. Część pielgrzymów wyrusza z Fatimy lub nawet Lizbony.
Sam zdecydowałem się na portugalskie Camino z kilku względów – nie chciałem rzucać się od razu na głęboką wodę i wędrować przez niespełna 800 km, co zajęłoby pewnie około miesiąca. Idąc portugalskim wariantem mogę zasmakować kultury obydwu krajów półwyspu Iberyjskiego – szlak wiedzie mniej więcej po połowie w Hiszpanii i Portugalii. Do tego atutem trasy portugalskiej w sierpniu miała być bliskość oceanu – spacer przy wybrzeżu jest dużo przyjemniejszy, gdy słońce naprawdę daje w kość w głębi lądu.
Portugalska trasa ma trzy warianty – centralny, który jest najkrótszy, Costa – prowadzący przy wybrzeżu, ale często odbijający w ląd, i Litoral, który prowadzi przy samym oceanie, gdy tylko jest którędy iść. Ja w swojej wędrówce miksowałem trasę Costa i Litoral, głównie poruszając się tą pierwszą.
Podążaj za muszlą. Oznaczenia na trasie
Najlepiej oznaczone jest Camino Centralne, ale prawie równie dobrze wersja Costa. Na drodze rozglądamy się za żółtą muszlą, która jest znakiem rozpoznawczym drogi świętego Jakuba, jak i również za żółtymi strzałkami. Znaki czasem są po prostu namalowane żółtym sprayem na asfalcie, a czasem są małymi dziełami sztuki. Nie sposób ich przegapić – pojawiają się na każdym kroku, i tylko czasem w miastach można na chwilę stracić orientację.
Na trasie możesz zauważyć, że często pojawiają się również niebieskie strzałki, pokazujące przeciwny kierunek. Niebieski szlak prowadzi do Fatimy.
Paszport pielgrzyma. Najlepsza pamiątka z wędrówki
Najpopularniejszy wariant portugalskiej trasy rozpoczyna się w katedrze Sé w Porto (bardzo łatwo znaleźć ją w google maps, znajduje się w samym centrum miasta). W miejscu, w którym obsługa sprzedaje bilety do zwiedzania katedry nabyć można oryginalny Paszport Pielgrzyma w cenie 2€. Wiem, że dużo ludzi kupuje paszporty w Polsce czy drukuje samemu, gdzieś wyczytałem, że na końcu mogą być problemy z zaakceptowaniem takich wynalazków, choć na miejscu z niczym takim się nie spotkałem. Mimo wszystko polecam nabycie książeczki na miejscu – katedrę koniecznie trzeba zobaczyć.
Do paszportu zbieramy w trasie pieczątki – w kawiarniach, restauracjach, czasem sklepach, schroniskach, na campingach. Im bliżej Hiszpanii, tym więcej miejsc, które będą miały piękne, ozdobne pieczątki. Wydawcy paszportu sugerują wzięcie przynajmniej dwóch pieczątek w ciągu dnia – mi się spodobało i brałem ich trochę więcej, na każdym postoju.
Kawałek papieru oczywiście nie jest niezbędny – na rogatkach Santiago nie stoją barczyści ochroniarze, którzy wpuszczają tylko osoby z wystarczającą liczbą pieczątek. Jest za to doskonałą pieczątką, i na jego podstawie na końcu trasy możesz otrzymać certyfikat ukończenia pielgrzymki. Żeby Twoje Camino zostało uznane za ukończone, musisz przejść co najmniej ostatnie 100 kilometrów, i udokumentować to właśnie pieczątkami w paszporcie. Oczywiście łatwo byłoby całą sprawę zmanipulować, ale nie o to w tej zabawie chodzi 😉
Certyfikaty wydawane są w Biurze Obsługi Pielgrzyma (Oficina de Acogida del Peregrino), mieszczącym się przy ulicy Rua de Carretas 33 w Santiago, jakieś 200 metrów od Katedry. Dodatkowo za 3€ można zakupić kolejny bardzo ładny papierek, który dokumentuje liczbę przebytych przez nas na pieszo kilometrów. Dokumenty są bardzo eleganckie, całe w łacinie. Świetna pamiątka.
Dobra, jadę! Jak się spakować?
Słowo klucz: lekko. Ja cenię sobie prywatność, i zabrałem ze sobą dodatkowe kilogramy w postaci kuchenki, butli z gazem, namiotu oraz maty samopompującej – i drugi raz nie popełniłbym tego błędu. Campingi okazały się sporo droższe od Albergue’ów, i choć miło śpi się w zamkniętym, własnym namiocie, to jednak trzeba go rozkładać, rano składać, i wszystko to targać na plecach.
Wszystko zależy tak naprawdę od pory roku, ale jeśli wybierasz się, tak jak ja, latem, to wystarczą Ci ubrania: (3-4 komplety maksymalnie), jedna bluza, jedna lekka kurtka przeciwdeszczowa, śpiwór, kosmetyki, latarka, klapki, ręcznik i apteczka. Z rzeczy nieobowiązkowych polecam zdecydowanie zabrać dobry powerbank, przewodnik i… kijki trekkingowe. Świetnie odciążą kolana, które na takim długim dystansie z bagażem na plecach mogą porządnie dostać w kość.
Do kosmetyków latem koniecznie dorzuć krem z filtrem, a do ubrań jakąś czapkę/osłonę na głowę. Słońce jest mordercze, świeci cały czas, i rzadko się zdarza, by chowało się za chmurami.
Prowiant? Buty?
Do tego pamiętaj, że często do plecaka dorzucisz prowiant, i kilka litrów wody – na początku bagaż może wydawać Ci się lekki, ale dodatkowe 2 kilogramy w postaci płynów porządnie go dociąży. Zamiast noszenia wody w butelce, możesz pomyśleć nad zakupem bukłaka na wodę, który włożysz do plecaka i będziesz pić, nie martwiąc się o jego ciągłe ściąganie i zakładanie.
Co z butami? Niektórzy przechodzą całą trasę w sandałach. Ja przeszedłem w takim obuwiu, około 1/3 trasy, resztę szedłem w wygodnych Asicsach, które mam od kilku lat. Zrezygnowałem z butów trekkingowych z prostego powodu – takie mam głównie na zimę i jesień, w lecie byłoby mi w nich znacząco za ciepło. Trasa nie przedstawia też żadnych trudności technicznych, nie ma się więc czym martwić. Ale jeśli masz lekkie, niskie buty trekkingowe, bierz je śmiało.
Gdzie nocować? Co to jest Albergue?
Tak, jak wspominałem wcześniej, można nocować na Campingach z własnym namiotem, ale korzystniej dla naszych pleców i portfela wyjdzie nocowanie w specjalnych schroniskach dla pielgrzymów, czyli Albergue’ach. Zazwyczaj są to po prostu najzwyklejsze hostele, z pokojami wielosobowymi (od kilku do nawet kilkudziesięciu osób w jednym pokoju).
Ceny za noc zaczynają się od 6€ za łóżko, niektóre płatność mają w formie Donativo (co łaska), pojawiło się także dużo prywatnych, nowszych Albergue’ów, za które trzeba zapłacić 10, 12 a czasem i nawet 15 euro. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ogromny tłok na trasie w szczycie sezonu – gdzie w niejednym mieście już o 12-13 brakuje miejsc we wszystkich schroniskach i trzeba się ratować w inny sposób. Ja w okolicach połowy trasy, w Tui (tuż za granicą portugalsko-hiszpańską) zmuszony byłem zapłacić 55€ za pokój.
Zauważyłem, że wiele osób wyrusza nawet o 2-3 w nocy, by od 10 czatować pod drzwiami do schroniska i czekać w kolejce na jego otwarcie, byle dostać łóżko. Fakt, że wędrowanie w nocy może być przyjemniejsze, ze względu na temperaturę, ale im bliżej końca trasy, tym było gęściej, i z całego Camino robił się swego rodzaju absurdalny wyścig o nocleg. Nie chciałem w nim uczestniczyć, więc rozbiłem się na campingu, i na ostatnie dwa etapy trasy dojeżdżałem pociągiem, i wracałem nim do miejsca noclegu.
Różny standard i ceny, ale da się odpocząć 🙂
Standard w Albergue’ach jest przeróżny, ale zazwyczaj jest czysto i schludnie, nie spotkałem się z kiepskimi warunkami. Głównie sugerowałem się opiniami z Google Maps, i to wystarczyło, by nie trafić na niemiłą niespodziankę. Niektóre miejsca oferują śniadania w cenie noclegu, ale tak jak pisałem wcześniej – jest ich na trasie mnóstwo, masa starych, masa nowych, trochę świeżo otwartych – wszędzie za to z reguły panuje fajna atmosfera, wcześnie gaśnie światło i można odpocząć przed kolejnym dniem wędrówki. Często również na miejscu można coś ugotować, a także zrobić i wysuszyć pranie.
Jaki budżet przygotować?
Pierwsze, co będzie Cię interesowało, to pewnie samoloty do Portugalii. Z pomocą przychodzą tanie linie, Wizz Air i Ryanair. Ten pierwszy zabierze nas do Porto z Warszawy, Katowic oraz Wrocławia, a drugi dodatkowo z Modlina oraz Krakowa. Do tego można wygodnie dolecieć również do Lizbony, a z samego Santiago z wyprzedzeniem kupić bilet na pociąg czy autobus do Madrytu już od 15€, co również znacząco poszerza możliwości.
Noclegi i jedzenie na miejscu kosztowały mnie 2700 zł za dwie osoby, za dwa tygodnie – a byłoby taniej o 600 zł, gdyby nie trzy noclegi w cenie 50€ przed, po i w trakcie Camino. Najwięcej w takim razie, bo prawie 1400 zł, wydanych zostało na jedzenie po drodze – choć daje to jakieś 100 zł, czyli około 25€ dziennie na dwie osoby. Nie było przesadnego oszczędzania, w wielu miejscach jest menu dla pielgrzymów, które jest takie samo, jak dla menu dnia dla wszystkich, tylko bywa nawet o kilka euro tańsze po pokazaniu paszportu.
Kwota 100-120 zł/dzień/osoba za nocleg + wyżywienie wydaje mi się całkiem bezpieczna. Poza sezonem będzie oczywiście łatwiej. Dużo częściej uda się nocować w Albergue’ach za 6€, a nie tych dwa, a nawet trzy razy droższych.
Do tego przeloty powinny kosztować nie więcej, niż 500 zł w dwie strony (bagaż podręczny w zupełności wystarczy), i można plus minus zaplanować budżet na Camino. Wydaje mi się, że na Camino Portugalskie spokojnie można zmieścić się w 2 tysiącach na osobę, a z naprawdę tanimi biletami nawet w 1500 zł. Zakładając nie noszenie jedzenia, ani sprzętu do gotowania oczywiście :).
Jaki przewodnik? Czy trzeba go mieć?
Przewodnika oczywiście mieć nie trzeba, ale potrafi być naprawdę pomocny. Ja miałem ze sobą lekturę pt. Camino Portugues. Przewodnik dla pielgrzymów wydane przez wydawnictwo WAM, autorstwa Szymona Pilarza. Zawierał masę przydatnych informacji, z numerami telefonów i cenami Albergue’ów na czele, ale raz naprawdę się na nim zawiodłem.
Na odcinku końcowym w Portugalii autor wyrysował trasę, która miała biec cały czas wzdłuż rzeki, podczas gdy faktyczna trasa wiodła setki metrów dalej, cały czas pod górę i w dół, przez co znacząco wydłużył się czas przejścia tego chyba najgorszego kawałka dla mnie na całej trasie. Chodzi mi głównie o 12-kilometrowy kawałek pomiędzy miejscowościami Caminha i Vila Nova de Cerveira. Za to duży minus, poza tym – rewelacja.
Camino de Santiago – czy warto?
Jeśli lubisz chodzić – warto. Jeśli lubisz Hiszpanię i Portugalię – warto. Jeśli bliskie Ci jest chrześcijaństwo – warto. Jest mnóstwo powodów, dla których warto wyruszyć na tę wspaniałą przygodę, i, co najważniejsze, jest ona dla każdego. Nie musisz być chrześcijańskim pielgrzymem, możesz być kim tylko chcesz, a i tak każdy pozdrowi Cię z uśmiechem na ustach i radosnym „Buen Camino!”. Dlaczego ja wyruszyłem, i co spotkało mnie na szlaku, dowiesz się z mojego poprzedniego wpisu.
A wyruszyć warto chociażby dla tych ostatnich kilku chwil. Gdy przeciskasz się przez wąskie uliczki centrum Santiago, by po chwili ujrzeć ten widok…: