Szwajcaria – dziesiątki światowej sławy resortów znanych na całym świecie, ale i setki, jak nie tysiące przepięknych miejsc otoczonych Alpami czy jurajskimi skałami. Dziś skupimy się na jej małym wycinku, który zawiera zarówno te pierwsze, jak i drugie – Thunersee, jedno ze szwajcarskich jezior, jest tak idealnie położone, że blisko stąd pod potężne czterotysięczniki i lodowce, ale można też wygrzewać się tu na plaży w sąsiedztwie palmy, pływać kajakiem czy zwiedzać średniowieczne zamki, które w okolicy napotkać można co krok, z majestatycznym Schloss Thun na czele. W 2024 roku spędziłem tu kilka miesięcy, trochę zwiedzając, a trochę pracując i poniższy wpis jest efektem tego pobytu – od późnej zimy, przez wiosnę aż do lata, bo wyjechałem na sam koniec maja, gdy momentami temperatury przekraczały 25 stopni. Załapałem się więc na 3 pory roku – i był to zdecydowanie magiczny czas! Choć padało sporo, to miałem sporo okazji by pozwiedzać najbliższe okolice jeziora i te trochę dalsze, ale w zasięgu 30-45 minut jazdy samochodem. Poniższy miniprzewodnik zapewni Ci zajęcie na kilka dni w okolicy, optymalnie 3-5, ale spokojnie można tu zostać dłużej, albo skondensować pobyt i po intensywnym zwiedzaniu w 2-3 dni ruszyć dalej zwiedzać Alpy. Szlaków, gór, widoków i atrakcji na pewno nie zabraknie!

Spiez. Tysiącletni kościół, jeszcze starszy zamek i piękny krajobraz

Choć większość miejscowości w okolicy zachwyca, zarówno zabudową jak i położeniem, to Spiez… zachwyca podwójnie. To małe miasteczko położone mniej więcej w połowie drogi między Interlaken a Thun, pełne uroczych budynków i winnic urzeka przede wszystkim panoramą. Niederhorn górujący nad jeziorem i Spiez o zachodzie słońca w ciepły, majowy wieczór prezentują się naprawdę przyzwoicie:

Widoczny zamek liczy sobie 1300 lat, a sąsiadujący mu kościół jest niewiele młodszy – liczy sobie około dziesięciu wieków. Budynki otoczona są przez park i piękne ogrody, a co najciekawsze – można zarówno je zwiedzić, jak i wynająć na ślub, wesele, czy inne wydarzenie – rocznie odbywa się tam ponad 50 różnych imprez. Zaraz obok znajdziesz mnóstwo winnic – wino w Spiez produkuje się od co najmniej 700 lat i jest to drugi największy rejon tego typu w kantonie Berno, rocznie wytwarza się tu 80.000 butelek wina. Nie brak go oczywiście w okolicznych restauracjach – w całym miasteczku jest sporo sklepów sprzedających lokalne wyroby procentowe, a lampkę tutejszego wina zamówisz w prawie każdej restauracji. W miasteczku znajduje się również Vineyard Trail, ścieżka, na której znajdziesz 12 tablic informacyjnych o tutejszym winiarstwie (więcej o winie i winnicach na oficjalnej stronie).

W Spiez nie brak też atrakcji dla aktywnych. Jeśli lubisz po prostu spokojnie pospacerować, to zarówno na zachodzie jak i na wschodzie miasteczka są dwa małe lasy ze ścieżkami. Ten drugi, z małą górką Bürgwald, oferuje dodatkowo świetne widoki w kierunku Alp Berneńskich – na okoliczne zielone wzgórza, miasteczka, jezioro i czterotysięczniki w tle. Na bardziej ambitnych, albo chcących skorzystać z kolejki, czeka górująca nad miastem piramida – szczyt Niesen wznoszący się na 2362 metry (1800 metrów ponad jezioro!). Na szczyt można dojść z samego miasteczka rozpoczynając szlakiem na dworcu głównym, ale łatwiej będzie dojechać do Wimmis lub Mülenen. Pamiętaj jednak, że to wciąż prawie 1700 metrów przewyższenia do pokonania – więcej, niż na Rysy z parkingu w Palenicy! Alternatywą jest wspomniana kolejka – startuje właśnie z Mülenen, na całą trasę w dwie strony bilet kosztuje 59 CHF, ale warty rozważenia jest też wjazd do stacji pośredniej i pokonanie części drogi pieszo (więcej informacji tutaj).

Kandersteg i majestatyczne jezioro Oeschinensee

Mówi się, że najpiękniej położoną miejscowością w Szwajcarii jest Lauterbrunnen, ale dużo mniej popularny Kandersteg jest mocną konkurencją. Zwłaszcza z poziomu szlaku nad pobliskie jezioro. Miasteczko leży w dolinie otoczone z każdej strony przez naprawdę wysokie szczyty, ale dla mnie perełką jest Oeschinensee – jedno z najbardziej imponujących jezior, jakie widziałem. Szlak nad Oeschinensee zaczyna się we wschodniej części miasteczka, tuż pod stacją kolejki, którą można skrócić sobie drogę – na miejscu jest też mnóstwo parkingów, które pozwalają komfortowo zostawić samochód pod samym wejściem na ścieżkę. Nie jest trudny, większość to spokojne tuptanie po asfalcie, ale zdecydowanie warto dołożyć sobie wysiłku i ruszyć na punkt widokowy znajdujący się na północ od jeziora, wszystko jest stamtąd dużo bardziej efektowne. Ja miałem pecha – na samej końcówce okazało się, że wejście na odcinek szlaku jest zamknięte ze względu na wciąż spore zagrożenie lawinowe (mimo pełnej wiosny na dole, wierzchołki otaczające jezioro osiągają grubo ponad 3000 metrów), pozostało mi jedynie podlecenie do góry dronem. Jak się później okazało, nie do końca legalnie, ale całkowicie ominęły mnie tabliczki informujące o zakazie, bo poszedłem bocznym szlakiem, by szybciej dostać się na punkt widokowy… Zdjęcia z drona oczywiście fajnie mieć, ale zdecydowanie chcę tu wrócić w pełni lata, by spokojnie obfotografować to piękne miejsce i cieszyć się widokiem na własne oczy. Potężne ściany otaczających zbiornik gór wyglądają, jakby były całkowicie pionowe, do tego robią piorunujące wrażenie – Doldenhorn znajdujący się na południe od Oeschinensee sięga na ponad 3600 metrów, czyli ponad 2 kilometry nad lustro wody. Niesamowite!

Jeszcze mała mapka ilustrująca przebieg szlaku – na punkt widokowy z parkingu jest 6 kilometrów i 750 metrów przewyższenia, nad samo jezioro niecałe 5 km i połowa przewyższenia mniej:

Z Kandersteg możesz też samochodem wyruszyć w podróż pociągiem, który za 25 CHF zabierze Ciebie i Twoje auto do sąsiedniego kantonu, na południe, tunelem przez góry, co znacząco skraca drogę do Zermatt czy w ogóle na południe Szwajcarii.

Kilka kilometrów przed Kandersteg patrząc od strony Thunersee jest jeszcze jedno jezioro – położone zaraz przy głównej drodze Blausee. Nie polecam w weekendy i święta i nie do końca popieram pobieranie opłaty za takie atrakcje (11 CHF), ale sam las w okolicy i jezioro są bardzo ładne. Dla wspinaczy ciekawostka – jest tu całkiem spory rejon boulderowy, choć nie dane było mi się tu powspinać, pomimo dwóch prób – za każdym razem wszystko było stanowczo zbyt mokre. Uroki lasu i naprawdę deszczowej wiosny w 2024 roku.

Pełne turystów, ale cudowne. Grindelwald i Lauterbrunnen

O Grindelwaldzie pisałem już w 2020 roku, gdy miałem przyjemność przez jakiś czas tam mieszkać. Cztery lata później powróciłem, choć tylko turystycznie na jeden dzień, ale jak fajnie było znów przejść się wśród zielonych, pełnych kwiatów łąk u podnóża Eigeru i jego północnej ściany! Nie bez powodu zarówno Grindelwald jak i Lauterbrunnen są odwiedzane rocznie przez miliony turystów – to fantastyczne miejsca do zobaczenia zarówno zimą, jak i latem, a ich położenie jest naprawdę bajkowe.

Piszę o nich razem, ponieważ leżą zaraz obok siebie i przy odrobinie samozaparcia można śmiało przejść z jednego do drugiego miasteczka pieszo, ale nie będzie to banalna przeprawa – to 20 kilometrów z przewyższeniem ponad 1400 metrów, odcinek jest częścią długodystansowego szlaku Via Alpina. Przejechać można oczywiście samochodem, a także kolejką, która jedzie przez malowniczą przełęcz Kleine Scheidegg tuż pod Eigerem.

Zacznijmy od Grindelwaldu – to przepięknie położona miejscowość. Wśród górskich resortów jest jedną z najbardziej popularnych w Szwajcarii, a na pewno jedną z najładniej położonych – w mojej opinii tylko Zermatt wygląda bardziej imponująco z górującym nad miasteczkiem Matterhornem. Atrakcji w Grindelwaldzie jest mnóstwo zarówno zimą, jak i latem – to raj dla narciarzy, wspinaczy, piechurów i fotografów. Jedną z najpopularniejszych, i też niestety najbardziej kosztownych (ceny zaczynają się od 175 CHF), jest wycieczka na Jungfraujoch – położoną najwyżej w Europie stację kolejową, budynek stojący pomiędzy imponującymi czterotysięcznikami w samym sercu Alp ze wspaniałym widokiem na największy szwajcarski lodowiec, do którego droga wiedzie kilkukilometrowym tunelem wydrążonym w samym Eigerze. Kolejek w okolicy jest jednak dużo więcej, wszystkie mają fantastyczną panoramę, bo Alpy Berneńskie prezentują się niezwykle okazale. Po więcej atrakcji zapraszam Cię do wpisu z Grindelwaldu.

Lauterbrunnen to z kolei miejsce tak przepiękne, że zainspirowało Tolkiena do stworzenia Rivendell właśnie na wzór tej cudownej doliny. Miasteczko położone jest pomiędzy stromymi ścianami ozdobionymi wodospadami i spacer po nim to prawdziwa uczta dla oczu i duszy. Ale dla mnie najfajniejszym momentem była możliwość ujrzenia tego widoku z góry – w tym celu trzeba udać się trochę wyżej, do miasteczka Wengen. Można wejść tam pieszo, prowadzi szlak, albo wybrać kolejkę, która co 15 minut odjeżdża ze stacji w Lauterbrunnen – nie ma możliwości wjechania samochodem, bo Wengen jest prawie całkowicie wolne od samochodów (podobnie jak Zermatt) i po ulicach przemieszaczają się czasem jedynie meleksy, ewentualnie busy dostawcze, które dostarczają towary do sklepów czy restauracji. Dlatego też po wiosce spaceruje się bardzo przyjemnie, a po udaniu się kawałek na południe szlakiem przez mały las oczom ukazuje się bajeczny widok, którym ozdobiony jest pierwszy akapit tej części wpisu. Najlepszy wg mnie punkt widokowy na Lauterbrunnen znajduje się tutaj.

Tłumów nie da się uniknąć – obydwa miasteczka są tak popularne, że turyści z całego świata garną tu przez 365 dni w roku, z największym natężeniem w środku zimy i lata. Jedyny czas, gdy widziałem opustoszały Grindelwald, to początek covid w 2020 roku i był to naprawdę specyficzny widok. Nie warto jednak odpuszczać wizyty tutaj, nawet jeśli nie lubisz tłumów turystów na każdym kroku – Grindelwald i Lauterbrunnen stały się tak popularne nie bez powodu. Nie pożałujesz!

Thun – bajkowy zamek nad pięknym krajobrazem

Tereny nad północnym brzegiem jeziora zamieszkiwano już 4500 lat temu. Trochę ponad 800 lat temu, chwilę przed 1200 rokiem, powstał symbol i najbardziej charakterystyczny punkt dzisiejszego Thun – zamek, w którym aktualnie mieści się muzeum i jest najbardziej rozpoznawalnym punktem w okolicy. Tak prezentuje się na tle niesamowitych Alp:

Samo stare miasto jest naprawdę piękne i estetyczne – jak w zasadzie wszystkie szwajcarskie miasteczka, które zwiedziłem. Starówka ciągnie się wzdłuż rzeki Aare, pełno tam sklepów i restauracji, znajdziesz również mały ryneczek z fontanną. Sam zamek można zwiedzać przez cały rok, w zależności od sezonu różnią się jedynie godziny otwarcia (więcej szczegółów tutaj, bilety dla dorosłych kosztują 10 CHF). W mieście znajdziesz też obiekt o nazwie Thun Panorama – piękne, spore malowidło panoramiczne, namalowane 200 lat temu przez Marquarda Wochera, przedstawiające panoramę miasta w roku 1814. Obraz ma prawie 40 metrów długości i 7,5 metra wysokości i jest naprawdę imponujący!

Warto oprócz samego miasta zwiedzić jego okolice. Między Thun, a przyległym do niego miasteczkiem Gwatt, znajduje się mały rezerwat przyrody – Gwattlischenmoos. To głównie mokradła, na których większą część mają jedynie naukowcy, ale w małej części wyznaczona jest ścieżka a potem kładka prowadzące do wieży widokowej, do której klucze znajdują się w pobliskim hotelu DeltaPark. Z wieży, ale też z poziomu samej kładki, można obserwować głównie ptasie życie – różnych gatunków żyjących tu obok siebie jest naprawdę mnóstwo, są kaczki czy łabędzie, ale też chociażby zimorodki czy większe ptaki drapieżne. Mnie udało się ustrzelić tam ten bajkowy obrazek:

Wstęp na teren rezerwatu jest bezpłatny, a wokół znajduje się sporo tablic informujących o historii tego miejsca i gatunkach zwierząt, które możesz tu spotkać (oprócz ptaków zdarzają się chociażby jelenie, lisy oraz bobry!). Więcej przeczytasz też na tej stronie.

Na zachód od miasta znajduje się bardzo przyjemny teren spacerowy – z niesamowitymi widokami. Naprzeciw wspomnianego już wcześniej resortu Deltapark znajduje się wzgórze, na którego grzbiecie można spacerować, mając z jednej strony widok na Alpy Berneńskie z Eigerem na czele, z drugiej na jezioro i otaczające je góry, z trzeciej na Thun a z czwartej – na Stockhorn i okoliczne szczyty. Bo choć dużo niższy, niż niedalekie kolosy pokryte lodowcami, Stockhorn jest bardzo imponujący wraz z całym swoim masywem – wygląda naprawdę pięknie:

W samych okolicach Deltaparku też jest bardzo ładnie – wybrzeże jest zielone i zadbane, zaraz obok, przy rzece Kander jest też mały rezerwat, chroniony głównie ze względu na ptaki, a w samym hotelu można skorzystać z restauracji, czy z wypożyczalni sprzętu do sportów wodnych – przodują kajaki, ale są również np. SUP-y. Jezioro Thun pełne jest latem żaglówek, windsurferów czy właśnie kajaków, a także ludzi, którzy po prostu kąpią się w nim, by odpocząć od upału – w lipcu czy sierpniu temperatura wody nierzadko przekracza 20 stopni.

Sigriswil – most z nieziemską panoramą

Na koniec przenosimy się na drugą stronę jeziora! Sigriswil jest małą gminą położoną dokładnie na przeciwko Spiez, po drugiej stronie wody. Znajduje się tu 11 miasteczek z fenomenalnym widokiem – są położone na bardziej stromym zboczu, widok na całą okolicę jest więc idealny. Najbardziej popularną atrakcją jest wiszący most o długości ponad 300 metrów (!) – wejście na niego kosztuje 8 CHF. Świetny jest również cały wąwóz pod konstrukcją, tamtejszy las, szlaki i strumień spływający do jeziora – warto pokręcić się po tamtejszych ścieżkach. Choć dużo piękniejsze tereny spacerowe znajdują się kawałek dalej – pomiędzy Rothornem a Niederhornem.

Grön Parkplatz – tutaj możesz zostawić samochód, tylko uważaj – droga jest dość wąska, lepiej więc nie pchać się wielkim samochodem i jechać powoli, bo jest stromo i kręto. Kilka minut za Sigriswil znajduje się także automat, w którym trzeba uiścić opłatę za korzystanie z drogi (5 CHF jednorazowo, 10 CHF na cały rok) i nie można zapłacić kartą – nie wiem jakim fartem miałem akurat ze sobą bilon w odpowiedniej kwocie, ale pamiętaj o tym, wybierając się tu na wycieczkę. Parking jest darmowy.

Po zaparkowaniu możesz udać się na trekking czy wycieczki rowerem, a zimą – na nartach skitourowych. Widoki są obłędne, a szlaków jest mnóstwo, do tego na miejscu jest mała restauracja, gdzie można kupić rownież lokalne wyroby jak sery – na wynos. Jeśli niestraszne Ci strome wycieczki, to możesz udać się stąd na pobliski Rothorn czy Niederhorn, z którego, jeśli dopadnie Cię lenistwo, możesz zjechać kolejką na sam brzeg jeziora. Możliwości jest mnóstwo, a gęsta sieć szlaków urzeka – dodatkowo, gdy byłem tu w maju, było bardzo spokojnie, jedynie kilka samochodów i kilkunastu rowerzystów.

Thunersee – idealny balans

To, co najbardziej zafascynowało mnie w okolicy Thunersee, to mnogość tak różnorodnych atrakcji w zasięgu ręki. Jezioro znajduje się na wysokości 558 m. n. p. m., dzięki czemu klimat tu jest naprawdę przyjemny – jest ciepło i choć bywało momentami deszczowo, to mieszkając przez kilka miesięcy na miejscu nie spotkałem się z ani jedną porządną wichurą czy naprawdę złą pogodą. W niejednym ogródku znajdziesz palmę, a w wielu miejscach nad jeziorem można spokojnie plażować i korzystać z uroków jeziora. Jednocześnie tuż obok masz do dyspozycji niesamowite góry – od najbliższych dwutysięczników takich jak Niesen, Stockhorn czy Niederhorn, przez trzytysięczniki w okolicach Kandersteg aż po najwyższe, wiecznie ośnieżone szczyty Alp Berneńskich dumnie górujące nad krajobrazem. Do Grindelwaldu, skąd można ruszyć na niezliczone szczyty jedzie się jedynie 40 minut ze Spiez, z Thun do Berna jest 30 minut jazdy – a jeśli zapragniesz trochę więcej słońca i ciepła, to po 2-3 godzinach znajdziesz się w najcieplejszym kantonie Ticino. Thunersee i okolice to także potężny miks historii z ponad tysiącletnimi budowlami i uroczymi miasteczkami, lokalnej kultury – bez problemu znajdziesz miejscowe winiarnie, czy rolników sprzedających w domu swoje wyroby, a także możliwości różnorakich aktywności – od sportów wodnych na jeziorze, przez spacery po niezliczonych szlakach, aż po wspinanie, bouldering i alpinizm. Jak wspominałem na wstępie – możesz spędzić tu dzień lub dwa, ale równie dobrze tydzień lub dwa – atrakcji na pewno nie zabraknie i gwarantuję, że okolica Cię urzeknie.