Małe, cholernie drogie miasteczko, w którym nie spotkasz ani jednego spalinowego samochodu. A nad nim? Przepiękny Matterhorn.

Jedna z największych atrakcji turystycznych w Szwajcarii – miasteczko Zermatt. Bajkowo położone między czterotysięcznikami, tuż pod majestatycznym Matterhornem, oferuje masę atrakcji – zarówno dla górołazów jak i fanów sportów zimowych. I do tego fenomenalne widoki.

Miasto bez samochodów

Zermatt położony jest tuż przy granicy z Włochami, ale dostać się do niego można jedynie od północy – drogę do Włoch grodzi potężne pasmo szczytów, które wzbijają się powyżej 4 000 metrów nad poziom morza. Co ciekawe, w Zermacie panuje absolutny zakaz poruszania się samochodami – wjazd tam mają tylko pojazdy elektryczne i bryczki. Ile w tym troski o środowisko, a ile dawanie szansy zarobku miejscowym taksówkarzom – wiedzą tylko Szwajcarzy. Tak czy inaczej, żeby dostać się do Zermattu możemy albo dojechać pociągiem (uwaga – bilet z pobliskiego Visp, około 30 km kosztuje jakieś 35 euro), albo zostawić samochód na parkingu w Tasch i stamtąd pociąg/taxi/spacer. Chwilę po wejściu do miasteczka wita nas widok najbardziej rozpoznawalnego chyba szczytu Europy – Matterhornu:

Bardzo charakterystyczny wierzchołek jest wielką atrakcją Zermattu

Matterhorn w tym mieście jest wszędzie. Na logo połowy hoteli, restauracji i innych przybytków, na każdej pocztówce, atakuje z każdej strony i do tego góruje nad miastem. Ale ciężko się dziwić – widok jest fantastyczny, zwłaszcza przy dobrej pogodzie, gdy widoczny jest cały wierzchołek. Do tego mała ciekawostka – kojarzysz pewnie popularną, szwajcarską czekoladę Toblerone? To właśnie Matterhorn widoczny jest w jej logo. W rysunek szczytu wpleciony jest również niedźwiedź, jako symbol rodzinnego miasta tej marki – Berna.

Atrakcje dla górołazów

Wokół Zermattu – same góry. Sama miejscowość znajduje się na wysokości około 1600 metrów nad poziomem morza, a okoliczne szczyty wznoszą się nawet w okolice 4600, więc jest naprawdę imponująco. Z samego miasteczka widać mało – oprócz samego Matterhornu, by dojrzeć potęgę okolicznych gór warto wybrać się trochę wyżej, najlepiej ponad 2000 metrów.

W wielu miejscach znajdują się kolejki, które pracują bardzo intensywnie, ale też swoje kosztują – w końcu jesteśmy w Szwajcarii. Bardzo dużo ludzi pokonuje tutaj trasy górskie na rowerach. Mimo tego, że jest środek lata, spotykam również masę ludzi z nartami czy deskami snowboardowymi – pobliskie lodowce zapewniają możliwość uprawiania zimowych sportów cały rok. No i w końcu turystyka piesza – znajduję trochę ludzi, którzy szlajają się po alpejskich szlakach, jak i wspinaczy – niejeden zespół pomykał po Zermacie w uprzężach wspinaczkowych i z linami przewieszonymi przez ramiona.

2 razy Rysy w jeden dzień!

Moim planem było wejście na pobliski szczyt Oberrothorn – 3414 metrów nad poziomem morza, dostępny szalkiem turystycznym z Zermattu, druga góra w Europie dostępna szlakiem pod względem wysokości. Brzmi fajnie, ale wychodzi prawie 2 tysiące metrów przewyższenia w ciągu jednego dnia – ciężko, ale na pewno do zrobienia. Wędrówka była bardzo przyjemna – wyruszyłem jeszcze przed szóstą rano, więc przez większą część trasy nie spotkałem nikogo, oprócz jednego kota i stada owiec. 

W pobliżu drogi na Oberrothorn znajduje się także stacja kolejki (kilkaset metrów od szczytu) – niedaleko postanowiłem zrobić sobie małą przerwę na posiłek. Stałem się niezłą atrakcją dla przemiłej grupy Azjatów, którzy byli lekko zdziwieni faktem, że ktoś postanowił włazić na górę na nogach, skoro można było wjechać. Chwilę się pouśmiechali, zrobili kilka zdjęć i poszli dalej.

Tylko w jednym miejscu na szlaku znajdują się 3 liny do przytrzymania, ale równie dobrze mogłoby ich tam nie być.

Sama trasa jest bardzo łatwa technicznie, ale dość wymagająca kondycyjnie, zwłaszcza w pewnym momencie chyba różnica wysokości zaczyna powoli robić swoje. Za to radość ze zdobycia szczytu – bezcenna! Ponad 3 kilometry brzmi poważnie, a widoki, jakie serwuje wierzchołek są naprawdę niesamowite. Tak prezentuje się panorama ze szczytu:

A to instalacja artystyczna, którą znalazłem na wierzchołku:

Innych szlaków wokół jest naprawdę zatrzęsienie. Polecam mapkę dostępną w tym miejscu, gdzie możemy zaznaczyć, co konkretnie nas interesuje (szlaki górskie, rowerowe itp.) i przejrzeć sobie wszystkie dostępne ścieżki – mapa dostępna dla całej Szwajcarii.

Szwajcaria jest droga, ale…

I to jest fakt. A szczególnie drogi jest Zermatt. Co gorsza, tutaj praktycznie cały czas jest sezon, więc trzeba sporo się nagimnastykować, by znaleźć jakiś korzystny cenowo nocleg – i, co najważniejsze, rezerwować go z naprawdę dużym wyprzedzeniem. Można też szukać spania w pobliskich miasteczkach i dojeżdżać pociągiem, albo po prostu wybrać pole namiotowe – wiele osób tak robi, ponieważ kosztuje ono 15 franków za dobę, i nie trzeba wcześniej go rezerwować.

Reszta cen jest jaka jest, przyrównałbym je do cen norweskich. W zwykłym markecie ceny są bardzo znośne, za to wybierając się na posiłek do restauracji trzeba liczyć się ze sporym wydatkiem. Choć, trzeba przyznać, nie jest tak źle, jak można by się tego spodziewać – za kawę na mieście wypitą przy stoliku w restauracji płaciłem 4 franki, ceny w restauracjach powyżej 2 tys. mnpm. też są wygórowane, ale nie nieosiągalne dla nikogo. Po prostu z wydatkami, wybierając się do Szwajcarii, trzeba się liczyć i już.

…jak najbardziej trzeba ją odwiedzić

Szwajcarskie widoki są naprawdę unikalne. To właśnie w tym kraju skupiają się najwyższe alpejskie szczyty, więc dla każdego fana łażenia po górach czy jeżdżenia na nartach jest to miejsce wymarzone. Gdy pierwszy raz ujrzałem Matterhorn na żywo, poczułem się jak we śnie. Żadne zdjęcie czy film nie jest w stanie oddać tego widoku na żywo.

W skrócie – Zermatt to właśnie taka pocztówkowa Szwajcaria. Bardzo mnie urzekł, ale również bardzo urzekły mnie miejsca po drodze – piękne, małe wioseczki pomiędzy górami, wolne od turystycznego natłoku. Bo to jest właśnie jedyna rzecz, która może nie spodobać Ci się w tej części Szwajcarii – pełna komercjalizacja. Wszystko, dosłownie wszystko robione jest pod turystów, i wszędzie są turyści. Turystycznego natłoku w Zermacie nie sposób uniknąć.

I trudno się dziwić – miejsce jest po prostu bajkowe!