Gdy pierwszy raz wybrałem się na szlak Fimmvörðuháls, była fantastyczna pogoda. Tego dnia nie chciałem przechodzić całości – planowałem poświęcić kilka godzin na krótki rekonesans, przejść maksymalnie 1/3 do połowy trasy, i wrócić na początek. Nie miałem całego dnia na długą drogę powrotną, czekanie na autobus i przekraczanie rzek, a koniecznie chciałem się zapoznać z tym jednym z najsłynniejszych szlaków Islandii.

Słońce ładnie świeciło, w ogóle nie wiało, a na całym niebie nie było widać ani jednej chmurki. Powoli parłem przed siebie i jednocześnie do góry, zbliżając się do końca pierwszego etapu, gdy nagle spowiła mnie gęsta mgła i otoczył mnie bardzo spokojny, za to wszechobecny, mały deszcz. Przeszedłem jeszcze kawałek, zjadłem drugie śniadanie i zacząłem wracać. Wystarczyło pół godziny, by softshellowe spodnie, które nawet na moment nie groziły przemoknięciem w zimowych śnieżycach w Tatrach, całe przesiąknęły wodą.

Wtedy zacząłem na poważnie zastanawiać się nad tym, w jaki namiot mam się zaopatrzyć – planowałem w końcu wędrówki, na które nie wystarczy kilka godzin, a nocowanie na łonie natury w niesamowitym otoczeniu, to jedna z największych atrakcji, jaką może zaoferować Islandia. Pierwsza firma, która przyszła mi do głowy? Nasza, rodzima – Fjord Nansen.

Namiot, który nie boi się deszczu

Przeglądałem ofertę Fjorda i po chwili na oku miałem już tylko dwa modele – najnowszy, lżejszy Tromvik I i trochę cięższy Tordis I. Z kilku powodów, które zaraz wymienię, padło na cięższą o 300g jedynkę, drugi model – po konsultacjach z przedstawicielami Fjorda Nansena czekałem, aż namiot dotrze do mnie na Islandię.

Po pierwsze, Tordis ma dużo bardziej odporny na deszcz tropik – materiał zapewnia wodoodporność na poziomie 5.000 mm, a co najważniejsze – namiot spokojnie można rozłożyć w deszczu. Stelaż znajduje się całkiem na zewnątrz, i dopiero do niego podczepiamy tropik – dzięki czemu w ulewie możemy spokojnie rozłożyć zewnętrzną warstwę, a w środku zająć się rozkładaniem suchej i przyjemnej sypialni.

Nie udało mi się znaleźć namiotu jednoosobowego z takim samym lub wyższym poziomem odporności na deszcz w budżecie do 1000 zł – a o deszcz i wiatr na Islandii chodzi najbardziej. Zwłaszcza na południu, gdzie częściej pada, niż nie pada.

Uczciwie trzeba dodać, że nawet na Islandii zdarza się, że zaświeci słońce 🙂 w tle lodowiec Mýrdalsjökull

Co w środku?

Sam namiot składa się z kilku elementów. Ważący 480g stelaż, który rozkłada się doskonale – jeśli miałeś do tej poty styczność jedynie z tańszymi produktami, na pewno docenisz lekkość stelaża i małe magnesy w środku, które znacząco przyspieszają rozkładanie szkieletu.

Konstrukcja jest specjalnie wyprofilowana i posiada dodatkowy, mały maszt pośrodku, który pozwala podnieść ściany sypialni prawie do pionu. W zestawie otrzymamy osiem lekkich, aluminiowych śledzi:

Na początku wydawały mi się mało solidne, ale dają radę bez problemu. Gdy rozbijałem namiot na twardym, skalistym podłożu w okolicy lodowca, musiałem wbijać śledzie sporym kamieniem – po walce elegancko wbiły się w nieprzyjemny teren, żaden nie wygiął się ani o milimetr.

Ostatnie dwa elementy to materiał – sypialni oraz tropiku. Łączy się je wewnątrz przy podłodze za pomocą plastikowych klamerek, i są to jedyne elementy namiotu, o których żywotność miałbym małe obawy, choć przez cały czas użytkowania nic złego mnie nie spotkało:

W teorii wszystko fajnie. A w praktyce? Jest naprawdę dobrze!

Namiot nie należy do najlżejszych – to po pierwsze. Jedynka waży 1900g, co nie jest jakimś złym wynikiem. Niecałe dwa kilogramy to nie tak dużo, choć jest trochę lżejszych namiotów. Są ku temu powody. Mogłem wybrać namiot sporo lżejszy, ale jednocześnie dużo mniej odporny na deszcz, a co mi po dźwiganiu kilkuset gram mniej, skoro będę pływał podczas snu?

Rozkładanie jest dość intuicyjne, namiot nie ma skomplikowanej budowy, i już za pierwszym razem można go bezproblemowo rozłożyć dość szybko.

W środku miejsca jest wystarczająco dla jednej osoby nawet z dość dużą ilością sprzętu. Po rozłożeniu całego ekwipunku do spania zostanie nam trochę luzu w sypialni, do tego do dyspozycji mamy dwa przedsionki – jeden przy wejściu i drugi z drugiej strony sypialni (niedostępny z zewnątrz). W tropiku znajduje się też jeden dodatkowy lufcik, który możemy uchylić, gdy boimy się nadmiaru wilgoci w środku.

Sama sypialnia zbudowana jest z cienkiej siateczki (podłoga nylonowa, o wodoodporności trochę wyższej od tropiku – 6.000 mm), a wentylacja w namiocie jest bardzo dobra.

Materiały, z których wykonany jest namiot sprawiają wrażenie bardzo mocnych – Tordis został zaprojektowany, by móc zabrać go w miejsca, w których inne, lżejsze namioty byłyby bardzo narażone na rozdarcia (ostre kamienie, szyszki itp.).

Sypialnia jest zwężana, przez co więcej miejsca zostanie nam co najwyżej koło głowy. W nogach jest miejsce tylko na… nogi 🙂
W deszczu można szybko rozbić sam tropik, a potem w środku, już w suchym miejscu, kontynuować rozkładanie sypialni

To, co było dla mnie miłym zaskoczeniem to fakt, że namiot jest… cichy. Mimo braku odciągów (jest tylko jeden), namiot jest naprawdę fajnie naprężony po rozłożeniu, dzięki czemu podmuchy wiatru prawie w ogóle nie przeszkadzają. Bardzo miła odmiana po dwuosobowym namiocie, który miałem ze sobą w Izraelu – każdy, najlżejszy podmuch powodował hałas porównywalny z machaniem folią NRC.

Z deszczem miałem do czynienia kilka razy (co nie zaskakuje na Islandii). Nie miałem okazji nocować za to w kilkugodzinnej ulewie, aż tak źle nie było, ale nawet przez moment ani razu nie martwiłem się, że namiot przemoknie. 

Tordis I – warto, czy nie?

Od razu odpowiem: warto. Nawiązanie współpracy z Fjordem Nansenem nie było zupełnym przypadkiem – napisałem do tej firmy, ponieważ już wcześniej zaopatrzyłem się w jeden ze śpiworów, a droższe przenośne domy od nich miałem na oku już od dawna.

Namiot Tordis I (dostępny jest również Tordis II – dla dwóch osób, 2700g) kosztuje 860 zł i w mojej opinii jest wart każdej złotówki. Sprawia wrażenie naprawdę wytrzymałego, i przez ten ponad miesiąc nie miałem z nim żadnego kłopotu, islandzkie wiatry nie stanowiły dla niego problemu (choć uczciwie przyznam, że nie zdarzyło mi się spać w jakiejś potężnej wichurze czy sztormie), jest wygodny, niezbyt ciężki i, co najważniejsze, deszcz mu nie straszny.

Bo to powinien być dla Ciebie główny atut Tordisa – bardzo wysoka wodoodporność. Jeśli planujesz podróże w miejsca, gdzie głównym wrogiem biwakowiczów są częste, ulewne deszcze, to właśnie Tordis powinien być Twoim pierwszym wyborem, jako namiot o najwyższej wodoodporności w swojej klasie. Tak naprawdę za wodoodporny, jak dowiedziałem się od Fjorda Nansena, uznaje się produkty z nieprzemakalnością już powyżej 1500 mm – Tordis jest więc gotowy na naprawdę potężne ulewy. 

Twoim celem Norwegia? Islandia?
Chcesz spokojnie rozbić namiot w niespodziewanym deszczu?
Potrzebujesz niedużego, wygodnego namiotu, z wystarczającą ilością miejsca na kupę sprzętu, który targasz na plecach?
Nie potrzebujesz martwić się, że zwieje Cię razem z namiotem, albo obawiać się, że rano obudzisz się w wielkiej kałuży?

Takie pytania zadałem sobie, gdy przeczesywałem internet w poszukiwaniu namiotu dla siebie. Wybrałem Fjorda Nansena i Tordis I, i po kilku nocach na Islandii jestem bardzo zadowolony i czuję, że zwiedzimy razem jeszcze niejeden kraj z zimnym, mokrym i nieprzyjaznym klimatem.


Namiot Tordis I możesz kupić w sklepie internetowym Fjorda Nansena – w tym miejscu.

Wpis powstał we współpracy z firmą Fjord Nansen.