Petronas Towers. Zdecydowanie jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków. Kto nie kojarzy bliźniaczych wież, które przez sześć lat, od 1998 do 2004 roku były najwyższymi budowlami na świecie? Są one symbolem stolicy Malezji, Kuala Lumpur. I zdecydowanie robią świetne wrażenie, gdy pierwszy raz zobaczy się je na żywo. Zwłaszcza, że po raz pierwszy ujrzałem je na długo po wjechaniu do centrum miasta, gdy pojechałem metrem specjalnie w pobliże wież… i wyłoniłem się spod ziemi praktycznie u ich stóp. 450 metrów stali i szkła górujące nade mną na chwilę mnie zatkało.
Ale Kuala Lumpur to nie tylko drapacze chmur, a prawie dwumilionowa aglomeracja z ogromną mieszanką narodowości, o czym już pisałem. Co zobaczyć w stolicy Malezji? Ruszajmy na wycieczkę po jednej z najcieplejszych i najbardziej deszczowych stolic świata!
A jednak wieże – Petronas Towers i KLCC
KLCC to po prostu skrót od „Kuala Lumpur City Centre”. Główną atrakcją są oczywiście dwie wieże, które ściągają w to miejsce mnóstwo turystów. Nic dziwnego, w końcu prezentują się tak:
Nie znaczy to, że można oglądać je tylko z dołu. W godzinach od 9 do 21, w każdy dzień tygodnia poza poniedziałkiem, za cenę 80 RM (ok. 75 zł) można wjechać na most łączący wieże i stamtąd podziwiać miasto. Bilety i wszelkie informacje znajdziesz na tej stronie. W pobliżu, w centrum znajduje się sporo trochę niższych wieżowców, przez co centrum KL wygląda naprawdę nowocześnie. Najniższe piętra Petronas Towers to również spora galeria handlowa, ze sklepami popularnych, trochę droższych marek – takich jak Gucci, Chanel czy Louis Vuitton.
Jeśli wolisz odpocząć w cieniu drzew, również znajdziesz dla siebie coś w okolicy – tuż obok położony jest zadbany park:
W okolicy znajdziesz jeszcze dwie warte uwagi atrakcje. Pierwsza jest ściśle związana z wieżami – chodzi o Sky Bar w hotelu KL Traders Hotel, który położony jest na 33 piętrze. Jeśli szukasz dobrego widoku na Petronas Towers, to widok z tamtego miejsca powinien Cię usatysfakcjonować 🙂
Druga to tutejsze akwarium. Podwodne ZOO w Kuala Lumpur kosztuje równowartość około 60 zł (65 RM) i można odwiedzać je codziennie od 10 do 20.
Skoro uporaliśmy się już z wieżami, czas ruszać dalej!
Ogród botaniczny w Kuala Lumpur
Miejsce o powierzchni około 1 km kwadratowego, w pełni zielone, zadbane, pełne atrakcji, jeziorek i do tego… darmowe i niezatłoczone, a położone w samym centrum. Tak w skrócie opisałbym ogród botaniczny w centrum KL, do którego zdecydowałem się zawędrować dopiero przy mojej trzeciej wizycie w stolicy Malezji. Park jest naprawdę spory, można w nim znaleźć bardzo dużo przeróżnych ścieżek spacerowych. W ciągu dnia turystów było jak na lekarstwo, a jest co oglądać. Po pierwsze, masa ciekawej roślinności. Botanik ze mnie kiepski i w ogóle się na tym nie znam, ale bardzo przyjemnie przechadzało mi się wśród bujnej roślinności, ogromnych liści, masy kolorowych i pachnących kwiatów.
A jeśli wolisz zwierzaki, też znajdziesz coś dla siebie. Na miejscu jest sporo kur (czemu akurat one? nie mam pojęcia!), ale również… jelenie. Wystarczy kierować się drogowskazami – wszystko jest bardzo ładne oznakowane. Niestety, przez moją nieuwagę ostało się tylko jedno jedno zdjęcie z Ogrodu – tuż sprzed burzy:
Co najlepsze, wszystkie wymienione wyżej atrakcje, włącznie z jeleniami, są darmowe. Na terenie ogrodu znajdują się również trzy kolejne, warte uwagi atrakcje, za które trzeba zapłacić:
- Park Motyli, KL Butterfly Park (czynny 9-18, 24 RM za wejście, www)
- Planetarium (czynne 9-16.30 oprócz poniedziałków, ceny od 12 RM, wystawa jest za darmo! www)
- Park Ptasi, KL Bird Park (czynny 9-18, 63 RM za wejście, www)
Na ten ostatni pewnie bym się zdecydował, gdyby nie to, że zwiedzałem park ptasi w Iguazu w Brazylii. Choć przy następnej wizycie w KL pewnie się skuszę – ptaszory pewnie równie ciekawe, a w Brazylii bardzo mi się podobało. Zwierzaków nigdy za mało!
Duma miasta – Batu Caves
Kolejna, główna atrakcja miasta, do której wstęp jest darmowy. Batu Caves to zespół jaskiń odkryty lekko ponad 100 lat temu, położony kilkanaście kilometrów na północ od centrum miasta. Na pewno atrakcją na miejscu są schody, po których trzeba wspiąć się do głównej jaskini. Jest ich prawie 300. Gdy ja odwiedzałem Kuala Lumpur, były pomalowane bardzo kolorowo – wcześniej kolory był dużo bardziej stonowane, i aktualnie trwają debaty nad tym, czy przywrócić pierwotne ubarwienie, czy zostawić schody tak, jak wyglądają teraz:
Może na zdjęciu wyglądać to trochę tandetnie ze względu na jaskrawość kolorów, ale na żywo widok jest… co najmniej interesujący. Wrażenie na pewno robi potężny posąg, który ma ponad 40 metrów wysokości! Po całych schodach rozsiane są małpy, które są dość agresywne, i bardzo łakną darmowych fantów od turystów. Radzę trzymać się na choć lekki dystans, bo może skończyć się boleśnie.
Po dotarciu na górę wysiłek wynagradza nam piękny widok na miasto, ale nic więcej. Dla mnie jaskinie nie były w ogóle ciekawe, choć wiem, że są ważnym punktem dla miejscowych wyznawców hinduizmu. Mimo wszystko warto się przejechać dla samego widoku posągu, schodów i widoku na miasto, zwłaszcza, że wstęp jest bezpłatny, a kolejka na miejsce z centrum kosztuje równowartość kilku złotówek.
Chinatown i Petaling Street
Króluje tu chaos i tandeta. Na swój sposób urocze! Rano Petaling Street jest puste i szerokie, znajdziesz tu tylko kilka wózków z jedzeniem i świeżymi owocami. Na pobocznych uliczkach zjesz wszystko, co tylko może Ci przyjść do głowy z kuchni chińskiej. Większość gotowana na parze lub głęboko smażona w tłuszczu, w miejscach, na widok których sanepid od razu zamknąłby całą ulicę. A mimo to jest wesoło, z uśmiechem i smacznie.
Z upływem dnia Petaling Street powoli się zmienia. Z biegiem czasu przybywa miejscowych, którzy powoli rozkładają coraz to nowsze stragany i swój asortyment. A jest nim wszystko. Perfumy, zegarki, długopisy, pamiątki i główna atrakcja – „markowa” odzież. Każdy ciuch, każdej „firmy” jesteś w stanie kupić za równowartość 10-15 zł, jeśli będziesz się odpowiednio targować. Jeśli uda Ci się przecisnąć – wieczorem panuje niesamowity ścisk. Koszulka Liverpool FC? Manchester United? Ciuchy SuperDry? Nie ma problemu. Na Petaling Street jest wszystko. W atrakcyjnych cenach 😉
Jeśli szukasz noclegu w Kuala Lumpur, to ja po raz kolejny zatrzymałem się w sieci hoteli ZEN Rooms. Może pokoje nie są największe, ale są bardzo czyste, z klimatyzacją, prywatną łazienką i zawsze miłą obsługą, do tego zwykle w bardzo atrakcyjnej cenie. Tym razem spałem bezpośrednio na Petaling Street i wszędzie było blisko – mogę polecić z czystym sumieniem 🙂
I… tyle. Na dziś wystarczy! Mimo, że w Kuala Lumpur byłem w sumie już cztery razy, to nigdy nie dłużej, niż na 3 dni, więc to miasto ma wciąż przede mną wiele tajemnic. Co ciekawe, gdy wjechałem tu pierwszy raz, byłem pewny, że się nie polubimy. Chaos, fatalne momentami drogi dla pieszych, wszechobecny hałas… zmieniłem zdanie już następnego dnia. Tak po prostu polubiłem Kuala Lumpur, tutejszą mieszankę etniczną, pogodziłem się z pewnymi niedogodnościami. Za to z radością zawsze napawam się faktem, że w obrębie kilkuset metrów zjem danie z jakiej tylko kuchni mi się zamarzy, do tego w fantastycznej cenie. No i ten klimat… nawet tutejsze ulewy mają swój urok.
Do następnego, KL!