Czasem, gdy nie bardzo wiem co ze sobą zrobić, albo uciekam po prostu od nadmiaru obowiązków, przeglądam potencjalne kraje, które mógłbym odwiedzić. Rzuciłem okiem na mapę połączeń Wizz Aira. Zauważyłem, że jedno miasto wybitnie odstaje na wschód, w porównaniu do reszty siatki połączeń. Astana, Kazachstan, daleko, daleko… Loty tylko z Budapesztu – w porządku, tam dostać się to banał. Ceny – kosmicznie niskie. 100 zł za pięciogodzinny lot. Temperatury zimą – wybitnie niskie, od -10 do-40. Brzmi dobrze!

Tak mniej więcej wyglądało moje planowanie podróży do Kazachstanu. Na początku miał być tylko Kazachstan na tydzień lub dwa, ale przypadkiem odkryłem, że rosyjskimi liniami S7 bardzo przyjemnie można dolecieć do… Tajlandii. Skończyło się więc na podróży w jedną stronę, z 48-godzinnym pobytem w Kazachstanie. Jak wyglądały te dwie doby w kraju, który był dla mnie totalną tajemnicą?

America? Niet, Polsza. Aaaa…

Tak mniej więcej wyglądał dialog z taksówkarzem, który od wyjścia ze strefy bezcłowej próbował namówić mnie na taksówkę do miasta. Ta była naprawdę tania – ale chciałem zobaczyć trochę miejscowego życia, a nie pakować się w taxi i odcinać od wszystkiego, więc próbowałem miło odmówić kierowcy. W końcu zapytał, czy jestem z Ameryki. Odpowiedziałem, że z Polski. Zrobił minę pełną zrozumienia, odpuścił i jeszcze odprowadził mnie na przystanek i pokazał, w który wsiąść autobus…

Pod względem liczby wysokich wieżowców Astana zdecydowanie mnie zaskoczyła

No właśnie, autobus. Bardzo tani bilet – 90 groszy za przejazd. Taksówki też tanie (wychodzi około 1 zł za kilometr), tak samo ponoć dobrze działający na miejscu Uber. Nie sprawdziłem tego, ponieważ gdy wracałem i przed szóstą próbowałem zamówić Ubera na lotnisko, to niestety coś nie działało. Były dostępne samochody, miałem wyceniony przejazd, ale auta nie dało się zamówić. Z różnych kont i telefonów. Najadłem się trochę stresu, ale na tym się skończyło. Wszystko to przez bardzo tanie paliwo – litr benzyny na miejscu kosztuje po przeliczeniu sporo mniej, niż dwa złote – około 1,70 zł!

Z innymi cenami już tak różowo nie było – naprawdę tanie były jeszcze tylko papierosy (jakieś 3-4 zł za paczkę). Poza tym – ceny podobne do polskich.

Walutą w Kazachstanie jest Tenge, warte mniej więcej jednego grosza (100 KZT = około 1,05 PLN w lutym 2018), dzięki czemu bardzo łatwo przelicza się miejscowe ceny na złotówki.

ProduktCena w PLN (około)
Coca-cola (0,5 l)1,50 zł
Mała paczka Lay’s1,60 zł
Litr mleka2 – 3,50 zł
Bochenek chleba 500 g0,60 zł
Gotowe, usmażone naleśniki na miejscu w sklepie – cena za 100g1 zł
Litr benzyny bezołowiowej1,70 zł
Paczka papierosów Camel lub Marlboro3,80 – 4,20 zł

Zimno, bardzo zimno, Kazachstan!

Tak, w Astanie potrafi być bardzo zimno. Za wyznacznik może wystarczyć fakt, że stołeczne miasto Kazachstanu położone jest bardzo blisko rosyjskiej Syberii. Luty (miesiąc, w którym odwiedziłem Astanę) jest najzimniejszym miesiącem w ciągu roku i średnia temperatura to prawie -20 stopni. Ja trafiłem na dość umiarkowane dni – było od -25 do -15, ale tydzień przed moim przyjazdem stolicę nawiedziły potężne mrozy i termometry wskazywały w najzimniejszych momentach -56 stopni. Trzeba naprawdę uważać i przygotować się na wszystko. Za to lato potrafi być bardzo upalne.

Jak wygląda życie w takich warunkach? Byłem dość zaskoczony – wszystkie chodniki były elegancko, na bieżąco odśnieżane. Drogi czarne, czyste, a wszystko to bez użycia soli, którą u nas tak namiętnie lubi się sypać na chodniki i ulice. Nie zauważyłem również piasku.

Gdy wyruszałem z samego rana, około szóstej na lotnisko, by złapać samolot do Nowosybirska, temperatura wynosiła około -30 stopni. Pomagał mi właściciel guesthouse’u, który zamówił mi taksówkę, a następnie wyszedł ze mną na zewnątrz, by pomóc dobrze dogadać się z kierowcą. Ja byłem opatulony od stóp do głów, na zewnątrz ciepła kurtka puchowa, a mój pomocnik… krótkie spodenki i krótki rękaw. Wiadomo, że na chwilę, ale mróz był totalnie przeszywający, a on nic sobie z tego nie robił. Chyba kwestia przyzwyczajenia.

Miejscowi są świetnie przygotowani na bardzo niskie temperatury, i mrozy im nie straszne. Puchowe kurtki, futrzane czapki, grube rękawice i docieplane spodnie to standard.

Co zwiedzić w Astanie?

Szczerze, to przeglądając atrakcje miasta, wolałem po prostu przejść się po nim, zobaczyć, jak żyją mieszkańcy, pospacerować tu i ówdzie i w miarę kontrolowanie się zgubić. W Astanie raczej nie ma co zwiedzać, ja zaliczyłem tylko jeden punkt turystyczny – Bayterek Tower, wieżę widokową zbudowaną jeszcze w XXI wieku. Wejście kosztuje około 7 złotych, a z samej góry roztacza się bardzo ładny widok na miasto w każdą stronę.

Polecam spacer zarówno po centrum, gdzie królują potężne, oszklone wieżowce i drogie samochody, jak i po obrzeżach, gdzie znajdziesz masę na pierwszy rzut oka rozpadających się chatek. Dwa całkowicie różne standardy życia kontrastują tu ze sobą, a jednocześnie momentami przenikają się i mieszają.

Poza tym miasto jest cały czas w budowie – wiele inwestycji nie zostało ukończonych w terminie na EXPO 2017, wiele nowych budynków zaczęło powstawać niedawno, ale budowy nie umarły. Trwają wciąż, i za kilka lat Astana może wyglądać jeszcze bardziej spektakularnie.

Górna kopuła wieży Bayterek

Ciężko mi natomiast doradzić, co zjeść w Astanie. Mimo usilnych prób znalezienia jakiegoś dobrego, miejscowego jedzenia, trafiłem tylko do fast-food baru, za to miejscowe lokaliki były zamknięte, a jedna restauracja była zbyt ekskluzywna i nie na moją kieszeń. Zupełne przeciwieństwo chociażby Hiszpanii, gdzie non stop potykałem się o przeróżne bary i jadłodajnie – tutaj ciężko było znaleźć coś z jedzeniem, zwłaszcza lokalnym.

Wnioski mam takie, że bardzo chętnie odwiedziłbym Kazachstan ponownie. Podoba mi się ta surowość, ludzie – bardzo oszczędni na pierwszy rzut oka w emocjach, ale jako tako z nami sympatyzujący. Ale czy odwiedziłbym jeszcze raz Astanę? Raczej tylko przejazdem, by ruszyć dalej. Dwa dni w tym miejscu zdecydowanie wystarczą.