Sycylia – ta urocza wyspa położona na Morzu Śródziemnym na myśl od razu przywodzi doskonałe wspinanie w fantastycznych warunkach pogodowych, zwłaszcza jesienią i wiosną. Większość wspinaczy jednak, gdy mówi o Sycylii, zazwyczaj na myśli ma tylko jeden jej rejon – zachodnio-północną część, okolice Trapani czy Palermo, z legendarnym już chyba San Vito Lo Capo na czele. Kupując bilety na Sycylię nie wiedziałem o niej jednak nic i kupiłem lot z Katowic w zupełnie odmienny rejon – do Katanii, a dopiero po zapłaceniu Wizz Airowi rozpocząłem wspinaczkowy research i wraz ze znajomymi stanęliśmy przed dylematem: jechać dodatkowo kilka godzin przez całą wyspę w sprawdzone miejsce, czy wybrać odkrywanie wspinaczkowych rejonów, o których polski internet milczy? Wybraliśmy to drugie i był to… strzał w dziesiątkę!

Poniższy wpis jest w dużej mierze wspinaczkowy, ale dorzucam do niego sporo ładnych zdjęć, a także zabiorę Cię turystycznie na Etnę oraz do Syrakuz – część wspinaczkową, jeśli Cię nie interesuje – zaznaczę w tekście.

Pyszna kawa, świetna pogoda i niebezpieczne drogi

Tuż przed wyjazdem naczytałem się sporo opinii o ruchu drogowym na wyspie. Same Włochy od dawna kojarzyły mi się z wariackimi i głośnymi ulicami, ale Sycylia miała być jeszcze gorsza – i tak w istocie jest. Trzeba pogodzić się z faktem, że znaki drogowe są co najwyżej sugestią, a nie nakazem, pierwszeństwo na drodze nie zwalnia Cię z ostrożności, ale za to nie bardzo musisz się przejmować jego brakiem – wystarczy powoli, acz stanowczo walczyć o pozycję na skrzyżowaniach czy rondach. Każdy wolny kawałek ulicy może posłużyć za miejsce parkingowe, a przechodząc przez ulicę trzeba być czujnym przez cały czas, niezależnie od tego, czy jesteś na pasach, czy nie. Niestety, trzeba się na to przygotować, ale przyznam, że samochodem jeździło mi się tu naprawdę przyjemnie – wszystko było bardzo naturalne, bez chamstwa czy bezczelności, płynne i… sycylijskie. Jeśli nie czujesz się jednak pewnie za kierownicą, uprzedzam, że może to być ciężkie doświadczenie.

Przygodę zaczęliśmy z grupą znajomych od espresso na lotnisku w Katanii, wynajęcia samochodów i jazdy do Syrakuz – niedużego miasta położonego nad morzem, dobrze skomunikowanego z pobliskimi sektorami. Niestety, większość topo opisujących wspinanie na Sycylii pomija południowo-wschodnią część i udało mi się znaleźć jedynie jedną książkę, która zawiera rejony w okolicach Syrakuz. Di Rocca Di Sole dostępne jest w trzech językach i na 560 stronach opisuje sektory sportowe na całej Sycylii, do wersji papierowej gratis dołączona jest wersja elektroniczna, a co najważniejsze – można z powodzeniem znaleźć książkę w polskich księgarniach. Po przyjeździe poszliśmy krótko przywitać się z Włochami na jedynym sektorze w Syrakuzach – z bardzo łatwymi, krótkimi drogami do 5c, by następnie wieczorem w centrum miasta, przy pizzy, zaplanować kolejne dni.

Następnych kilka akapitów będzie typowo o wspinaniu, jeśli więc kompletnie nie interesuje Cię ten temat, możesz przewinąć w dół, może zawieszając jedynie oko na zdjęciach – pod koniec zabiorę Cię jeszcze na Etnę i na chwilę do Syrakuz. I jeszcze mały materiał sponsorowany – jeśli chcesz odwiedzić Sycylię, ale nie lubisz samodzielnie organizować wyjazdów, możesz skorzystać z oferty Itaki.

Wspinanie na Sycylii – piękne drogi w wapieniu

Przez kolejnych 5 dni wspinaliśmy się codziennie w innym sektorze, by sprawdzić ich jak najwięcej i mieć rozeznanie przed ewentualnymi przyjazdami w przyszłości. Start był kiepski – pobłądziliśmy, nie czytając dokładnie dojścia w topo a następnie zlał nas deszcz, jak się okazało – pierwszy od miesiąca. Od następnego dnia wszystko szło już jednak wyśmienicie i ostatecznie, uwzględniając jeden dzień restowy, odwiedziliśmy cztery sektory, wspinając się na kilkudziesięciu drogach – zawsze bez towarzystwa! To była największa zaleta wyjazdu w mniej popularne rejony Sycylii. Dwukrotnie odwiedziliśmy okolice Buccheri (Gole della Stretta oraz Servolare), raz okolice Rosolini (Zona Rossa) i raz Canciattini Bagni (Antro dell’Eco), dojścia nigdy nie zajęły nam więcej, niż 15 minut, a pod żadną ścianą nie spotkaliśmy ani jednego wspinacza – mimo, że przebywaliśmy tam codziennie od rana do wieczora. Mimo to drogi były dobrze utrzymane, ładnie obite i w naprawdę dobrym stanie. Jeśli nie lubisz więc tłoku pod skałą i męczą Cię kolejki by wstawić się w drogę – to pierwszy powód, by wybrać wschodnią Sycylię w listopadzie.

Cała nasza ekipa to raczej początkujący wspinacze – poziom oscylował w okolicach od 6a do 6c, szukaliśmy więc rejonów, w których będą przeważać drogi dla początkujących, ale większość z nich zawiera całe spektrum wspinania, z Antro dell’Eco na czele, gdzie znajduje się około 30 solidnie obitych dróg z przedziału od 5a aż do 8a. Cały sektor jest wyjątkowej urody – znajduje się na zboczu potężnego kanionu z wapiennymi ścianami, z dala od cywilizacji, gdzie zasięg telefonu spada do zera zaraz po minięciu urokliwego, acz ewidentnie wymagającego małej renowacji miasteczka Buccheri. Największą atrakcją była długość tutejszych dróg – niejedna liczy sobie około trzydziestu metrów, co było nie lada gratką dla wszystkich nas, którzy dotąd wspinali się jedynie na sztucznych ścianach, czy krótkich drogach Jury czy Frankenjury.

Na południu wyspy, w okolicy miasteczka Rosolini, znajduje się sektor wspinaczkowy Zona Rossa i położony kilka minut dalej Capra Rossa. To właśnie tutaj pierwszego dnia zlał nas deszcz, a gdy okazało się, że szybko nie przejdzie, zwinęliśmy się stamtąd i wróciliśmy kolejnego dnia. Zona Rossa, choć znajduje się tam sporo dróg, bardzo dobrze obitych, najmniej przypadła mi do gustu. Skała była bardzo nieprzyjemna w dotyku, a same drogi bardzo dziwnie wyceniane, choć zaznaczam, że to moje subiektywne odczucie. W żadnym innym miejscu dotąd nie miałem tak dużej różnicy w odczuwaniu trudności różnych dróg wycenionych tak samo. Nie mam też za bardzo zdjęć z tego miejsca, przejdę więc do ostatnich lokacji – okolic Buccheri. To tutaj trafiliśmy na ostatnie dwa dni, całą środę spędzając w Gole della Stretta, a czwartek w Servolare.

Pierwszy z sektorów to niesamowicie położony kanion, do którego zejście zajmuje około piętnastu minut, w pierwszej części znajduje się mnóstwo dróg z przedziału od prostych czwórek po 6c+, a druga część zarezerwowana jest dla mocniejszych wspinaczy, gdzie na dużym przewieszeniu królują siódemki a nawet kilka ósemek, w tym genialnie położona, bardzo fotogeniczna Mama Tierra za 8a:

wspinanie na sycylii bywa bardzo malownicze!

Spędziliśmy tu świetny czas, pokonując trochę dróg za 6a i 6b, z bardzo przyjemnym wspinaniu w zacięciu na drodze The Corner za 6b na czele. Warto dobrze zorientować się jak wygląda droga przed wspinaniem zwłaszcza, gdy zechcesz wspinać się wcześniej w pierwszej części sektora – wyglądało, jakby w całym sektorze wymieniano niedawno spity, jednak prace chyba nie były zakończone, w niektórych miejscach zdarzało się jeszcze stare, pordzewiałe obicie. Kilka dróg obfitowało również w sporą kruszyznę.

Servolare był za to najładniej utrzymanym sektorem, o który ewidentnie ktoś zadbał i poświęcił mu naprawdę sporo czasu. Wszystkie drogi są tam gęsto obite błyszczącymi spitami, większość dróg na samym dole skały ma również piękne, drewniane tabliczki, na których zapisano ich nazwy (choć co najmniej jedna była zupełnie inna niż w topo i wprowadziła trochę zamieszania). Wycena większości dróg w tym sektorze wydała mi się odrobinkę, może pół wyceny zaniżona, ale wspinanie w tym miejscu było naprawdę bardzo przyjemne zwłaszcza, gdy doda się do tego fakt, że dojście do sektora od małego parkingu to pięć minut spaceru szeroką, żwirową drogą.

wspinanie na sycylii w rejonie selvorale

Dzień restowy. Z wizytą u królowej Sycylii

Nie samym wspinaniem jednak żyje człowiek i po kilku dniach w ścianie we wtorek przyszedł czas na dzień restowy – postanowiłem spożytkować go wraz z koleżanką Adą na górującą nad Sycylią Etnę, podczas gdy reszta ekipy wybrała plażowanie w wciąż gorącym w listopadzie, sycylijskim słońcu. Wznosząca się na ponad 3300 metrów nad poziom otaczającego ją od wschodu Etna jest najwyższym wulkanem w Europie, doskonale widać ją z wielu miejsc we wschodniej części wyspy, a ciągle unoszący się nad wierzchołkiem dym sygnalizuje, że Etna nie śpi, a chwilowo jedynie odpoczywa. Wejście na samą górę masywu możliwe jest aktualnie jedynie z przewodnikiem ze względu na bezpieczeństwo, ale samodzielnie można podejść do wysokości około 2900 metrów n. p. m. i ta opcja była dla mnie całkowicie wystarczająca.

Pokonanie przewyższenia trzech tysięcy metrów, gdyby startowało się z samej plaży, byłoby na pewno sporym wyczynem, ale na całe szczęście od południa można śmiało podjechać na około 2000 m. n. p. m., zostawić samochód na parkingu pod schroniskiem xxx i dopiero stamtąd ruszyć pieszo. Latem oczywiście panują tam przyjemne temperatury, ale zimą zbocza Etny zamieniane są w stoki narciarskie, nie byłem więc do końca pewien, czego mam się spodziewać na początku listopada – prognozy zwiastowały na samym szczycie temperaturę odczuwalną pomiędzy -20 a 0 stopni, głównie ze względu na możliwy silny wiatr, zabrałem więc długie spodnie, lekki gore-tex i bieliznę merino. Większość na szczęście okazała się niepotrzebna. Było bardzo słonecznie i choć termometr pokazywał jedynie kilka kresek powyżej zera na wysokości około 2500 metrów, to odczuwalna temperatura była bardzo przyjemna i całą wycieczkę spędziłem w krótkich spodniach, kurtkę z membraną wyciągając jedynie podczas obchodzenia kraterów, na których dało się odczuć silne podmuchy wiatru.

Krajobrazy na Etnie są bardzo odmienne od tych, do których przyzwyczaja wyspa, ale podobne do islandzkich – wszak tam naoglądałem się wulkanów i terenów pokrytych lawą, przez co wszystko wyglądało bardzo znajomo. Droga na górę jest naprawdę przyjemna i powiedziałbym, że aż zbyt prosta – brak tam jakichkolwiek aspektów wycieczek wysokogórskich poza pokonywaniem sporego przewyższenia, szlak na górę jest szeroki na kilkanaście metrów i bardzo, bardzo wygodny. Zdecydowanie jednak warto się tam wybrać, by ujrzeć z góry piękne sycylijskie krajobrazy i poznać się bliżej z największym i jednym z najbardziej aktywnych wulkanów w całej Europie.

Syrakuzy – idealna baza wypadowa

Przez cały ten czas mieszkaliśmy w szóstkę w apartamencie w Syrakuzach, niedaleko starego miasta, poruszając się po wyspie wynajętymi samochodami. Choć można znaleźć nocleg zdecydowanie bliżej sektorów wspinaczkowych, to Syrakuzy były idealne, by wybadać teren wokół, ponieważ nie miałem określonego dokładnego miejsca, w którym chciałbym się wspinać. Poza tym miasto żyje rankami i wieczorami – każdy dzień zaczynaliśmy od pysznej kawy za grosze (nie zapłaciłem we Włoszech więcej niż 1.5€ za kawę, jeśli wyłączyć lotnisko!) i świeżo wypiekanych rogalików, a kończyliśmy pysznym, włoskim obiadem na mieście – zazwyczaj pizzą czy jakimś makaronem. Będąc na Sycylii warto spróbować tutejszych specjałów – canolli (słodka rurka z ricottą), różnych wypieków z kremem pistacjowym, pasta alla norma’ (makaron z sosem pomidorowym z bakłażanem), arancini (smażona ryżowa kulka z dodatkami w panierece), oraz oczywiście pizzy, która była wyśmienita niezależnie od knajpy. W samych Syrakuzach polecam gorąco odwiedzić lokalny targ, gdzie każdego ranka aż do godziny trzynastej lokalni sprzedawcy wystawiają się ze swoim towarem – głównie rybami, owocami morza, warzywami, owocami, serami oraz wypiekami, a także całe stare miasto, które ma naprawdę wspaniały klimat, zwłaszcza z samego rana, jak i po zachodzie słońca.

Po wpinaniu w okolicach Rosolini (Zona Rossa, wspinaliśmy się tam na początku wyjazdu) warto odwiedzić także małe, urokliwe miasteczko – Ragusa Ibla. To jedno z najpiękniejszych miasteczek Sycylii, stare miasto zbudowane jest na wzgórzu, przez co pełne jest wąskich, stromych uliczek i schodów, ale stara włoska zabudowa robi niesamowite wrażenie. Zatrzymaliśmy się tutaj, by zjeść obiad, zwiedzić miasteczko i wypić kawę, a zabawiliśmy na tyle długo, by zostać do zmroku. Okazało się, że miejscowość jeszcze ładniej prezentuje się po zachodzie słońca!

Wspinanie na Sycylii – czy warto jechać na wschód?

Jaki jest ostateczny wniosek – czy warto lecieć na wschód Sycylii? Brak mi materiału porównawczego, bo nie byłem w San Vito ani okolicach – ostatnia wizyta na wyspie była moją jedyną na tym kawałku lądu. Nie powiem więc, czy jest lepiej, niż na północnym zachodzie – pewnie trzeba się więcej nakombinować i najeździć, ale jeśli zapytasz mnie, czy pojechałbym jeszcze raz powspinać się w okolicach Katanii, odpowiem: bez wahania. Urzekł mnie ten rejon, bardzo spodobało mi się życie w Syrakuzach, odkrywanie nowych sektorów było przygodą, a wspinanie było naprawdę świetne – pierwszy raz w życiu miałem okazję wspinać się na totalnie pustych sektorach, gdzie nie było nikogo oprócz mnie i moich znajomych. Był to pierwszy wyjazd wspinaczkowy zorganizowany przez nas samodzielnie i zdecydowanie chcemy więcej. Czy wrócimy jeszcze na wschód Sycylii? Tego nie wiem na sto procent, bo jest tak wiele pięknych miejsc i ścian do odkrycia, ale miejsce urzekło mnie na tyle, że chętnie spakowałbym torbę po raz kolejny, wrzucił do wypożyczonego samochodu i rozpoczął kolejną jazdę po sycylijskich serpentynach, by po piętnastu minutach marszu przez krzaki stanąć po raz kolejny pod pięknym kawałkiem wapienia w Antro dell’Eco.