Zdawało się, że aniołowie tańczą, rozwijają i zwijają świetliste szale.
Tak o zorzy polarnej pisał Jan Parandowski. Jest to najtrafniejszy cytat dotyczący tego fenomenalnego zjawiska, jaki udało mi się do tej pory znaleźć. W przeszłości zorza wydawała mi się tak abstrakcyjnym zjawiskiem, że nie wierzyłem, że kiedykolwiek będzie mi dane ją zobaczyć. Przyszedł w końcu moment, gdy odwiedziłem Tromso na bardzo dalekiej północy w Norwegii i ujrzałem dzień polarny (gdy słońce przez całą noc wisiało nad horyzontem), i wtedy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę jestem w odpowiednim miejscu, tylko czas nie ten. Drugi raz był wtedy, gdy zorza miała naprawdę ogromny zasięg, i była widoczna w połowie Polski. Próbowałem wypatrywać jej u siebie, ale niczego nie ujrzałem – pozostało mi przeglądanie fali zdjęć typu „Zobacz Zorzę nad Łodzią”, które zalały wtedy internet.
Obiecałem sobie, że kiedyś zobaczę ją na żywo.
Ten pierwszy raz
Byłem pewien, że stanie się to w Norwegii. Bardzo polubiłem ten kraj, pokochałem tamtejszą przyrodę. Łatwość w przemieszczaniu, tanie loty. A jednak padło na Islandię. Po przylocie na miejsce trwała walka z czasem – dni stawały się coraz dłuższe, noce coraz krótsze, a słoneczna aktywność wciąż była bardzo niska. Dzień w dzień sprawdzałem prognozy dotyczące zorzy, żeby przypadkiem nie przegapić tego zjawiska.
I w końcu pojawiło się to, na co czekałem – szanse na zorzę przekroczyły 90% według różnych prognoz, a tutaj… Pełne zachmurzenie, i nic nie było widać. Na szczęście festiwal miał trwać przez kolejne dwie noce, na które zapowiadała się już świetna pogoda, więc byłem pewien nadziei. Następnego dnia późnym wieczorem wyszedłem przed bungalow i zacząłem rozglądać się po niebie, oczekując festiwalu świateł, ale znów nic takiego nie miało miejsca. Tylko parę białych smug – ledwo widocznych chmurek. Sfrustrowany postanowiłem się przejść, rozejrzeć, dać oczom odpocząć od światła i przyzwyczaić się do ciemności. I wtedy okazało się… że te chmurki tak naprawdę nie były chmurkami, a zorzą polarną! Z każdą minutą widoczną coraz lepiej i nabierającą zielonego koloru!
Zjawisko Fe-no-me-nal-ne!
To było w kwietniu, czyli noc była już naprawdę krótka. Do tego zorza była słaba. A i tak nie mogłem oderwać wzroku. Ogrom tego zjawiska po prostu maksymalnie mnie zaskoczył, mimo, że oglądałem zdjęcia, filmy i wszystko, co tylko można znaleźć na temat zorzy polarnej.
Ogromne, długie na setki kilometrów smugi światła na niebie, tańczące, jakby odległość, przestrzeń, nie była żadną przeszkodą.
(…) aniołowie tańczą, rozwijają i zwijają świetliste szale…
Lepszego opisu nie można było wymyślić.
Ale z czym w ogóle mamy do czynienia?
Łacińskie nazwy zorzy polarnej to aurora borealis (północna półkula Ziemi) oraz aurora australis (południowa półkula). Krótko i nienaukowo mówiąc, zorza polarna powstaje mniej więcej w ten sposób: Słońce cały czas emituje (m. in. w naszym, ziemskim kierunku) wiatr słoneczny. Wiatr słoneczny jest strumieniem naładowanych cząsteczek, który, gdy dotrze do naszej planety, oddziałuje z jej polem magnetycznym. Zjawisko to fizycznie jest dość skomplikowane, ale mniej więcej chodzi o to, że naładowane elektrony zasuwają ruchem spiralnym wzdłuż linii naszego pola magnetycznego, aż w końcu w okolicach biegunów zderzają się z cząsteczkami m. in. azotu i tlenu. Efektem jest energia w postaci właśnie kwantów światła.
Co ciekawe, w zależności od wysokości, na której występuje zorza, i od pierwiastka, z którym mamy do czynienia, zależy kolor zorzy polarnej. Przykładowo azot jest odpowiedzialny za kolory czerwone i niebieskie, tlen za zielone i różowe. Moc i zasięg zorzy zależne są przede wszystkim od aktywności słonecznej, ale, co interesujące, możliwe jest sztuczne wywołanie tego zjawiska – chodzi tutaj przede wszystkim o próby jądrowe (źródło).
Jak polować na zorzę?
Głównym narzędziem, które pomagało mi w określeniu szans na zobaczenie zorzy polarnej była strona internetowa http://www.aurora-service.eu/aurora-forecast/. Znajdziemy tam bardzo fajne narzędzia, wraz z mapą, która z półgodzinnym wyprzedzeniem określa szanse na zorzę na całej półkuli północnej. Pokazuje również aktualny poziom KP – i tutaj uwaga! – KP nie oznacza szans na zobaczenie zorzy, ani jej mocy, tylko jej potencjalny zasięg! Czyli, jeśli jesteś daleko na północy, a KP wynosi ledwie 3, to i tak możesz zobaczyć fantastyczny taniec na niebie. Za to ktoś, kto przebywa w Oslo, po prostu nie ma co się nastawiać na jej ujrzenie.
Tutaj kolejne narzędzie, ale dotyczące tylko Islandii: http://en.vedur.is/weather/forecasts/aurora/. Strona, gdzie możemy zobaczyć, jakie są aktualne szanse na ujrzenie zorzy, możliwość sprawdzenia prognozy na ~36 godzin do przodu, i co bardzo ważne, jednoczesna mapa zachmurzenia. Jest to dość istotne, ponieważ nawet najbardziej fantastyczna zorza może zostać przykryta przez grubą warstwę chmur, i niczego nie uda nam się dojrzeć.
Jeśli chodzi o sprawy bardziej terenowe, to przede wszystkim, jeśli wiemy już, że zorza gdzieś tam na nas czeka, albo niedługo się pojawi, to warto się na to wcześniej przygotować. Warto zmaksymalizować szanse na piękny festiwal – wtedy słabą zorzę i tak można dojrzeć, a ta silna będzie jeszcze lepiej widoczna. Po pierwsze – odejść jak najdalej od świateł – świateł miasta, latarni, drogowych itp. Po drugie – zrobić to najlepiej jakieś pół godziny wcześniej, i dać na spokojnie oczom przyzwyczaić się do ciemności. Pierwsza zorza, jaką widziałem, była bardzo słaba, i na początku była ledwie widoczną, białą mgiełką, by pół godziny później stać się zielonymi, pięknymi pasami na niebie!
I warto pamiętać, że trzeba zabrać ze sobą cierpliwość. Dużo cierpliwości.
Gdzie można podziwiać zorzę polarną?
Jeśli nie bierzemy pod uwagę jakichś bardzo rzadkich epizodów, to w grę wchodzi tylko kilka państw. Północna część Rosji, w Europie: Norwegia, Islandia, Szwecja oraz Finlandia, w Ameryce Kanada, Grenlandia oraz Alaska. Na półkuli południowej, oprócz Antarktydy w grę wchodzą czasem Nowa Zelandia oraz Australia.
Co ciekawe, zorza polarna tańczy nad biegunami cały rok, ale latem niebo jest zbyt jasne, by można było ją podziwiać. Dobry czas na oglądanie zorzy to okres od późnej jesieni do wczesnej wiosny.
Przeciwności jest wiele – trzeba daleko jechać, i to zazwyczaj trzeba jechać tam, gdzie jest zimno. Można polować cały tydzień, i nie trafić. Stać godzinami na zimnie, non stop sprawdzać prognozy i jednocześnie liczyć na to, że nie będzie zbyt pochmurno.
Ale czy warto?
Zdecydowanie TAK. Zorza polarna to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie dane mi było w życiu zobaczyć. Nieporównywalna z niczym innym. I na pewno żaden film czy zdjęcie nie oddaje piękna i rozmachu tego zjawiska.