Pod stopami chrupiący śnieg, w powietrzu rześkie -10 stopni, a nad głową – czyste niebo, setki gwiazd i piękne, zielone wstęgi, tańczące dostojnie i sprawiające, że nie można oderwać oczu od tego spektaklu. Tak może wyglądać wieczór w Tromsø, ale uprzedzam Cię – tak ładne dni zdarzają się tu zimą niezwykle rzadko. Szukanie zorzy na północy, głównie przez pogodę, bywa nieco bardziej czasochłonne. Idealna zima również bywa mniej atrakcyjna, gdy front znad Atlantyku przywieje ciepłe masy powietrza z porywistem wiatrem, które sprawiają, że wszędzie pada deszcz i zaczyna się wielka odwilż – nawet w środku grudnia, stycznia czy lutego. Mimo to wizyta na północy Norwegii zdecydowanie jest warta uwagi – nieduże, pięknie położone miasteczko najlepiej wygląda właśnie w zimowej szacie, a zorza świeci nad nim prawie każdej nocy – wystarczy poszukać w okolicy kawałka czystego nieba. Jest tu też również masa innych atrakcji – zimą niedaleko żerują wieloryby, okoliczne góry można zwiedzać pieszo, na rakietach śnieżnych lub nartach, czy nawet na skuterach śnieżnych, a drogę od czasu do czasu przecinają łosie czy renifery. Krótko mówiąc – Tromsø to prawdziwa, zimowa bajka!

Zorza polarna nad moim domem w Tromsø
Wieczorny widok tuż sprzed mojego domu w grudniu 2024. Noc jedna na sto!

Tromsø – Paryż północy, daleko za kołem podbiegunowym

W XIX wieku Tromsø zyskało miano Paryża północy. Nie do końca wiadomo, dlaczego, ale powszechnie uważa się, że ludzie przybywający z południa na tak daleką północ oczekiwali raczej mniej wyrafinowanych ludzi i widoków, niż w znanej im cywilizacji, a Tromsø nie różniło się za bardzo od podobnych miasteczek na południu Norwegii. Dlaczego jednak osiedlać się w takim klimacie? Przecież Tromsø, trzecie największe miasto za kołem podbiegunowym, leży aż za 69 równoleżnikiem – 350 kilometrów za kołem podbiegunowym, co sprawia, że noc polarna zimą trwa tu prawie dwa miesiące, a klimat jest, lekko mówiąc, surowy.

Od tysięcy lat w Laponii mieszkali Saamowie, którzy prowadzili koczowniczy tryb życia, a zajmowali się głównie wypasaniem i hodowlą reniferów, rybołówstwem oraz myślistwem. Na północy Skandynawii pojawili się prawdopodobnie około 4500 lat temu, w trakcie epoki Brązu. Wiadomo jednak, że wybrzeże w okolicach Tromsø było zamieszkałe dużo wcześniej, prawdopodobnie od momentu, gdy zniknął z tych terenów ostatni lądolód. Samo miasteczko powstało jednak w XIII wieku jako mała wioska, choć najprawdopodobniej Wikingowie zamieszkali tu 200-300 lat wcześniej. Przez setki lat było jedynie małą mieścinką, aż do okolic 1820 roku, gdy polowania w Arktyce i eksploracja rejonów polarnych znacząco przybrały na sile, a lokalizacja Tromsø powoduje, że jest bardzo dogodnym przystankiem w drodze na daleką północ. Zaczęła się ekspansja i rozrost miasta, która przybrała na sile jeszcze bardziej w latach 60 XX wieku, gdy zbudowano pierwszy most i lotnisko, co znacząco ułatwiło podróże na Svalbard i okolice. Aktualnie w Tromsø żyje ponad 60.000 mieszkańców, a turystyka stanowi bardzo ważny element miejscowych dochodów – to trzecia największa gałąź miejscowej gospodarki, po rybołówstwie i budownictwie.

Tromsø w zimowej szacie - częsty cel turystów polujących na zorzę polarną

Skąd jednak ten szał na turystykę tak daleko na północy?

Po pierwsze – świetny marketing i prawdziwa zima. Po drugie – łagodny klimat. Spora część ludzi bardzo obawia się niskich temperatur panujących na podobnych szerokościach geograficznych (-40 w Kanadzie czy na Syberii zimą nie jest niczym niezwykłym), a Tromsø, ze względu na swe położenie, bliskość Oceanu Atlantyckiego i ocieplającego go Prądu Zatokowego, ma klimat dużo łagodniejszy – temperatura na wyspie nigdy nie spadła poniżej -19 stopni. Nie uważam, żeby była to jakaś wielka zaleta – sam dużo bardziej wolę stabilniejszy i chłodniejszy klimat kontynentalny i zdecydowanie lepsze jest dla mnie -15 stopni bez wiatru i opadów, niż 0 stopni w Tromsø, gdy wieje, pada, wszystko na przemian topi się i zamarza, ale patrząc jedynie na słupki rtęci, to w Tromsø rzeczywiście jest dużo cieplej. Trzeci element, najprawdopodobniej najistotniejszy, to częstotliwość występowania tu zjawiska zorzy polarnej – z nielicznymi wyjątkami, przy czystym niebie, zorzę w okolicach można oglądać codziennie (od września do kwietnia, gdy niebo jest wystarczająco ciemne). No właśnie, przechodząc do zorzy…

Zorza polarna w Finlandii
Zorza polarna w Finlandii pod koniec listopada 2024 – niesamowicie spektakularny show, który trwał około 20 minut. Mimo temperatury -22 stopni, nikt z mojej grupy nie myślał o chłodzie!

Aurora borealis – jak zapolować na zorzę polarną?

Tromsø po raz pierwszy odwiedziłem w 2014 roku, gdy autostopem w poszukiwaniu pracy przejechałem całą Norwegię, od Oslo, aż do 69 równoleżnika. Pracy znaleźć się nie udało, ale spędziłem świetny czas, biwakując w tutejszych lasach i po raz pierwszy doświadczając zjawiska dnia polarnego – dość absurdalnego, jak na nasze, środkowoeuropejskie, standardy. Na kolejną wizytę czekałem jednak aż 9 lat – tym razem samochodem, jadąc 3000 kilometrów przez Litwę, Łotwę, Estonię oraz Finlandię, dotarłem na Senję, drugą największą wyspę Norwegii, by pracować tam przez całe lato 2023. Wyspa położona jest bardzo blisko Tromsø, które nierzadko było moim celem, by zrobić tam większe zakupy, polecieć na chwilę do Polski czy wyskoczyć na ścianę wspinaczkową. Trzeci raz zawitałem tu pod koniec 2024 roku, gdy piszę ten wpis – od października do marca 2025 pracuję jako przewodnik w firmie zabierającej turystów na wycieczki na zorzę polarną. I właśnie zorzy poświęcę kolejne akapity.

Oczekiwania względem zorzy wśród turystów są przeróżne – niektórzy spodziewają się zielonego spektaklu nad głową w centrum miasta każdej nocy, inni mają nadzieję zobaczyć cokolwiek podczas tygodniowego pobytu, a cała reszta – wszystko pośrodku. Warto więc zaznaczyć, że choć zorza rzeczywiście w okolicach Tromsø pojawia się praktycznie każdej nocy, to w rzeczywistości, w zależności od wielu różnych warunków, dostrzec ją może być albo bardzo łatwo, albo przeciwnie – bardzo trudno i będzie trzeba się napocić. Gdy piszę ten wpis, jesteśmy właśnie po dwóch cudnych dniach pięknej pogody nad Tromsø, gdy niebo było całkowicie czyste, a do tego wystąpiła mała burza magnetyczna – zorzę można było podziwiać nawet na ulicy w świetle latarni w centrum miasta, a z dala od świateł odbywał się prawdziwy spektakl. To jednak sytuacja zdecydowanie wyjątkowa – na codzień Tromsø przykrywają chmury, a aktywność bywa dużo bardziej nieśmiała. By znaleźć zorzę i cieszyć się nią w jak najlepszych warunkach, potrzebujemy:

  • Jak najciemniejszego nieba. W samym Tromsø nocne niebo w skali Bortle osiąga wartość 6 w skali od 1 do 9, co oznacza, że jest tam tak jasno, jak w większości dzielnic Wrocławia. Nowy Jork czy większa część Warszawy osiągają w tej skali wartość 8-9, dla zorzy oczywiście najlepsza jest najniższa wartość, ale dobrze ogląda się ją od Bortle <= 3. Najlepsze miejsca w okolicach Tromsø to północna część wyspy Ringvassøya (Bortle 3), a także Park Narodowy Dividalen oraz obszar kilknanaście km za granicą z Finlandią (za Kilpisjärvi) – oba z Bortle 2. Jak znaleźć odpowiedni obszar z dala od świateł miasta, z ciemnym niebem? Najłatwiej skorzystać z jednaj z map zanieczyszczenia światłem, np. Light Pollution Map.
  • Aktywności słonecznej. A konkretnie jak najlepszych wartości wiatru słonecznego, który sprawia, że możemy podziwiać na niebie piękne światła. Niestety, nie można za bardzo przewidzieć aktywności słonecznej – zazwyczaj jesteśmy w stanie powiedzieć, co może się stać, z około godzinnym wyprzedzeniem, gdy cząsteczki wiatru słonecznego osiągną satelitę DSCOVR znajdującą się 1,5 mln km od Ziemi. Na stronie SpaceWeatherLive można sprawdzić takie wartości jak gęstość, prędkość czy orientacja pola magnetycznego cząsteczek wiatru słonecznego i na tej podstawie mniej więcej przewidzieć, jak wysokiej aktywności zorzy możemy się spodziewać w nadchodzącej godzinie. Więcej na ten temat za chwilę 🙂
  • Czystego nieba. Najtrudniejszy element układanki. Niestety, pogoda w Tromsø, a zwłaszcza zimą, jest fatalna. Bliskość Oceanu i szerokość geograficzna sprawiają, że przez większość czasu niebo zasnute jest chmurami i trzeba sporo się najeździć, by trafić odpowiednie warunki z czystym niebem, najlepiej w kierunku północnym. Co gorsza, prognozy pogody w Tromsø zazwyczaj również są kiepskie, a przewidywanie warunków na więcej niż dwa dni do przodu to czysta loteria. Najlepiej korzystać z prognozy Yr, norweskiego instytutu meteorologii, oraz niemieckiej – kachelmannwetter.
Aktywność rzadko kiedy jest tak silna, jak na poprzednich zdjęciach. Zazwyczaj zorza wygląda mniej więcej, jak na tym zdjęciu – choć gołym okiem kolory są trochę mniej widoczne, to często ładnie widać zieleń. Warto pamiętać jednak, że przy słabej aktywności może nie być widać jej wcale!

Odpowiednie zaplanowanie miejsca dla każdego z trzech podpunktów i na tej podstawie wybranie odpowiedniego celu na dany wieczór to recepta na zorzę. W pracy udaje nam się znaleźć aurorę przez ponad 90% wieczorów – kilka % niepowodzeń to albo przestrzelona totalnie prognoza, albo brak aktywności w ciągu kilku godzin, gdy mieliśmy czyste niebo. Statystycznie więc 2-3 dni powinny Ci wystarczyć, by ze spokojem znaleźć zorzę polarną (albo z wycieczką, albo samodzielnie), możesz mieć jedynie totalnego pecha, gdy trafisz na jakiś sztorm, który sprawi, że przez kilka dni z rzędu cała okolica będzie zasnuta dywanem chmur. Skoro już wiesz, jak jej szukać, powiedzmy sobie teraz…

Czym jest zorza polarna?

Słońce. Wielka, gorąca kula położona prawie 150 milionów kilometrów od Ziemi. Emituje nie tylko ciepło i światło, bez których nie byłoby mowy o żadnym życiu na Ziemi (przynajmniej w formie, jaką znamy), ale również wiatr słoneczny – strumienie plazmy wypływające we wszystkich kierunkach. Sunie on nieustannie również w kierunku Ziemi z zawrotną prędkością kilkuset kilometrów na sekundę (średnio ok. 450 km/s), a gdy dociera w pobliże naszej planety, średnio po około 70 godzinach, natrafia na naszą barierę – pole magnetyczne. Większość cząsteczek plazmy jest odbijana z powrotem w przestrzeń kosmiczną, ale część z nich zostaje przyciągnięta i po okrążeniu planety trafiają do naszej atmosfery – tam zaczynają zderzać się z cząsteczkami tlenu i azotu, a efektem tych kolizji jest światło, które widzimy na niebie. Możemy zaobserwować następujące kolory:

  • zielony – emitowany przez tlen na wysokości pomiędzy 100 a 250 km. Najczęściej obserwowany kolor, na moje niedoświadczone oko jakieś 90% zorzy, jakie obserwujemy, to jedynie ta zielona,
  • czerwony – również emitowany przez tlen, ale na wysokościach powyżej 250 km. Ten kolor ciężko zaobserwować gołym okiem, zorza musi być szczególnie silna, ale dużo łatwiej uwiecznić go na aparacie (nasze oko szczególnie kiepsko rejestruje kolor czerwony w ciemnościach). Czerwoną zorzę najczęściej widać podczas sztormów magnetycznych na niższych szerokościach geograficznych – ponieważ znajduje się najwyżej, reszta kolorów chowa się za horyzontem,
  • różowy – zdarza się rzadko i trwa krótko, albo bardzo krótko – gdy wiatr słoneczny jest na tyle silny, by wedrzeć się głębiej w atmosferę, na wysokość poniżej 100 km. Jego cząsteczki wtedy zderzają się z azotem, który emituje różowy kolor i pojawia się pod zieloną wstęgą,
  • fioletowy – emitowany przez cząsteczki azotu na wysokościach 100 – 300 km,
  • niebieski – prawdziwa rzadkość i biały kruk, nigdy jeszcze go nie widziałem i nie udało mi się uchwycić – powstaje w bardzo specyficznych warunkach, przy silnej burzy magnetycznej, gdy cząsteczki azotu zostają wyniesione szczególnie wysoko. Więcej na ten temat możesz poczytać tutaj.
Prawdziwy show z początku listopada 2024

Bardzo możliwe, że czytając o zorzy, trafiłeś/aś na termin Indeks KP. Często jest mylony z prawdopodobieństwem wystąpienia silnej zorzy, i choć jest spora korelacja, to głównie informuje nas on, jak daleko na południe będzie widoczna zorza, a nie jak będzie silna i aktywna. Prawda, że KP >= 5 oznacza zazwyczaj mocną i intensywną zorzę, ale tu, w Tromsø, możemy oglądać niesamowity show nawet przy KP 0+! Po prostu nie będzie on widoczny dalej na południu, albo jedynie lekko nad horyzontem. Potrzebujemy KP 5-6 by móc zaobserwować zorzę w Polsce, a potężna burza magnetyczna, która pcha KP na sam szczyt skali, do numeru 9, zdarza się średnio 4 razy na 11 lat (tyle trwa cykl aktywności słonecznej) i sprawia, że zorza polarna może być widoczna nawet w Hiszpanii, Turcji, w Teksasie czy na Florydzie. Gdy jednak obserwujemy wartości wiatru słonecznego daleko na północy, zwracamy uwagę przede wszystkim na wartość Bz – im niższa, tym więcej cząsteczek trafi do naszej atmosfery, a także na gęstość i prędkość wiatru słonecznego.

Jak powinno więc wyglądać planowanie polowania na zorzę w praktyce?

  1. Zaczynasz od znalezienia miejsca z najlepszą pogodą, najlepiej przez jak najdłuższy czas. Pogoda jest priorytetem, bo przez chmury nie zobaczysz niestety nawet najmocniejszej zorzy!
  2. Gdy masz już wybrane miejscówki, w których będzie czyste niebo, numerem dwa jest wybranie z nich tych, które będą najciemniejsze, zgodnie z mapą zanieczyszczenia światłem.
  3. Jedziesz na miejsce i… czekasz. Może być tak, że zorza pojawi się od razu wieczorem, może być tak, że będzie trzeba poczekać nawet kilka godzin. Zazwyczaj pojawia się jako stabilny łuk na północnym horyzoncie, często na początku słabo widoczny gołym okiem, i z czasem przesuwa się bardziej na południe wzmacniając swą jasność – ale ta reguła dotyczy jedynie części nocy, jeśli wskaźniki z satelity są bardzo wysokie, wszystko równie dobrze może zacząć się daleko na południu. Czuwaj więc, mając na uwadze przede wszystkim północ, ale zdarza się, że łuk od razu będzie bezpośrednio nad Tobą!

Pamiętaj proszę jednocześnie, by nie zatrzymywać samochodu na drodze, a gdy wjedziesz na parking i widzisz tam innych ludzi robiących zdjęcia zorzy – zgaś od razu wszystkie światła, nic tak nie psuje ujęć jak poświata z samochodów. I tyle! W 90% przypadków wystarczy jedna noc, by złapać zorzę, a 3-4 wieczory z polowaniem to praktycznie gwarant świateł i bardzo możliwe, że choć jedna będzie mocniejsza i aktywna. Wszystko to jednak statystyki, a jak będzie – nie wiadomo. Miałem gości, którzy przylatywali do Tromsø na mniej niż 24h i oglądali niesamowity spektakl, miałem też takich, którzy krążyli po Laponii od tygodnia i udało im się zorzę zobaczyć jedynie raz, bo mieli ciągle pecha do pogody. W tym przypadku całkowicie rządzi natura – a do niej czasem trzeba wykazać trochę cierpliwości.

I tyle!

Wiem, że długo i może trochę dużo szczegółów, ale mam nadzieję, że powyższe akapity trochę odczarowują oglądanie zorzy. Wiem też, że media społecznościowe pełne są obrazków z najsilniejszych pokazów i totalnie odjechanej zorzy, ale musisz wiedzieć, że nie zawsze tak to wygląda, a co więcej – zorza rozświetlająca całe niebo i tańcząca nad głową przez kwadrans zdarza się bardzo rzadko, w szczycie aktywności słonecznej może dwa razy w miesiącu. Mimo to, prawie każdy pokaz jest fantastyczny, dlatego warto przyjechać na północ i poświęcić trochę czasu i cierpliwości królowej polarnego nieba. Bo choć widziałem zorzę już pewnie setki razy, to wciąż uważam, że jest to jeden z najpiękniejszych i najbardziej fascynujących widoków, jakie serwuje nam natura.

Zorza Polarna nad jeziorem w Finlandii

PS Pracuję dla firmy The Green Adventure – właścicielami są Kasia i Robert, Polacy, którzy polowaniem na zorzę zajmują się od 2016 roku i od wtedy też mieszkają w Tromso. Zostawiam link, jeśli chcesz wybrać się na zorzę ze zorganizowaną wycieczką, ale zaznaczam, że tekst nie jest absolutnie w żaden sposób sponsorowany 😉