W przeszłości zdarzało mi się zarobkowo wyjeżdżać za granicę do kilku krajów, a pierwszym moim celem była Holandia. Pierwsza wyprawa do kraju tulipanów nie zakończyła się zbytnim sukcesem – od początku coś było nie tak, więcej możecie poczytać o tym tutaj – Historie z Podróży cz. 1. Wtedy jechałem do Utrechtu – miasto zdecydowanie mnie zauroczyło, i mimo niepowodzenia postanowiłem spróbować szczęścia w Holandii raz jeszcze.

Za drugim i trzecim razem już było w porządku – praca nie była zbyt przyjemna, ale w miarę dobrze płatna (jak na czasy studenckie – rewelacja), z w miarę komfortowym noclegiem. Wszystko było jednak załatwiane przez agencję pracy – wprawdzie holenderską, a nie polską – których polecam unikać jak ognia. Dlaczego?

Praca w Holandii przez agencję

Przede wszystkim, najprawdopodobniej dostaniecie minimalną stawkę. W Holandii płaca minimalna zależna jest od kilku czynników – od wieku oraz od tygodniowej liczby przepracowanych godzin. Różnice są duże – jeśli masz 23 lata, zarobisz co najmniej ~10 euro na godzinę, jeśli 19, to już około 5 euro, za tę samą pracę.

Kolejna sprawa – dodatkowe wydatki. Ja, gdy pojechałem do pracy za pierwszym razem, musiałem zapłacić kaucję za buty, kurtkę i jakieś inne rzeczy robocze. Rok później musiałem już je zakupić, i nie wiadomo co z nimi zrobić po skończeniu pracy. Bardzo często, jeśli pracujecie przez agencję, w pakiecie z pracą dostaniecie nocleg, za który również będzie trzeba słono zapłacić. Miejsce w pokoju dwuosobowym może kosztować Was 50-100 nawet euro tygodniowo. Do tego jeszcze jedna rzecz – nie zawsze może być wystarczająco pracy, zdarzały się tygodnie, że pracowało się po 20 godzin. Po odjęciu kosztów mieszkania i życia zostawały dosłownie grosze.

No i to, co czasem może być najgorsze – towarzystwo. Za granicą w takich zbiorowiskach Polaków, gdzie wykonuje się najprostszą robotę za najmniejsze stawki, niestety dość często jest szemrane. Ja jako tako się na miejscu poukładałem, poza tym spotkałem tam masę osób do rany przyłóż, z częścią wciąż mam jakiś kontakt, ale nie zmienia to faktu, że o każdym czasie na „kampusie”, gdzie mieszkaliśmy dużo łatwiej było załatwić jakikolwiek narkotyk niż na przykład bułki na śniadanie.

Plusy? Pewna wypłata – nie spotkałem się z ludźmi, którzy nie dostaliby wynagrodzenia za pracę przez agencję. Choć czasem trzeba było się wykłócić o jego wysokość, ale raczej były to pojedyncze przypadki wśród setek pracowników. Pewny nocleg. Niby wszystko pewne, ale jakieś takie… nijakie.

Dorastamy – czas na samodzielność

Trzeciego roku do Holandii pojechałem już do pracy bez pośredników, na ciepłą posadkę, którą zorganizował mi znajomy, będący już na miejscu. Szybka rozmowa na Skype, praca miała zahaczać o IT, ale generalnie skończyło się na siedzeniu przy biurku i nicnierobieniu. Tym razem pracowałem pod Amsterdamem, w miejscowości Woerden. Pierwsze dwa tygodnie mieszkałem na miejscu, w pokoju w miejscu pracy – później dołączyła do mnie druga połówka, więc trzeba było znaleźć sobie własny kącik.

Szukanie mieszkania

Postanowiliśmy znaleźć coś w Amsterdamie – na początku przeglądałem holenderskie portale ogłoszeniowe, ale po kilku próbach postanowiłem się poddać. Na zdjęciach – rewelacja, po przyjeździe na miejsce okazało się, że:

– będziemy mieszkać w mieszkaniu z około 15-osobową rodziną muzułmańską – trochę za dużo. Może przesadziłem, ale tych maluchów naprawdę biegało tam od groma. Na jakichś 60-80 metrach.
– kilka razy zostałem wystawiony – dojechałem na miejsce, przestali odbierać ode mnie telefon.

Postanowiłem spróbować znaleźć mieszkanie/pokój poprzez polskie portale. O dziwo, było to dużo prostsze i już po jednym dniu przenosiłem rzeczy do mieszkanka w zachodniej części Amsterdamu. Zdecydowaliśmy się wynająć pokój zamiast całego mieszkania – nie planowaliśmy zostawać wybitnie długo, więc dużo bardziej opłacało nam się to pod względem finansowym.

Jedna wskazówka – przy szukaniu nieruchomości w stolicy Holandii polecam unikanie części południowo-wschodniej – sam tylko przez nią przejeżdżałem, ale wielu znajomych próbowało tam mieszkać (jest tanio w porównaniu do reszty), i dość szybko stamtąd uciekali. Dużo zaczepek, mało bezpiecznie. Podobno, nie byłem, nie widziałem.

Transport w Amsterdamie

Pierwsza rzecz – królują rowery. Cała Holandia słynie z transportu na dwóch kółkach, drogi mniej są przystosowane do samochodów, niż rowerów. W wielu miejscach, których byście się nie spodziewali, to właśnie rower ma pierwszeństwo, a tak wyglądają parkingi:

Do tego transport publiczny w Amsterdamie to po prostu bajka. Polecam przy dłuższym pobycie od razu zaopatrzyć się w kartę OV-Chipkaart, jest anonimowa i można kupić ją w każdym automacie. Co jakiś czas doładowujemy ją za określoną kwotę pieniędzy i możemy korzystać z tramwajów, metra, autobusów i pociągów w całej Holandii!

Wszelkie środki transportu świetnie ze sobą współgrają, z przesiadkami nie ma problemów, a wszystkie przystanki są bardzo dobrze oznakowane. Z racji cen parkingów i użyteczności ulic w mieście nie opłaca się nawet odpalać samochodu i lepiej od razu iść na przystanek transportu publicznego, albo zaopatrzyć się w rower.

Holenderskie ceny

Tutaj jest różnie, ale generalnie Holandia jest tania. W marketach produkty znajdziemy w cenach podobnych do polskich, a nieraz nawet taniej – na przykład chemia i niektóre kosmetyki. Droższy na pewno jest transport, no i usługi – za fryzjera i inne ekstrawagancje zapłacimy dużo więcej niż w Polsce.

Droższe są również nieruchomości, ja za dwuosobowy pokój kawałek od centrum płaciłem 500 euro miesięcznie, ale przy holenderskich zarobkach ceny zdecydowanie nie szokują i spokojnie można wybrać się tam na urlop nie zarabiając jakichś kokosów w Polsce.

A co trzeba załatwić wcześniej?

Żeby pracować w Holandii nie potrzebujemy żadnych specjalnych wiz czy pozwoleń. Tak naprawdę do pracy potrzebujemy jedynie jednego świstka – numeru BSN, wcześniej zwanego numerem Sofi. Takowy dostaniemy od ręki w każdym urzędzie podatkowym w Holandii – listę można znaleźć np. tutaj. Nawet formularz do wypełnienia dostaniemy w języku polskim, a w przypadku pracy przez agencję zawiozą nas na miejsce i załatwimy sprawę w kilkanaście minut.

No dobra, wszystko jasne – ale czy warto?

Zależy, jak na to patrzeć. Jeśli chodzi o kwestie finansowe, emigracja do Holandii na pewno była dużo bardziej opłacalna kilka czy kilkanaście lat temu, gdy różnica w zarobkach była wprost nie do pomyślenia. Z drugiej strony, jeśli ktoś ma wybór – pensja minimalna w Polsce czy w Holandii, zdecydowanie polecam Holandię – zdecydowanie wyższy standard życia. Stać cię na wszystko, i można jeszcze spokojnie zaoszczędzić.

Ostatnim razem przeniosłem się do Holandii bardziej po to, by zasmakować normalnego życia za granicą, niż skupić się na oszczędzaniu – i w tym celu wyjazd zdecydowanie polecam. Gdy urządziłem się już samemu, naprawdę mi się podobało – biorąc pod uwagę, że Amsterdam to naprawdę urocze miasto. Wieczorne spacery nad kanałami, lampka wina na ławeczce nad wodą, gdzieniegdzie masy roześmianych turystów, a dwie uliczki dalej cisza i spokój. Piękna zabudowa – centrum miasta jest wprost rewelacyjne.

Miałem przyjemność wizytować tam kilkukrotnie, mieszkać ponad dwa miesiące i wrażenia mam jak najlepsze. Krótko podsumowując – agencja pracy – ok, ale jeśli studiujesz i szukasz czegoś, by dorobić w wakacje. W każdym innym przypadku polecałbym szukanie na własną rękę zarówno pracy jak i mieszkania.