Zaczynam robić obiad i orientuję się, że zapomniałem kupić cebuli i czosnku. W Polsce zszedłbym dwa piętra niżej, i po chwili spaceru miał kupione brakujące składniki. Na Islandii wygląda to trochę inaczej. Wyprawa do sklepu to całe poważne przedsięwzięcie. Trzeba ubrać się jak na wyprawę w góry, wsiąść do auta, pokonać kilkanaście kilometrów i kupić znacząco przepłacone warzywa.
A co, gdy nagle zepsuje Ci się ładowarka do telefonu, a nie masz w domu zapasowej? To dopiero wycieczka… Jak z Wrocławia do Opola!
Pogoda jest… wymagająca.
Właśnie tak – wymagająca to chyba dobre słowo. Wszystko oczywiście zależy do tego, w której części Islandii się znajdujesz, ale generalnie cała wyspa nie jest najbardziej gościnnym miejscem na ziemi. Mi samo zimno za bardzo nie przeszkadza – może być nawet -20 czy -30 i jest okej, ale tutaj… zazwyczaj jest cieplej i non stop pada. Na południu, gdzie przebywam, nawet zimą nieczęsto pada śnieg, zazwyczaj deszcz. Na przykład non stop, bez dłuższej przerwy, przez kilka czy kilkanaście… dni. Rzadko jest mroźno, bardzo rzadko jest ciepło (latem tylko okazjonalnie słupki pokazują więcej niż 12 stopni), prawie cały czas jest nijako. I tylko kap, kap, kap. Sztorm, zamknięte drogi. Znów kap, kap, kap. Okazjonalnie trochę słońca i znów… kap, kap, kap.
Do tego wieje. Naprawdę mocno
Islandzkie wiatry to osobny temat. Potrafią zepsuć każdy dzień. Gdy już zaplanujesz jakiś wyjazd, chcesz coś zobaczyć, w końcu doczekasz się dobrej pogody, a tu wieje. Tak, że ciężko porównać to do jakichkolwiek wiatrów w Polsce – tutaj po prostu urywa głowę. Standardem są kilkudniowe sztormy, podczas których zamykane są drogi, turyści utykają na kilka dni zamknięci na sali gimnastycznej, a wiatr hula sobie w najlepsze osiągając prędkość ponad 200 km/h.
Spróbuj zapomnieć coś kupić w sklepie
Sama wyprawa na jakiekolwiek zakupy to wyzwanie, jeśli nie mieszkasz w stolicy, albo jednym z kilku „miast”. Dla mnie wizyta w najbliższym spożywczym to kwestia pokonania kilkunastu kilometrów. Nie byłoby to jeszcze tak dużym problemem gdyby nie fakt, że ten najbliższy spożywczy ma sporo zawyżone ceny. Dojazd do sklepu z normalniejszymi cenami – to już wycieczka stukilometrowa.
Problem robi się również, gdy chcesz kupić cokolwiek niestandardowego, niecodziennego. Zrobisz podstawowe zakupy, ale jeśli zepsuje Ci się przykładowo ładowarka do telefonu to:
- jedziesz 100 kilometrów do sklepu z elektroniką,
- jedziesz 40-50 kilometrów na stację benzynową i przepłacasz sporo,
- zamawiasz przez internet i czekasz kilka dni na dostawę.
Wszystkie większe zakupy trzeba więc planować skrupulatnie, i raczej być cierpliwym. Albo gotowym do większych wydatków.
Transport publiczny praktycznie nie działa. Bez samochodu ani rusz
Oczywiście po raz kolejny mowa tutaj o całej wyspie, prócz stolicy, która jest dość dobrze zaopatrzona w komunikację miejską. Poza Reykjavikiem – jest naprawdę słabo. Do niektórych miejsc autobusy dojeżdżają rzadko albo wcale, komunikacja kursuje nieczęsto, jest droga i do tego nie zatrzymuje się w naprawdę wielu miejscach. Jeśli chcesz wyjechać poza Reykjavik – musisz mieć samochód.
Musisz pamiętać, że Islandia to wyspa. Daleka wyspa
Trochę łączy się to z poprzednim punktem. Do prawie każdego kraju w Europie bezproblemowo zabierzesz ze sobą samochód z Polski. Wsiadasz za kółko i jedziesz – do Wielkiej Brytanii czeka Cię krótka promowa przeprawa, do Danii albo dojedziesz naokoło, albo również wsiądziesz na prom.
Jeśli chcesz zabrać ze sobą auto na Islandię – przygotuj się na dużo dłuższą eskapadę. Najpierw musisz dotrzeć do północnej Danii – stamtąd odpływa jedyny prom kursujący na Wyspę Ognia i Lodu. Gdy już wyruszysz z portu możesz spokojnie się zrelaksować – przed Tobą 3 dni przeprawy przez wody Morza Północnego i Norweskiego. I portfel lżejszy o kilka tysięcy złotych.
Kiepsko jest też z paczkami z Polski – list, który miał do mnie iść około 3 dni (priorytet, polecony), zmierzał… 18 dni. Prawie trzy tygodnie, przy czym w Reykjaviku leżał tylko 3 dni, a prawie dwa tygodnie zajęło mu dotarcie w ogóle na Islandię z Polski. Nie wiem, czy to przypadek, czy standard – ale wygląda to słabo.
Wszystkie usługi są tu naprawdę drogie
Niby wiadomo, że jest drogo, i każdy niby jest na to przygotowany, ale i tak większość na miejscu w którymś momencie przeżywa szok. Bo tak, pisałem o tym, że Islandia potrafi być naprawdę tania – wszak ceny w niektórych hipermarketach są naprawdę podobne do tych w naszym kraju (ale nie na wszystkie produkty), tak ceny usług są o wiele, wiele wyższe.
Spróbuj zjeść obiad w restauracji w Reykjaviku, czy wynajmij pokój w trzygwiazdkowym hotelu. Fryzjer, mechanik, elektryk – każdy z nich ma naprawdę wysokie stawki. Naprawa zmywarki z dojazdem to koszt ~50.000 koron, czyli prawie… dwa tysiące złotych. Tak dla zwizualizowania tego, o czym mowa.
Na każdym kroku, w każdym miejscu spotkasz turystę
Turyści opanowali Islandię, są wszędzie i co roku jest ich coraz więcej. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że masa z nich przyjeżdża całkowicie nieprzygotowana. Islandia to jednak w połowie Arktyka, kraj odległy, surowy i dziki. Mnóstwo wypadków, bo turyści ignorują ostrzeżenia pogodowe, zadeptywane najpiękniejsze miejsca, tłok w każdej atrakcji, i zimą i latem. Czy to źle? Mi to nie przeszkadza absolutnie, niech każdy jeździ, gdzie tylko zechce, gdyby nie to, że:
Islandia nie jest przystosowana do takiej liczby turystów.
Brakuje hoteli, miejsc do spania. Mało stacji benzynowych, mało miejsc, w których można cokolwiek zjeść. W pobliskim mi miasteczku Vik jest tylko jedna restauracja, i tysiące odwiedzających je turystów dziennie – masa ludzi odchodzi z kwitkiem, bo nawet przedsionek restauracji, w którym ludzie oczekują na swoją kolej, jest pełny.
***
Na Islandię przyjechałem po raz trzeci, i, szczerze mówiąc, obawiałem się trochę tego przyjazdu. Do tej pory wszystko było idealnie – nic mi nie przeszkadzało, uwielbiałem zimowe, czterogodzinne dni, nie przeszkadzała mi ciągła ciemność, pogoda, wiatry – to wszystko było nowe, fantastyczne, obcowanie z naturą. Dziś już chyba mi to wszystko spowszedniało i po prostu zaczęło uprzykrzać życie.
Nie jest tak, że Islandia jest zła. Jest przepiękna, fantastyczna, jest zupełnie innym doświadczeniem, niż życie w mocno zurbanizowanej Europie. Jeśli lubisz naturę, kochasz surowe krajobrazy, na pewno Cię urzeknie. Mnie urzekała przez dobrych kilka miesięcy, aż w końcu minusy zaczęły brać górę nad pozytywami, ale wciąż każdy nowy krajobraz wzbudza we mnie ogromny zachwyt.
Po prostu czasem tak jest, że potrzebujemy zmiany, nowego wyzwania, nowej przygody. Mi zostało zobaczyć ostatnie części Islandii i ruszać dalej. Ku nowemu.