Przedzieram się przez krzaki, od kilkunastu minut podążając w dół leśną ścieżką. Na mapach wyglądało to wszystko dużo lepiej – już dawno powinienem być na miejscu. Jeszcze kilka minut, i jestem… Malutka, kilkumetrowa plaża ukryta pomiędzy wielkimi skałami. Niby pięknie, niby fajnie, ale to chyba nie to… nie to znalazłem wcześniej, przeczesując satelitarne zdjęcia od Google. Wypłynąłem kawałek w morze i zobaczyłem, że pomyliłem się o dobrych parę metrów. Nie miałem ochoty na powrót górą i ponowne schodzenie – rzeczy nad głowę i zacząłem powolny spacer przez morze z plecakiem trzymanym w górze. Opłaciło się. Po dziesięciu minutach trafiłem do raju.
Plaża, na której nie ma nikogo, wzdłuż której rosną piękne, kokosowe palmy, czyściutki piasek. Turkusowa woda, wszystko ładne, czyste i… dzikie. Miła odmiana po setkach turystów na plażach w Hua Hin, gdzie ciężko było znaleźć skrawek piasku położony w cieniu.
Rajskie wyspy Tajlandii – Koh Samui i Koh Phangan
Od lat marzyłem o pięknej, tropikalnej plaży. Widziałem już wiele miejsc z cudowną wodą, pięknym i kolorowym podwodnym życiem. Odpoczywałem na plażach w Hiszpanii, na Wyspach Kanaryjskich, w Egipcie, południowej Europie, Izraelu… byłem też w Brazylii czy Chile, choć tam jakoś na plażę nie zawędrowałem. Ale zawsze to nie było do końca to – brakowało mi okołorównikowego klimatu i obrazków rodem z Karaibów. Długiej palmy położonej nad wodą, bogatej w dorodne, kilkukilogramowe kokosy. Myślałem, że nie zachwycę się, dopóki nie odwiedzę Kuby czy Dominikany. Myliłem się. Tajlandia spełniła moje plażowe marzenia w stu procentach – konkretnie dwie rajskie wyspy, Koh Samui i Koh Phangan.
Trzeba uczciwie powiedzieć jedno – dzikości na wyspach pozostało stosunkowo niewiele. Nic dziwnego – są to naprawdę piękne miejsca, które szybko stały się miejscem docelowym pobytu wielu turystów z całego świata. Większość linii brzegowej wyspy to plaże z położonymi zaraz obok resortami i mniejszymi hotelami. Na wyspach częściej spotkasz białego turystę z Europy czy Ameryki, niż rdzennego mieszkańca, i choć większość usług (również gastronomicznych) skonstruowana jest typowo pod turystów (włącznie z cenami), to bez problemu znajdziesz lokalną knajpkę, w której poczciwa staruszka zaserwuje Ci przepyszny obiad za kilka złotych. Szczere uśmiechy obsługi gratis.
Świetne plaże dla każdego… ale nie tylko plaże!
W zależności od tego, czego szukasz, chyba każdy znajdzie na miejscu coś dla siebie. Marzy Ci się opalanie na dzikiej plaży i masa prywatności? Proszę bardzo, na południowym zachodzie Koh Samui znajdziesz mnóstwo takich miejsc. Lubisz kitesurfing? Na południu Koh Phangan jest masa świetnych miejsc do uprawiania tego sportu, a także niejedna szkółka. A może chcesz ponurkować, albo lubisz snorkeling? Bierz maskę, rurkę i ruszaj na północny zachód Koh Phangan (choć tutaj ponoć przoduje trzecia wyspa, trochę oddalona od wcześniej wspomnianej dwójki, Koh Tao. Nie miałem niestety czasu na sprawdzenie). Czeka na Ciebie choćby plaża Haad Yao i piękna, spokojna woda (tak wściekle błękitna, że aż ciężko uwierzyć) do spółki z kolorową rafą.
Ale rajskie wyspy Tajlandii to nie tylko piękne plaże i turkusowa, spokojna woda. Możesz przejść się na galę tajskiego boksu, albo poszukać w dżungli wodospadów. Możesz skorzystać z nocnego życia wysp, które potrafi być bardzo intensywne, i pojawić się na którejś z Full Moon Party. Możesz też ruszyć na najwyższy szczyt Koh Phangan – nie jest zbyt wysoki, ale w połączeniu z wilgocią i brutalnym słońcem potrafi dać w kość.
Khao Ra – najwyższy szczyt Koh Pahngan
Góra ta mierzy sobie lekko ponad 600 metrów wysokości i prowadzi na nią przyjemnie oznakowany szlak. W pewnym momencie miałem już serdecznie dość leżenia na plaży – fajnie się odpoczywa, ale przydałoby się w końcu coś ze sobą zrobić, prawda? Postanowiłem ruszyć na trzydziestokilometrowy spacer prosto na najwyższy punkt wyspy. Nie martw się – można go skrócić do kilku kilometrów (3-4 km w dwie strony), ja po prostu postanowiłem tam dojść spod samego hotelu, a nie podjeżdżać taksówką. Ruszyłem grubo przed świtem, na szczycie zameldowałem się około godziny 9. Piękne widoki na całą wyspę w stu procentach rekompensują wysiłek – jest duszno i gorąco, ale jak będziesz uważny i cichy, to czekają na Ciebie niemałe niespodzianki. Ja miałem okazję dostrzec stado dość sporych, dziko żyjących małp, które na mój widok od razu uciekły w dżunglę. Do tego autostradę mrówek, mnóstwo różnych ptaków… i tylko 2-3 osoby po drodze. Jednak plażowanie jest dużo popularniejsze.
W pobliżu wejścia na szlak zaczyna się też droga do pobliskiego wodospadu. Wodospad absolutnie nie jest imponujący, ale znajduje się tam ładny, duży zbiornik wodny, w którym można swobodnie popływać. W sam raz na relaks po przedzieraniu się przez leśne haszcze.
Jeśli nie wybierasz się w najbliższym czasie na wyspy – resztę wpisu możesz sobie darować. Będą głownie informacje praktyczne związane z noclegami i transportem. Jeśli Cię to nie zraziło – zapraszam do dalszego czytania 🙂
Jak się tam dostać, gdzie nocować?
Na wyspy można dostać się na dwa sposoby. Pierwszy, to samolotem na Koh Samui – na wyspie znajduje się lotnisko. Drugą opcją jest dojechanie pociągiem do Surat Thani, i stamtąd podjechać na terminal promowy. Po niedługim rejsie znajdziemy się na wybranej wyspie. Tutaj uwaga – proponuję rezerwować bilet na prom w pakiecie z przejazdem ze stacji/lotniska/dworca w Surat Thani – wyjdzie dużo taniej, niż przy skorzystaniu z usług miejscowych, czasem bardzo nieuczciwych taksówkarzy. To jedno z niewielu miejsc w Tajlandii, gdzie naprawdę skoczyło mi ciśnienie w rozmowach z przewoźnikami. W końcu skorzystałem z usług firmy Raja Ferry i z czystym sumieniem mogę polecić ich usługi.
Samo poruszanie się po drogach na miejscu jest proste. Albo wypożyczamy, jak wszyscy, skuter lub motor, albo jeździmy taksówkami. Ja sporo chodziłem pieszo, jak i korzystałem z usług tych ostatnich. Tutaj jedna rada – targować się. A co ciekawsze, niektóre taksówki mają na tylnej szybie oficjalny cennik – reszta chyba szybko się go pozbyła, bo ceny są dużo bardziej przystępne niż te, które kierowcy proponują.
Noclegi na Koh Samui i Koh Phangan
Mogę tutaj polecić kilka miejsc, z których korzystałem. Na wyspie Koh Samui byłem tylko kilka dni, więc nocowałem w jednym miejscu, niecałe 4 km od portu:
Villa Giacomelli – za jakieś 50-60 zł za noc dostaniesz przyjemny pokój z klimatyzacją i prywatną łazienką, położony kilka minut od plaży. Dwie minuty spaceru od przyjemnej, lokalnej restauracyjki, gdzie jadłem pyszne zupy.
Za to na Koh Phangan zostałem ponad tydzień, spałem więc w dwóch kompletnie różnych częściach wyspy. Na początku wybrałem bungalow położony bardziej wgłąb wyspy, za to było z niego dość blisko do chyba najlepszej do nurkowania plaży – Haad Yao:
Jungle Garden Bungalows – prywatny bungalow za 50 zł? Czemu nie! Nad łóżkiem moskitiera, przed drzwiami hamak. Brak tylko klimatyzacji – niestety zamiast niej wiatrak. Za to zasypiać w hałasie nocnej dżungli – bezcenne. Bardzo miłe miejsce.
Kolejnych kilka dni to był już typowy wypoczynek nad wodą. Przeniosłem się na południowy-wschód wyspy, gdzie plaże nie były już tak spektakularne, ale mimo wszystko przyjemnie było wypoczywać:
Sunsea Resort – domki położone przy samej plaży – śniadanie możesz zjeść z widokiem na morze, choć trzeba przyznać, że woda w tym miejscu nie jest wspaniała. Jest trochę kamieni na dnie, i przez bardzo duży kawał jest płytko po pas – jak jest dalej, nie sprawdzałem, bo ostatecznie się poddałem i wróciłem na brzeg. Duży wybór standardu domków.
I to tyle. Fakt, że Koh Phangan i Koh Samui to bardzo turystyczne miejsca. Są pełne turystów, i części osób zazwyczaj to nie pasuje – bo są przereklamowane. Ja wychodzę zwykle z założenia, że jeśli gdzieś uderzają tłumy, to często mają ku temu powód. Tak samo jest tym razem – wyspy są przepiękne i urzekające, mają śliczne plaże i piękną, czystą wodę. Rewelacja, raj na ziemi! A spokój od tłumu turystów można znaleźć wszędzie – wystarczy trochę zboczyć z głównych ścieżek. Jeśli się zastanawiasz nad wizytą tutaj – jedź, raczej się nie rozczarujesz.
Wystarczy jeszcze raz rzucić okiem na powyższe zdjęcia, a na żywo jest jeszcze lepiej!