Urlop w raju. Jakie miejsca przychodzą Ci do głowy, gdy czytasz to hasło? Pewnie Malediwy – to miejsce stało się wręcz symbolem luksusowego urlopu. Karaiby, Polinezja Francuska, Bali… No właśnie, indonezyjskie Bali. Ta piękna wyspa nierozerwalnie kojarzy się ze wspaniałym urlopem, fantastycznym miejscem, rajem na ziemi. I pewnie przeciętnemu Kowalskiemu wydaje się nieosiągalna – przez lata myślałem o niej tak samo. Rzucałem okiem na oferty biur podróży – tydzień za 6 czy 7 tysięcy złotych to niezbyt okazyjna oferta. W końcu trafiła się okazja, by znaleźć się w okolicy, więc przyjrzałem się tematowi bliżej. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.

Oczywiście, Bali pełne jest resortów, w których noc kosztuje więcej niż przeciętne dwutygodniowe wczasy w Egipcie, czy restauracji, gdzie niektórzy za obiad płacą więcej, niż ja wydałem na posiłki przez kilka tygodni w Azji. Ale pełne jest również uroczych, małych hotelików w niskich cenach i tanich warungów, jak i przeciętnych restauracji i półluksusowych hoteli z przystępnymi cenami. Krótko mówiąc: Bali jest dla każdego. Jak zorganizować tu wyjazd? Jakie ceny czekają na miejscu? O tym wszystkim poniżej.

Ceny na Bali

Od samego początku ceny w Azji Południowo-Wschodniej mnie zaskoczyły. Wiedziałem, że będzie w miarę tanio, ale czasem było tanio aż do przesady – a niektóre przedmioty czy usługi okazywały się sporo droższe, niż przypuszczałem (tutaj trochę o moich pierwszych wrażeniach pod tym kątem – wpis o cenach w Tajlandii). Mimo, że przed Bali odwiedziłem Tajlandię i Malezję, rajska wyspa… znów mnie zaskoczyła. Ceny na miejscu, gdy poruszasz się po terenach, w których żyją Indonezyjczycy, są naprawdę bardzo niskie. Choć trzeba być czujnym, bo na widok białej twarzy część miejscowych wyczuje okazję i chętnie podniesie cenę nawet kilkukrotnie.

Wściekły atak taksówkarzy

Pisałem już o wściekłym ataku taksówkarzy na lotnisku. Dziesiątki osób w błękitnych koszulkach przekrzykiwały się i napadały turystów wychodzących z hali przylotów, byle tylko złapać klienta. Po kilku odmowach i wyjściu z lotniska z telefonem w ręku byli wręcz agresywni – podejrzewali, że idę zamówić Ubera, który w opinii niektórych taksówkarzy psuje im biznes. Niestety, spotkałem się z wieloma negatywnymi opiniami dotyczącymi kierowców taksówek na Bali, więc korzystałem sporadycznie, zamawiając wóz w konsultacji z właścicielem hotelu. Cenowo wychodziło podobnie, jak Uberem – zła sława dotyczy tylko kierowców, którzy niekoniecznie trzymają się ustalonych przed przejazdem stawek. Mnie nic takiego nie spotkało.

Jeździłem również Uberem – wszystko w porządku i bez problemów, korzystałem również z autobusów (Kura Kura Bus – widzę, że opinii nie ma zbyt dobrych, w moim przypadku wszystko było w jak najlepszym porządku). Za przejazd na trasie Kuta – Ubud płaciłem 80.000 IDR (20 zł – autobus), Padang Bai – Denpasar (lotnisko) – trochę ponad 200.000 IDR (ponad 40 zł).

Bardzo popularną formą transportu na Bali są oczywiście skutery. Tutaj uwaga – potrzebne jest prawo jazdy kategorii A i dokument międzynarodowy – bez tego narażamy się na konieczność płacenia łapówek policjantom, którzy ponoć bardzo lubią kontrolować białych ludzi. Ja przez cały pobyt nawet nie zauważyłem policjanta, ale też nie jeździłem skuterem. Jednoślad można wypożyczyć już od 60.000 IDR za dobę (15 zł), paliwo kosztuje około 2 zł za litr.

Większość miejscowych i turystów porusza się po wyspie na skuterach

Ja wprawdzie nie korzystałem ze skuterów, ale za to wypożyczyłem rower – i była to bardzo przyjemna opcja na zwiedzanie Ubud i okolic. Jednego dnia przejechałem jakieś 40 kilometrów, dotarłem aż nad tarasy ryżowe Tengallang, a całe wypożyczenie sprowadziło się do zapłacenia z góry 40.000 IDR (10 zł). Bez zostawiania dokumentów czy innych formalności.

Jedna z głównych atrakcji Ubud to Monkey Forest. Wstęp do parku kosztuje 10 zł, a za kolejną dyszkę dostaniesz kiść bananów do karmienia uroczych makaków

Pyszne śniadania i obfite obiady

Jedzenie na Bali jest fantastyczne. Co rano do zjedzenia miałem świetne, zielone naleśniki na słodko z bananami, tosty, czy jajka. Do tego obowiązkowo świeżutka sałatka owocowa i pyszny koktajl z mango do popicia. Chwilę później relaks przy kubku aromatycznej, gęstej balijskiej kawy. Najdłużej mieszkałem w okolicach Ubud, i tam właśnie spotkałem się z ogromnymi kontrastami. W centrum ciężko było znaleźć restaurację z nieeuropejskimi cenami – dominowały lokale z menu po angielsku, elegancko wystrojone, gotowe na przyjęcie zachodnich gości z ich zachodnimi portfelami. Ceny w takich restauracjach bardzo przypominały te, z którymi spotykałem się w Hiszpanii – około 10-15 euro za obiad, do tego kilka dodatkowych na kawę czy piwo i wychodziło około 100 zł za osobę za każdą wizytę w restauracji.

Na szczęście tuż w pobliżu znajdują się również warungi, czyli mała, zazwyczaj bardzo prosto wyposażona restauracja, prowadzona przez Indonezyjczyków z miejscowymi cenami. Jak tam wyglądają ceny obiadów? Tak, jak w menu po lewej  stronie. Każdą cenę widoczną w menu dzielimy przez cztery tysiące, żeby wyszły nam złotówki. Wychodzi na to, że najdroższy obiad kosztuje jakieś 5 złotych, a najdroższą pozycją w menu jest… duże piwo, które kosztuje 7,50 zł.

Jak wygląda typowy obiad za 5 złotych?

Głównym jego składnikiem zazwyczaj jest oczywiście ryż. Do tego Indonezyjczycy bardzo często jedzą albo kurczaka, albo owoce morza, o które nad oceanem bardzo łatwo.

No i ryby.

Tak wygląda przykładowa ryba z mojego ulubionego warunga:

Na talerzu obok podana była jeszcze garść orzechów w miseczce, mała miseczka z bardzo ostrym sosem, i talerz ryżu. Rewelacja.

Kopi Luwak. Jaki jest problem z najdroższą kawą świata?

Indonezja słynie z produkcji najdroższej kawy na świecie. Kopi Luwak, bo tak brzmi jej nazwa, pozyskiwana jest w bardzo nietypowy sposób. Jednym z elementów diety Łaskuna (zwanego cywetą) są owoce kawowca. Nie trawi on jednak nasion, a sam miąższ, więc ziarna kawy opuszczają ciało zwierzaka w stanie praktycznie nienaruszonym, choć taka wycieczka nadaje nadaje im nowego aromatu.

Efekt? Kilka tysięcy złotych za kilogram kawy na polskim rynku. Na miejscu w Indonezji można oczywiście dostać ją taniej, ale cena wciąż jest dość abstrakcyjna. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie proces produkcji kawy w wielu miejscach – zwierzaki trzymane są w ciasnych klatkach, karmione jedynie owocami kawowca, które w normalnym środowisku stanowią jedynie ułamek ich diety. Od nadmiaru kofeiny zwierzaki wariują.

Wiadomo, że część producentów nie dba o zwierzaki i stara się zminimalizować koszty – ja jednak chciałem się napić tej popularnej kawy i szukałem miejsca z dobrymi opiniami. Znalazłem, wypiłem kawę (zapłaciłem 120.000 IDR, czyli około 30 zł za filiżankę), a teraz… nie mogę znaleźć tego miejsca. Przeszukuję internet, Google Street View, wszystko, a tu pustka. Albo zapomniałem kompletnie, jak się nazywało, albo wyparowało. Niestety.

Kopi Luwak – filiżanka najdroższej kawy na świecie

Kawa mi smakowała, ale nie jestem ani smakoszem, ani ekspertem – lubię wypić filiżankę czy dwie dziennie i to tyle, więc nie będę się wypowiadał na temat, czy jest warta swojej ceny. Na pewno jest grono ludzi, którzy potrafią docenić jej smak i są gotowi płacić potężne pieniądze – mi na ten moment wystarczy dobra kawa z ekspresu, choć Kopi Luwak napiłem się z przyjemnością.

Jak i jaki wybrać nocleg na Bali?

Powiem krótko – wybieranie noclegu na Bali, w szczególności w Ubud, to zazwyczaj cholernie przyjemne zajęcie, i jedyny problem, na jaki możemy natrafić, to problem bogactwa. Gdy byłem na Lanzarote, miałem duże kłopoty z noclegiem. Rezerwowałem go z dnia na dzień, i pewnego dnia po prostu zabrakło wolnych pokojów. Praktycznie na całej wyspie nie było wolnego pokoju w sensownej cenie (pojedyncze sztuki w droższych resortach). W Ubud ten kłopot nie istnieje – noclegów jest multum, świetnej jakości, w fantastycznych cenach, ze znakomitą obsługą.


Jeśli szukasz noclegu na Bali i będziesz w Ubud, to koniecznie zatrzymaj się w Ubud Rooms B&B. Prosiliście o link do noclegu, więc o to jest – to tutaj otoczy Cię prawdziwy, balijski klimat, poznasz życie miejscowej przemiłej rodziny, a gospodarz chętnie pomoże zagłębić się w klimat wyspy. Do tego pyszne śniadania kawałek od gwaru turystycznego centrum miasta.

Zarezerwuj nocleg!

W powyższym miejscu spędziłem cztery cudowne dni, a cena była zabójcza – jakieś 50 zł za noc za dwie osoby ze śniadaniami. Za ładny, przestronny pokój, z prywatną łazienką i klimatyzacją. I fantastyczną rodziną, która absolutnie się nie narzucała, ale była gotowa pomóc lub doradzić w każdej chwili.

Jeśli szukasz natomiast większego luksusu, nic prostszego!

Odpal booking, airbnb czy agodę, ustaw interesujące Cię parametry i przebieraj w ofertach. Czterogwiazdkowe pokoje dostaniesz już za lekko ponad 100 zł za noc, z gwarancją jakości – wystarczy przejrzeć opinie gości, wybrać hotel z oceną powyżej 9/10 na bookingu. Ta taktyka jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.

A co powiesz na prywatną willę z basenem – tylko dla Ciebie i drugiej osoby – już za 80 zł za noc? Nic prostszego. Dodam jeszcze, że na Bali nocowałem całkowicie za darmo – dzięki systemowi poleceń na Airbnb. Kilkanaście osób odebrało zniżkę 100 zł na swoją pierwszą rezerwację przez ten portal, dzięki czemu na moim koncie też uzbierało się trochę grosza. Jeśli nie korzystałeś jeszcze z Airbnb, a chcesz skorzystać z promocji, w tym artykule dowiesz się więcej: Jak zrobić rezerwację z Airbnb? O korzyściach apartamentów – JZP #02

Cudownie zielone tarasy ryżowe!

Wszystko pięknie, tylko… daleko. Jak dostać się na Bali?

No właśnie, największy problem w podróży do tej rajskiej wyspy, to dostanie się na nią. Na miejscu wszystko wygląda cudownie, ale trochę czasu i środków trzeba poświęcić, by na tej perełce Indonezji się znaleźć. Przede wszystkim:

  • warto śledzić promocje pojawiające się na stronach typu WakacyjniPiraci,
  • ustawić alerty cenowe w wyszukiwarkach na interesujące nas połączenie,
  • przeczytać wpis o wyszukiwarkach lotniczych

Bilety z Polski kupimy standardowo za około 2,5 tysiąca złotych, w promocji można trafić taniej, poniżej dwóch tysięcy. Średnio kilkaset złotych taniej jest u naszych zachodnich sąsiadów – dużo łatwiej trafić bilety tańsze niż 2000 zł z Berlina.

Można też próbować dostać się tańszymi liniami do Azji i stamtąd poszukać lokalnego połączenia na Bali. Jedną z możliwości jest lot linią Norwegian z Londynu do Singapuru (można trafić nawet w okolicach 1000 zł), czy z Berlina lub Aten również do Singapuru tanią linią Scoot. Z tego małego państwa na Bali dolecimy już za jakieś 300 zł (w 2 strony rzecz jasna).

A kiedy lecieć na Bali? Czy trzeba bać się pory deszczowej?

No właśnie – częstym haczykiem (choć nie jest tak zawsze) w najtańszych ofertach biletów lotniczych jest fakt, że trafiamy w sam środek pory deszczowej. Co do tego zjawiska zdania są bardzo podzielone. Jedni mówią – żadna różnica, popada godzinę w ciągu dnia i tyle. Inni – pora deszczowa może zepsuć nam urlop i nie wychylimy nosa z hotelu. Ile w tym wszystkim prawdy, ciężko mi powiedzieć, mam za małą próbę statystyczną.

Wulkan Agung – święta góra Balijczyków

Znajomi byli na Bali w samym środku pory deszczowej i skłaniali się zdecydowanie do pierwszej opinii – deszcz prawie w ogóle nie przeszkadzał, czasem trzeba było się schować na chwilę i tyle. Ja byłem w lutym, czyli teoretycznie w końcówce pory deszczowej, gdzie powinno jeszcze sporo padać. Nie padało ani razu, co było sporym zaskoczeniem. Wyboru każdy musi dokonać sam.

A może… biuro podróży?

Rzuciłem okiem na oferty biur podróży, i są przeróżne. Niektóre wydają się mieć tak olbrzymie prowizje, że aż przykro się na to patrzy – można samemu zorganizować identyczny wyjazd, w tym samym standardzie, dużo, dużo taniej. Jest za to trochę ofert, które naprawdę wyglądają sensownie, i ciężko byłoby ułożyć podobny wyjazd samemu, taniej. Wszystko zależy od tego, czego oczekujesz, i jeśli wolisz dopłacić trochę złotówek w zamian za zaoszczędzenie czasu, który trzeba by poświęcić na organizację – na pewno znajdziesz coś dla siebie. Mi natomiast układanie planu, szukanie noclegów i przejazdów sprawia niesamowitą frajdę, i zostaję przy samodzielnych wyjazdach.

Wizyta na Bali zmieniła wiele moich wyobrażeń na temat tego kawałka świata. Przyznam się szczerze, że ani nie widziałem popularnego „Jedz, módl się i kochaj”, ani nie wiedziałem nic wcześniej na temat tej wyspy, a wiele mitów w mojej głowie pojawiło się na podstawie jakichś przypadkowych strzępków informacji. Teraz już wiem, że na Bali są fajne plaże, ale jest dużo lepszych całkiem niedaleko. Wiem, że nie trzeba wydać fortuny, by spędzić urlop w raju.

Wiem też, że warto spędzić kilkadziesiąt godzin w podróży nawet dla jednego balijskiego zachodu słońca. Patrzeć na piękne, kolorowe niebo. Słuchać okropnie głośnej dżungli. Smakować tej wspaniałej chwili i nie myśleć o niczym więcej.